Thomas Ligotti tym razem nie w formie opowiadań, a pewnego rodzaju eseju o pesymizmie i tym, że życie jest chorobliwie bezużyteczne.

IMG_20180916_132433

Miałem problem z tą książką, nie tylko dlatego że ze względu na inne zapatrywania jest dla mnie li tylko ciekawostką i wglądem w podejście autora. Nawet nie chodzi o to, że w ten postmodernistyczny sposób usiłuje obalić wszelkie fundamenty – religię, rodzinę, tradycję, narodowość et cetera jako nieważne i wydumane kotwice. Cóż, dla jednego kotwica, dla innego korzenie. Problemem był tu – również postmodernistyczny – niespójny i sprzeczny bełkot, przynajmniej na początku. Wygodne ustawienie wszystkiego jako względne, a nazwanie samobójstwa konsekwentnym dla pesymistów – prostactwem, traktowanie nie-pesymistów jako uwięzionych w ułudzie zgrabnie zamyka pole dyskusji i krytyki. Jakby w ogóle takowe miały jakieś znaczenie. Odarcie wszystkiego z sensu i celu – nie przemawia to do mnie, ale można i tak.

Poza tymi zastrzeżeniami ten specyficzny rzyg emocjonalny w miarę postępu lektury układa się we w miarę konsekwentną całość. Nie jest to przecież rozprawa naukowa, a bardzo emocjonalny i subiektywny monolog, z którym można się zgodzić lub nie – i ponownie, nie ma to znaczenia. Daje za to, przez rzut oka na pisma Zappfego, Mainlandera, Ciorana i innych, ogląd antynatalistycznej filozofii będącej podszyciem twórczości Samotnika z Detroit. Nie musiał mnie przekonać, ale z pewnością do ponownej lektury Teatro Grottesco i innych opowiadań podejdę lepiej przygotowany.

Nawet nie wiem, czy chcę się tu bardziej rozpisywać. Kto chce poznać twórczość Autora, powinien zacząć od opowiadań (gdyby mnie nie zauroczyły, nie wiem, czy przebrnąłbym 1/3 Spisku), kto pozna i polubi, będzie chciał po to sięgnąć. Odrębnie – nie widzę chyba potrzeby, ale w końcu weird fiction jest samo w sobie dość hermetyczne, a co dopiero rozważania o tym, że ludzkość powinna się wygasić.

Dodaj komentarz