24.
– Dyć mam wygodne łóżka. Dobre wielkopolskie drewno. Na co się państwu kłaść w obórce ze świniami? Po cholerę jasną takie mecyje? – dziwił się chłop.
Fabisiak włożył do kieszeni przybrudzonego serdaka mężczyzny kolejne dwie pięćdziesiątki.
– Panie, co pan, kurwa, jakiś wioskowy filozof jesteś czy co? No jak pragnę zdrowia, pan będziesz spał z tymi świniami czy my?
– Po prawdzie nie ja.
– No właśnie. To po kiego wała się pan martwisz?
– Dyć to nie po chrześcijańsku tak gościa traktować.
Nerwy Stefana wydawały się być napięte do granic możliwości.
– No żesz kurza twoja twarz, patafianie! Jak cię pizdnę w gębę to będziesz miał po chrześcijańsku, ale swój własny osobisty pogrzeb wyprawiony! Masz tu jeszcze dwa Kaziki i przymknij wreszcie tę koparkę! Aha, i około ósmej przynieś nam coś do żarcia. Ale pamiętaj, około ósmej. Wcześniej nie chcę widzieć twojej mordy.
Luśka obserwowała całą sytuację z pewnej odległości.
– Koniec końców niechaj i tak będzie. – zgodził się chłop. – A panienka to kto?
– Jaśnie hrabina Walewska. – oznajmił mocno zdenerwowany już Fabisiak. – Co cię to tak, franco, interesuje? Staje ci na widok młodej dupy, co?
Gospodarz wyraźnie się zmieszał. Podkręcił sumiastego wąsa, odwrócił się na pięcie i poszedł w kierunku chałupy.
Pół godziny później Stefan i Luśka leżeli wyciągnięci w przeciwnych kierunkach na sporej wiązce siana. Oboje byli bardzo zmęczeni. Fabisiak nie zmrużył w nocy oka, podobnie jak i dziewczyna, która miała niemiłą, choć łatwą do przewidzenia przygodę z kierowcą tira.
– Stef?
– No?
– Chcesz mnie przelecieć?
– Niekoniecznie. Nabzykałem się ostatnio za wszystkie czasy.
– Ale takiej młodej brochy nie miałeś.
– Ano nie.
Dziewczyna przysunęła głowę tak aby zetknąć się z głową Fabisiaka.
– Pierwszy raz mam już dawno za sobą.
– Domyślam się.
– Ej, nie rób ze mnie dupopodajki!
– Nie mów, że bzykanie cię nie kręci.
– Kręci. – potwierdziła Luśka. – Ale nie z byle kim i nie byle gdzie.
– Aha, czyli ten pierwszy raz miałaś pewnie w królewskiej komnacie, a rozdziewiczającym był sam Książę Walii?
– Oj, nie przygryzaj mi. – żachnęła się Luśka.
– Bo?
– Bo pewnie z ciebie nie lepszy gamoń od tych wszystkich, którzy zakosztowali moich specjałów.
Fabisiak zamilkł. Sprawiał wrażenie jakby myślami był gdzie indziej.
– Stef… No, Stefan!
– Co jest?
– Opowiedz coś o sobie.
– Daj spokój, mała. Co ja na spowiedzi jestem? W tele-variete występuję czy jak?
– Ale jesteś dwa czy nawet trzy razy starszy ode mnie.
– Tak, tak, od razu pięć razy starszy. Nie rozpędzaj się.
– No bo widzisz, nikt nigdy nie podchodził do mnie tak jak ty.
Fabisiaka zaskoczyły słowa dziewczyny.
– To znaczy jak?
– Jak do człowieka. Za dzieciaka nie bardzo obchodziłam starych. No chyba, że trzeba było skoczyć po wódkę na melinę, i to najczęściej z jakimś fantem zamiast kasy. Stary nie trzeźwiał w ogóle. Tankował od świtu do świtu. Wlewał w siebie wszystko, co miało w sobie choć odrobinę alkoholu, nie wyłączając wody kolońskiej czy płynu Borygo. Matka tyle nie chlała. Miała okresy zupełnej trzeźwości, ale właśnie wtedy była nie do życia. O wszystko się przykurwiała, nic jej nie pasiło. Najbardziej ją bolało to, że ani ja ani mój młodszy o rok brat nie przynosimy do domu pieniędzy. Nie ma kasy, nie ma gorzały – rachunek jest prosty.
– Nie mogła sama zarobić? – całkiem słusznie zapytał Fabisiak.
– Mogła, i coś tam zarabiała. Z zawodu jest krawcową. Ale kto będzie trzymał w robocie babkę, która co jakiś czas robi sobie dłuższy nieplanowany urlop, a po przyjściu do roboty dogorywa przez następne 3-4 dni?
– No tak…
– Więc stara brała czasami jakieś fuchy do domu i szyła. Wtedy było w miarę spokojnie, oczywiście jeśli ojciec się nie przebudził i nie zaczął szukać po mieszkaniu ukrytych, w jego mniemaniu, butelek alkoholu. Matkę brała wtedy kurwica. Darła się do starego słowami w rodzaju „Ty stary chuju, czy ja ci kiedyś schowałam gorzałkę? Wypić, bym ci wypiła, ale na kiego pierona miałabym chować tego nie wiem!”.
– I pewnie awantura gotowa, co?
– To zależy. Jak ojciec był mocno wypity to dawał spokój, bo i nie bardzo miał wtedy siły walczyć. Ale gdy akurat był w miarę trzeźwy, a całkiem trzeźwy nie był nigdy, to potrafił nieźle przygrzmocić starej. Wtedy właśnie matka posyłała mnie na melinę dając do ręki jakiś towar na wymianę.
Zaległa kilkuminutowa cisza.
– To nie miałaś sielskiego dzieciństwa. – filozoficznie zauważył Fabisiak.
– Ano nie miałam. Ale potem było jeszcze gorzej. Stara znalazła sobie kochanka, którego nazywałam Niecierpkiem, bo serdecznie go nie cierpiałam. To był oślizły typ, wiecznie zarośnięty, z petem przylepionym do gęby i włosami przygładzonymi jakąś okropnie błyszczącą mazią, możliwe że własnymi glutami. Pamiętam, że poznawałam, że się zbliża po smrodzie jaki unosił się z jego skarpet. Jego jeszcze nie było widać, ale w powietrzu unosił się już charakterystyczny fetor. Co za obleśny knur.
– Przystawiał się do ciebie?
– Skąd wiesz?
– Z tymi oślizłymi typkami zazwyczaj tak jest, że jak znudzą się starą, to potem obłapiają brudnymi łapskami jej córkę.
– Ten widać postanowił od razu wskoczyć na głęboką wodę, bo pewnego wieczoru po prostu wlazł goły do mojego łóżka. Naiwnie myślałam, że to pomyłka, że jak zorientuje się, iż pomylił łóżka, to zaraz sobie pójdzie. I owszem, poszedł, ale po wszystkim.
– To bydlę. Ale dziwi mnie, Luśka, że tak spokojnie o tym gadasz.
– Widzisz Stef, mam dopiero 16 lat, ale tyle już w życiu przeszłam, że teraz ciężko mi nawet o jedną łzę.
Dziewczyna przesunęła się w stronę Fabisiaka, a widząc, że ten nie protestuje wtuliła się w niego.
Stefan momentalnie dostał silnej erekcji. Tak silnej, jakiej nie pamiętał od dawna, od lat młodzieńczych, kiedy z chłopakami, dla hecy, na stojących prąciach zawieszali sobie aluminiowe kubły na wodę wypełnione ziemią – wygrywał ten, którego penis udźwignął najcięższą zawartość. Fabisiak czuł, że dzisiaj bez problemu zdobyłby w tych zawodach miejsce na podium. Niemniej wcale nie pragnął seksu z Luśką. Tym razem pożądanie nie łączyło się z chęcią zdobycia.
Zapadł zmierzch. Dwójka wtulonych w siebie osób przeniosła się w objęcia Morfeusza.
na część 25 zapraszamy tu:
(S)Mętny żywot Fabisiaka – cz. 25