Książka z bardzo ładnym tytułem wydawałoby się sielankowo, jednak okładka mimo tych kolorowych kwiatków ma też na drugim planie mroczny dom. Wiem, że nie ocenia się książki po okładce, jednak po przeczytaniu, idealnie obrazuje ona wnętrze, jej treść i całą historię.
Tak naprawdę „Kwiaty na poddaszu”, napisane przez nieżyjącą już amerykańską pisarkę Virginie Cleo Andrews nie są jakąś nowością,
gdyż powstały w 1979 roku i rozpoczynają sagę o losach rodziny Dollangangerów.
„Kwiaty na poddaszu” to bardzo emocjonalna powieść psychologiczna. Jest piękna mama, piękny tata i dzieci Chris, Cathy, a potem bliźnięta Cory i Carie. Jednak sielanka i beztroskie życie rodziny kończy się wraz z tragiczną śmiercią głowy rodziny.
Zaczyna się desperacka walka o przetrwanie- dosłownie. Corrine- mama dzieci zabiera czworo swoich pociech, do domu swoich zamożnych rodziców, z którymi przez 15 lat nie miała kontaktu. Została wydziedziczona, gdyż jej rodzice mieli bardzo surowe zasady wychowania i poglądy na pewne rzeczy. Corrine złamała je, zakochując się w nieodpowiedniej osobie. Teraz chce wrócić, gdyż mąż jako jedyny utrzymywał rodzinę i dbał o finanse. Teraz Corrine została bez niczego z kredytem na dom i bez środków do życia. Podejmuje więc decyzje o przeprowadzce. Ale to nie jest zwykła przeprowadzka. Corrine ma nadzieję znów znaleźć się w testamencie ojca i odziedziczyć cały dorobek. Ale cena tego okaże się wysoka. Corrine ukrywa przed chorym ojcem, iż z „zakazanego” związku ma czworo dzieci, wie o tym tylko jej matka.
Po przybyciu do domu rodziców dzieci zostają umieszczone w małym pokoju na poddaszu w odległym skrzydle dużej willi.
Tłumaczy dzieciom, że po śmierci jej ojca dzieci będą mogły wyjść z ukrycia, bo robi to dla ich dobra, aby niczego im w życiu nie zabrakło.
Ten czas jednak oczekiwania na wyjście z „kryjówki ” toczy się powoli, mija miesiąc, dwa… tak zaczyna się walka dzieci, by móc żyć, jak rówieśnicy.
Dzieląc się moimi odczuciami, nie potrafię zrozumieć matki tych dzieci, miałam ochotę przedrzeć się przez te kartki i potrząsnąć nią i jej matką, historia dzieci uwięzionych na poddaszu ścisnęła mnie głęboko za serce, wyzwalając we mnie złość i zarazem ogromny ból, smutek, łzy. Sama jestem mamą, ale dla posunięcia Corrine nie ma wytłumaczenia. Przynosiła dzieciom, prezenty zabawki i co tylko zapragnęły, nie widząc nic w tym złego i nie rozumiejąc zachowania dzieci, gdy nie cieszyły się z tych „drobiazgów”. Nie dostrzegała najważniejszego.
To, że dzieci potrzebują mamy, potrzebują ciepła, wsparcia, potrzebują kochać i być kochane. Miłość ich matki była bardzo silna, tylko do nieodpowiednich rzeczy. Jak sama im kiedyś powiedziała „Światem rządzą pieniądze”.
W książce Kwiaty na poddaszu mamy narrację pierwszoosobową widzianą oczami Cathy, to jej pamiętnik, cała historia widziana oczami dziewczynki zamkniętej na klucz z trójką rodzeństwa, które same nazwały się Kwiatami na poddaszu.