23.
Na dworze dniało. O tej porze szosa łącząca Kopydlin z najbliższym miastem powiatowym była pusta. Nie było widać nawet ciężarówek przewożących mleko.

Fabisiak pruł sportową lancią grubo ponad dozwoloną prędkość. Mężczyzna nie należał do maniaków motoryzacji, wiedział jednak, że miejscowy patrol policji, dysponujący dwoma wysłużonymi polonezami i zdezelowanym motorowerem marki Junak w bezpośrednim pościgu nie ma najmniejszych szans. Jednak to nie policja była największym wrogiem uciekiniera. Stefan doskonale orientował się, że gniew Kliczki i jego ludzi będzie ogromny, a ich możliwości pościgowe nieporównywalnie większe od tego czym dysponowała lokalna drogówka.

Fabisiak pokonał właśnie dość ostry zakręt, gdy jego oczom ukazała się podskakująca na poboczu i wymachująca rękami dziewczyna. Mijając ją nacisnął na hamulec. „Wezmę suczkę dla towarzystwa. Może już nie dane mi będzie zaznać zapachu samiczki”, pomyślał filozoficznie. Lancia zatrzymała się 50 metrów od machającej. Dziewczyna szybko podbiegła do wozu.

– Zabierzesz mnie ze sobą?
– A dokąd walisz?
– A ty?
– OK. Wsiadaj.
Autostopowiczka szybko zajęła miejsce obok Fabisiaka. Auto ruszyło.
– Gdzie masz bagaż?
– Nie mam. Został w tirze…
Dopiero teraz Stefan zauważył, że dziewczyna nie ma rajstop, zaś spódnica i jasnej barwy bluzka noszą ewidentne ślady walki i tarzania się po jakichś mało czystych przestrzeniach.
– Wsadził? – bez ogródek zapytał Fabisiak.
– Próbował. Ale w końcu tak mocno kopnęłam go w jaja, że aż się skulił. Wtedy uciekłam. Drab mnie gonił, lecz miał tak wielki bebzon, że po paru metrach dał spokój.
– Nie boisz się, że ja też będę chciał umoczyć?
– Nie. Masz zbyt dobrą twarz, by być skurwysynem.
Stefana mocno zdziwiły słowa dziewczyny. Miał już dobrze ponad 40 lat życia za sobą, ale jeszcze nikt nigdy nie powiedział mu, że ma dobrą twarz. Przejrzał się w lusterku wstecznym.
– Jakoś za bardzo nie widzę tej dobrej twarzy.
– Nieważne, lej na to. Wystarczy, że ja widzę. Nie skrzywdziłbyś nawet muchy. No chyba, że latałaby ci koło jajec w czasie wypróżniania na świeżym powietrzu. A tak w ogóle to Luśka jestem.
– Stefan.
– Stefan… Ładnie. Dokąd jedziesz, Stef?
– Ja zapytałem pierwszy. A Stef jestem tylko dla wafli.
W aucie zapanowało milczenie. Fabisiak domyślał się, że Luśka nie ma konkretnego celu podróży. Zresztą on sam także nie wiedział dokąd ma jechać.
– Stef, jak masz trochę kasy to tu niedaleko jest niezły zajazd z miejscówkami do spania.
Akurat pieniądze nie były zmartwieniem Fabisiaka. W schowku wykradzionego kradzionego auta znalazł około 5 tysięcy w banknotach po 50 zł.
– Możemy się gdzieś zatrzymać, ale nie w zajeździe.
– Ahaś. Kumam.
– Co kumasz?
Dziewczyna nie odpowiedziała. Wygodniej rozlokowała się na siedzeniu, ściągnęła także buty.


na część 24 zapraszamy tu:

(S)Mętny żywot Fabisiaka – cz. 24


Dodaj komentarz