„Duchy z Portland”

„Diabelskie zaklęcia” to bardzo dobry thriller. Po lekturze „Otchłani zła”, która nie należała do tych szczególnie udanych, z dużym sceptycyzmem podeszłam do tomu trzeciego. Niesłusznie, bo autor mnie zaskoczył. Ostatnia część przygód Josha Brolina domyka naprawdę interesującą sagę kryminalną, której akcja koncentruje się wokół przerażających zbrodni popełnionych w amerykańskim Portland.
O ile wstęp do francuskiej trylogii wypadł w moich oczach blado, o tyle jej finał zadośćuczynił owym biadoleniom.

Fabuła „Diabelskich zaklęć” koncentruje się wokół przerażających morderstw młodych kobiet, śledcze tropy dekoncentrują tempo,
jakie Chattam narzucił czytelnikowi, nie zwalnia do ostatniej strony. Największym atutem powieści jest kryminalna intryga.
Wciągająca, przemyślana, dość nieprawdopodobna, bezprecedensowa.
Chattam nie jest pisarzem, który swoje rzemiosło chce opierać na szokowaniu brutalną opisowością zwłok czy samym procesem zabijania.
Widać, że większą frajdę sprawia mu zagęszczanie i gmatwanie dochodzenia poprzez wprowadzenie do powieści sporej liczby podejrzanych person. Decyduje to o niesamowitym wręcz zaangażowaniu się czytającego w narrację, który za wszelką cenę chce rozszyfrować tożsamość mordercy.

Konstrukcje bohaterów nie wyewoluowały w jakiś znaczący sposób. Znani z poprzednich tomów Brolin, Annabel i Salhindro nie wzbudzili we mnie szczególnej sympatii, aczkolwiek w „Diabelskich zaklęciach” z dużo większą łatwością przyszło mi ich tolerować. Cieszę się, że Chattam zarzucił tu wątek miłosny – jak dla mnie powieść tylko na tym skorzystała. Subtelnie zaznaczone uczuciowe zmagania pomiędzy naburmuszonym Brolinem i doskonałą ze wszech miar policjantką Annabel są do przetrawienia, choć trochę sztucznie i na wyrost „osładzają” brutalną rzeczywistość, gdzie nocami grasuje nieuchwytny morderca-pająk.

Portland to miasto psychopatów. Okolone przepastnymi lasami, spowite śniegami albo skrajnymi upałami. Chattam wiedział, że amerykańskie mieściny to idealne tło pod mrożące krew w żyłach wypadki. Sekty, mordercy, dewianci to pokarm, którym karmią się aury tych klimatycznych, trochę odosobnionych od reszty cywilizacji miasteczek. Chattam bardzo dobrze wykorzystał mit, jakim obrosła specyfika amerykańskich prowincji – miejsc pełnych demonów, zła, zdeprawowania. Wydaje mi się, że „Diabelskie zaklęcia” (oraz dwa poprzednie tomy) zyskały na tym sporo, umiejscowienie akcji we Francji mogłoby tu nie wystarczyć.

„Diabelskie zaklęcia” czyta się naprawdę szybko, mimo iż powieść zamyka się w prawie 600 stronach. Duży wpływ na ową błyskawiczną lekturę mają z pewnością nierozbudowane, „filmowe” rozdziały, w przeważającej części kończące się małymi punktami kulminacyjnymi, co tylko zaostrzało apetyt na więcej. Z czystym sumieniem polecam niezdecydowanym, zdecydowanym – życzę udanej lektury.

98587_diabelskie-zaklecia_400

Dodaj komentarz