Pod koniec lutego tego roku, w czasie gdy nadciągała do nas trzecia fala epidemii koronawirusa, media obiegła informacja o śmierci podróżnika i kajakarza Aleksandra Doby. Śmierć nie byle kogo, i śmierć nie byle jaka. Doba zmarł bowiem chwilę po zdobyciu góry Uhuru, leżącej w masywie Kilimandżaro, na granicy Tanzanii i Kenii. Oficjalnie podano, że odejście nastąpiło z przyczyn naturalnych. Mniej oficjalnie mówi się o zawale serca, co nie do końca potwierdzałoby slogan, że „sport to zdrowie”. Tak czy inaczej, Aleksander Doba, pierwszy kajakarz, który dzięki sile swych mięśni przepłynął z kontynentu na kontynent, zejście z tego łez padołu miał niepospolite. Ale i on sam był osobą nietuzinkową, uparcie dążącą ku obranemu celowi.

Z wykształcenia inżynier mechanik, przez wiele lat pracował w Zakładach Azotowych w Policach. Mając już po 30-tce Doba zaczął na poważnie uprawiać kajakarstwo. Każdy wolny weekend oraz 26 dni przysługującego mu rocznie urlopu spędzał w kajaku, wyznaczając sobie coraz to nowsze cele do spełnienia. Najpierw przepłynął Polskę po przekątnej, potem jako pierwszy kajakarz w historii przepłynął całą Wisłę. Kolejne rekordy w kajaku wiązały się już z przekraczaniem granic państwowych. W 2010 r. Aleksander Doba pierwszy na świecie pokonał kajakiem Atlantyk, przepływając z kontynentu na kontynent (z Dakaru do Fortalezy w Brazylii) wyłącznie dzięki sile mięśni. w 2015 r. kajakarz ze Swarzędza został Podróżnikiem Roku wg czytelników „National Geographic”.

Aleksander Doba był autorem dwóch książek o sobie, ale pisali o nim także inni. Mi wpadła w ręce publikacja Dominika Szczepańskiego zatytułowana „Na oceanie nie ma ciszy”, z podtytułem „Biografia Aleksandra Doby, który przepłynął kajakiem Atlantyk”, wydana przez Agorę 6 lat temu. Nigdy nie byłem fanem kajakarstwa ani zwolennikiem bicia rekordów przepłynięć, niemniej z szacunku do dokonań Doby, a także poniekąd z chęci poznania tego zarośniętego (niestrzyżona miesiącami broda i włosy były znakiem rozpoznawczym A.D.) podróżnika, sięgnąłem po wyżej wymienioną lekturę. Nie wiem czy udało mi się poznać Aleksandra Dobę w życiu prywatnym, bo większość książki zajmuje jego relacja z bicia kajakowych rekordów, natomiast nie mogę też powiedzieć, że „Na ocenie nie ma ciszy” to pozycja słaba, nie warta przeczytania. Większość książki zajmują wypowiedzi samego Doby, co dla mnie jest plusem. Fani sportów wodnych oraz czytelnicy tzw. literatury morskiej na pewno będą usatysfakcjonowani, ale i zwykły Kowalski dowie się tu kilku ciekawych rzeczy.

Poniżej zamieszczam kilka fragmentów książki. Utworem muzycznym ilustrującym dzisiejszy wpis jest nagranie raperów o ksywkach Joker i b.Y.q, znanego także jako Młody Byczek, pt. „Aleksander Doba”.

O dzieciństwie:

„To rodzice rozbudzili we mnie chęć poznawania świata. Zabierali mnie na małe wycieczki, opowiadali o dalekich miastach, starali się, żebym był otwarty na nowości, a do tego zaradny. Gdy miałem 15 lat wziąłem rower, i wyruszyłem na wyprawę rowerową ze Swarzędza nad morze, do Świnoujścia, a potem wzdłuż wybrzeża, do Krynicy Morskiej i dalej do domu. Trwała chyba miesiąc. Jakoś przekonałem rodziców, że sobie poradzę. Komórek nie było, to kartki po drodze wysyłałem. Tydzień szły, więc w chwili, gdy przychodziły do domu, byłem już gdzie indziej. Mam wrażenie, że w Polsce było wtedy bezpieczniej”.

O przygodach na Atlantyku podczas bicia rekordu:

„Grecki tankowiec miał jakieś 300 metrów długości. (…) Chcieli mnie przyciągnąć i ratować. Zacząłem machać rękami, próbować zatrzymać akcję. Krzyczałem „No rope!”. Żadnej liny. A potem: „I’m OK! I’m OK!”. (…) Statek nie chciał dać za wygraną. Załoga mi machała, chciała rzucać rzutką. W końcu się wkurzyłem. Nie wytrzymałem i krzyknąłem „Spierdalać!”. Zaległa cisza, przestali machać skonsternowani. Po chwili odkrzyknęli „Bye, bye!”. I po kolejnej godzinie, gdy nastała noc, odpłynęli”.

O swojej filozofii życiowej:

„Jak mi coś dolega, to nie załamuję rąk, tylko kombinuję, jak temu zaradzić, usunąć przyczynę. Postęp ludzkości bierze się z powodu niedosytu. Jak ludzie mają już wszystko, to nadchodzi kryzys. Wielkie cywilizacje upadały z przesytu”.

Aleksander Doba
Pełne nazwisko: Aleksander Ludwik Doba.
Ur. 09.09.1946 r. – Swarzędz, woj. poznańskie, Polska.
Zm. 23.02.2021 r. – Kilimandżaro, Tanzania.
Żona: Gabriela (do 23.02.2021, jego śmierć), 2 synów: Bartłomiej i Czesław.

Ważniejsze osiągnięcia: Akademicki Mistrz Polski w Kajakarstwie Górskim (2003, 2004), pierwsze w historii przepłynięcie kajakiem całej Wisły, pierwsze przepłynięcie na świecie kajakiem przez Atlantyk z kontynentu na kontynent wyłącznie dzięki sile mięśni (2010).
Wybrane nagrody i odznaczenia: 3x Nagroda Kolosa (2000, 2009, 2014), Nagroda Super Kolos 2011, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (2015), Podróżnik Roku National Geographic (2015), Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski (2021, pośmiertnie).
Wydane książki: „Olo na Atlantyku. Kajakiem przez ocean” (Wydawnictwo Bezdroża, 2012, wydanie drugie: 2016), „Na fali i pod prąd” (z Weroniką Górską, Wydawnictwo Stapis, 2016).
Strona internetowa: TUTAJ

Dodaj komentarz