Zazyjkultury.pl wraz z Wydawnictwem Vesper zaprosiły mnie ponownie do bluźnierczych wszechświatów Lovecrafta. Błędnie sądziłem, że będzie to zwykła powtórka – chociaż pięć opowiadań zebranych w tym tomie występuje też w „Zgrozie w Dunwich”.

Wydawać by się mogło, że pięć opowiadań to niewiele, ale złożyły się na całkiem pokaźny tom. Wybór pięciu najlepszych, najbardziej reprezentatywnych dla twórczości Cienia z Providence tekstów jest wspaniałym wstępem do zapoznania się z tym niezwykłym pisarstwem. Często pisze się w kontekście tego tomu o „zestawie startowym” i jest w tym sporo racji. Co od wyboru opowiadań – z pewnością są to jedne z najbardziej zapadających w pamięć, choć objętość nie pozwoliła na zawarcie oprócz „Zewu Cthulhu”, „Szepczącego w ciemności”, „Widma nad Innsmouth”, „Zgrozy w Dunwich” i „Koloru z innego wszechświata” innych znaczących tekstów – na tyle na ile znam i podziwiam tą twórczość (choć nie podzielając ateistycznego kosmicyzmu), widziałbym am „W górach szaleństwa” i „Muzykę Ericha Zanna”, ale po pierwsze – objętość, po drugie – fan zawsze chciałby więcej, po trzecie – jest przecież dostępny zbiór „Zgroza w Dunwich”. Tak więc, zważając na wspaniałe tłumaczenie Macieja Płazy, posłowie Mateusza Kopacza, a przede wszystkim – czego zabrakło mi we wzmiankowanym pełnym wyborze – oprawie graficznej Krzysztofa Wrońskiego, jest to piękne wydanie zdolne zarazić podziwem dla twórczości Lovecrafta. Co prawda nie brak na rynku wydań starszych, w innych tłumaczeniach – ale są one problematyczne w odbiorze, inaczej zredagowane – na podstawie inaczej skompilowanych tekstów Mistrza, o czym wspomina M. Kopacz, a mistrzowskie tłumaczenie Płazy, choć dla niektórych zbyt kwieciste, dla mnie tętni pięknym, eleganckim rytmem i szacunkiem dla słowa, z którym kojarzy mi się dawniejsze pisarstwo.

Niewątpliwym atutem jest tu dla mnie oprawa graficzna – mimo albumowego wydania z ilustracjami Berengera nasz rodzimy grafik pozostaje numerem jeden w poziomie detalu, mroczności, plastycznym oddaniu owego plugastwa. Zbiór nie jest co prawda tak bogaty w ilustracje jak np. Nemezis, ale podobnie jak warstwa treściowa daje wspaniały przedsmak czekającej nas przygody, gdy zechcemy pójść dalej.

Dlaczego błędnie sądziłem, że będzie to zwykła powtórka? Znałem przecież te teksty z pierwszego zbioru Vespera, już wcześniej się nimi zachwycałem – ku mojemu zaskoczeniu czytałem je niemal od nowa, bardziej skupiając się na opisach i wyobrażeniu przestrzennym przedstawianych krajobrazów. Lovecraft potrafił w niepokojący sposób wygnać nas na pustkowia Nowej Anglii, do mrocznych lasów, na przerażająco ciche wzgórza, do rozpadającego się, pozornie wymarłego miasta, precyzyjnie malując nietypowość tego, co moglibyśmy zobaczyć jako powszednie. Nie chodzi już nawet o to, że gęsto powtarzały się bluźnierstwo i plugastwo, co mogło niekiedy razić – wrażenie robi niejaka synestezja, operowanie na nieokreślonym styku wizualno-dotykowo-węchowym, budowanie grozy przez kreację istot czy zjawisk obcych naszemu pojmowaniu, wychodzących poza nasze fizykalne prawa. Bogata fantazja Lovecrafta potrafiła zbudować takie okropieństwa jak prawdziwa postać Wilbura Whateleya (podobnie odrażająca jak Pradawni z Gór Szaleństwa), odstręczające wonie, niemożliwe do określenia kolory (sam pomysł Koloru z innego wszechświata jest porażający, aż prosi się o ekranizację), odrażający chów wsobny w Dunwich i ohydne deformacje w Innsmouth.

Co do samego przesłania  – antyludzkiego kosmicyzmu, mikrości człowieka wobec bezdusznego wielowymiarowego wszechświata, płonności i bezsilności naszych wierzeń i przede wszystkim (co widać po protagonistach, ludziach nauki i rozumu) nieprzystawalności naszej percepcji do zjawisk o jakich nie śniło się nam w najgorszych koszmarach – nie muszę podzielać stanowiska Lovecrafta, by docenić jego bogatą fantazję, sprawne pióro i precyzję (bo nie zawsze łatwość, wszak operował słowem bazując na nauce, mitologii, historii, architekturze) przekazu. Perełką jest tu podejście do dziennikarstwa – o ile naukowcy zwyczajnie nie radzą sobie z ogromem zgrozy, dziennikarze zawsze głupkowato wyśmiewają bądź ostentacyjnie ignorują „ludowe bajania”.

Gorąco polecam dla tych, którzy chcą poznać wpływową twórczość, która nadal w warstwie literackiej pozostaje skarbem głównie dla wąsko ukierunkowanej grupy fanów.

Za pozycję do recenzji bardzo dziękuje Zazyjkultury.pl i wydawnictwu Vesper.

Dodaj komentarz