Thomas Ligotti tym razem nie w formie opowiadań, a pewnego rodzaju eseju o pesymizmie i tym, że życie jest chorobliwie bezużyteczne.
Poza tymi zastrzeżeniami ten specyficzny rzyg emocjonalny w miarę postępu lektury układa się we w miarę konsekwentną całość. Nie jest to przecież rozprawa naukowa, a bardzo emocjonalny i subiektywny monolog, z którym można się zgodzić lub nie – i ponownie, nie ma to znaczenia. Daje za to, przez rzut oka na pisma Zappfego, Mainlandera, Ciorana i innych, ogląd antynatalistycznej filozofii będącej podszyciem twórczości Samotnika z Detroit. Nie musiał mnie przekonać, ale z pewnością do ponownej lektury Teatro Grottesco i innych opowiadań podejdę lepiej przygotowany.
Nawet nie wiem, czy chcę się tu bardziej rozpisywać. Kto chce poznać twórczość Autora, powinien zacząć od opowiadań (gdyby mnie nie zauroczyły, nie wiem, czy przebrnąłbym 1/3 Spisku), kto pozna i polubi, będzie chciał po to sięgnąć. Odrębnie – nie widzę chyba potrzeby, ale w końcu weird fiction jest samo w sobie dość hermetyczne, a co dopiero rozważania o tym, że ludzkość powinna się wygasić.