No hej smithowe świry! Pora na porcję pulpy! Cóż za szalona uczta!
Mark Sabat. Dumne oblicze, niepohamowany popęd. Człowiek po epizodzie homoseksualnym w młodości, były ksiądz, były komandos SAS, egzorcysta. Szalona mieszanka na miarę szalonej pulpy.

sabat chSabata poznajemy, gdy jego ciało astralne śledzi złego bliźniaka, Quentina, wcielenie zła. Namierzywszy go, Mark wyrusza w las by ostatecznie się z nim zmierzyć. Oczywiście coś idzie nie tak, skutkiem czego ich duszę się łączą w jednym ciele. Od teraz egzorcysta będzie walczył z własnym opętaniem, by nie zejść na Ścieżkę Lewej Ręki. To jednak nie jego jedyny problem. Niechętne mu władze kościelne wzywają go, by zbadał dziwne mordy na cmentarzu przy opuszczonej świątyni. Okazuje się, że ohydna hydra szatańskich kultów podnosi swój plugawy łeb, wykorzystując moc dawno pogrzebanego maga. Co ciekawe, Smith nie poszedł w prostą opozycję Bóg-Szatan, o nie. Mamy tu voodoo, Bogów Rada i Bogów Rozkładu, ale nasz egzorcysta korzysta też ze swojej słabnącej wiary w Boga.

Mark jest istnym wcieleniem chaosu. Nie planuje, bo przecież jak miałby się tego planu trzymać, idzie na żywioł, bez zastanowienia ładuje się w kłopoty, temperament nie pozwala mu opierać się wdziękom kobiet (nawet w trakcie egzorcyzmu), a gdy kobiet brak – zadowala się sam. Ba, potrafi w trakcie tego aktu zrobić przewrót walcząc o życie – bo dlaczego miałby przerywać! Czasem potrafi się do czegoś dokładnie przygotować, bo po chwili popełnić jakiś niewiarygodnie głupi błąd.

Znów mamy małe miasteczka – to tu pączkuje straszny kult. I jakoś niepotrzebne jest wiarygodne wyjaśnienie, jak patrzą sobie w oczy mieszkańcy dzień po masowej orgii, nie czepiajmy się szczegółów. Drobiazgowość trzeba zawiesić na kołku, a Autor zapewni nam przednią zabawę.

Świetne opisy egzorcyzmu i potwornych ożywieńców, ciekawa wizja ostatecznej bitwy, dramatyczny finał. Wszystko to ubrane w okładkę… odpowiadającą czwartej części, ale co tam.

Dodaj komentarz