No hej smithowe świry! Pora na porcję pulpy! Cóż za szalona uczta!
Mark Sabat. Dumne oblicze, niepohamowany popęd. Człowiek po epizodzie homoseksualnym w młodości, były ksiądz, były komandos SAS, egzorcysta. Szalona mieszanka na miarę szalonej pulpy.
Sabata poznajemy, gdy jego ciało astralne śledzi złego bliźniaka, Quentina, wcielenie zła. Namierzywszy go, Mark wyrusza w las by ostatecznie się z nim zmierzyć. Oczywiście coś idzie nie tak, skutkiem czego ich duszę się łączą w jednym ciele. Od teraz egzorcysta będzie walczył z własnym opętaniem, by nie zejść na Ścieżkę Lewej Ręki. To jednak nie jego jedyny problem. Niechętne mu władze kościelne wzywają go, by zbadał dziwne mordy na cmentarzu przy opuszczonej świątyni. Okazuje się, że ohydna hydra szatańskich kultów podnosi swój plugawy łeb, wykorzystując moc dawno pogrzebanego maga. Co ciekawe, Smith nie poszedł w prostą opozycję Bóg-Szatan, o nie. Mamy tu voodoo, Bogów Rada i Bogów Rozkładu, ale nasz egzorcysta korzysta też ze swojej słabnącej wiary w Boga.