Późnym niedzielnym wieczorem, koncertem Tony’ego Allena z zespołem, zakończyła się jubileuszowa, 15. edycja Festiwalu Skrzyżowanie Kultur. Tak jak w przypadku występu króla ethio-jazzu, Mulatu Astatke, rok wcześniej, nie była to wisienka na torcie, bo tym razem na FSK królowały kobiety.

Przed tegorocznym Skrzyżowaniem Kultur wiele obiecywałem sobie odnośnie koncertów Rabiha Abou-Khalila i właśnie Tony’ego Allena oraz Sony Jobarteh, bo byli to najbardziej znani wykonawcy tej edycji. Rabih Abou-Khalil stanął na wysokości zadania, do czego w pewnej mierze przyczyniło się także jego sceniczne poczucie humoru. Tony Allen niczym nie zaskoczył, no może po za tym, że w wieku 79 lat nadal dobrze gra na perkusji. Natomiast Sona Jobarteh wystąpiła z bólem gardła, który praktycznie uniemożliwiał jej mówienie między nagraniami, aczkolwiek z jej śpiewem było naprawdę dobrze. Ale to nie wspomniana wielka trójka zrobiła na mnie największe wrażenie, a rozpoczynająca festiwalowe występy 35-letnia Portugalka Gisela João. Wydawałoby się, że żyjąca królowa fado jest jedna, że urodziła się w Mozambiku, stale nosi krótką fryzurę, często odwiedza Polskę, występując przy pełnych salach i nazywa się Mariza. Tymczasem urodzona jak najbardziej w Portugalii, kipiąca na scenie seksapilem (czego o wręcz anorektycznej Marizie nie da się powiedzieć) i posiadająca długie blondwłosy (to nic, że farbowane) Gisela João niczym nie odstaje od starszej od 10 lat koleżanki po fachu. Pokazała to w środowy wieczór w Warszawie. Zaskoczenie było przez pierwsze kilkadziesiąt sekund, bo oto na scenę wyszła atrakcyjna blondynka w odkrytych butach i bardzo kusej sukience. Jakże taka osoba może śpiewać smutne, nostalgiczne fado? A jednak okazało się, że jak najbardziej może, że robi to świetnie, a w dodatku przed każdym utworem tłumaczy po angielsku o czym będzie kolejna piosenka. Przyznam szczerze, że już dawno nie widziałem na FSK artysty, który miałby tak dobry kontakt z publicznością. Podczas ponadgodzinnego koncertu Gisela nie ściągnęła butów, choć często ma to w zwyczaju, za to wraz z akompaniującymi jej triem w składzie: Ricardo Parreira (gitara portugalska), Nélson Aleixo (gitara portugalska) i Francisco Gaspar (bas) uraczyła publiczności pięknymi piosenkami. Usłyszeliśmy więc m.in. wesoły utwór o obcych istotach („O Senhor Extraterrestre”), pieśń o nocy świętojańskiej w Porto („Noite de Sao João) czy pieśń z repertuaru meksykańskiej diwy Chaveli Vargas „La Llorona”. Moim zdaniem występ Giseli João przyćmił późniejszy koncert gwiazdora flamenco z Andaluzji Diega el Cigali, z którego zapamiętałem głównie dziwny rytuał rozpryskiwania przez Cigalę ręką soku pomarańczowego przed wypiciem (a szklaneczek owego soku wypił podczas występu sporo!).

Bardzo dobrze przez festiwalową publiczność została przyjęta inna portugalskojęzyczna artystka. Tym razem chodzi o występującą trzeciego dnia FSK Flavię Coehlo. Urodzona w Rio de Janeiro artystka zaprezentowała się na scenie niczym wulkan energii śpiewając, a miejscami rapując, swoje największe przeboje: „DNA”, „Paraiso”, „Pura Vida” czy „Bossa Muffin”. Przy piosenkach Flavii większość widzów wstała i w sposób mniej lub bardziej udany zaczęła podrygiwać w rytm utworów. Nastrój radości i zabawy udzielił się publiczności na tyle mocno, że ludzie bawili się jeszcze na kolejnym tego dnia koncercie, gdy na scenę wyszedł Algierczyk Sofiane Saidi wraz z zespołem Mazalda, choć połączenie muzyki raï z rytmami klubowymi jest dosyć ciężkie w odbiorze, przynajmniej dla mnie.

Trzecim udanym kobiecym występem podczas tegorocznego festiwalu był koncert zachrypniętej, o czym wspominałem wcześniej, Sony Jobarteh. Gambijka urodzona w Londynie wykonała swe największe przeboje: „Jarabi” oraz „Gambia”, choć widać było ile ją to kosztuje zdrowia. Na scenie artystkę wspomagał zespół oraz… dziewięcioletni syn Sidiki Jobarteh-Codjoe, grający na balafonie. Mimo entuzjastycznych oklasków i owacji na stojąco Sona Jobarteh nie dała rady wystąpić na bis, co publiczność jak najbardziej zrozumiała.

Ogólnie podczas tegorocznego Festiwalu Skrzyżowanie Kultur odbyło się 12 koncertów, w tym jeden koncert dla dzieci. Wystąpili artyści z 13 krajów. Po raz kolejny stołeczna publiczność miała okazję obcować z muzyką world na najwyższym poziomie, w czym niemała zasługa dyrektor artystycznej, obecnej cały czas na festiwalu Marii Pomianowskiej. O tym, że ludzie kochają FSK świadczy najlepiej fakt, że kolejny raz wykupiono wszystkie bilety, a o zdobyciu karnetów uprawniających do wstępu na wszystkie koncerty można było zapomnieć na długo przed rozpoczęciem imprezy. I tylko żal, że nie powtórzyła się słoneczna pogoda sprzed roku, bo wtedy widok bosonogich kobiet wśród publiczności uroczo pląsających w rytm muzyki world nie był niczym niezwykłym, za to w tym roku człowiek nie uświadczył ani sandałka na kobiecej stópce.

Jak to się zwykło mówić, do zobaczenia za rok! Na kolejnej edycji jedynego w swoim rodzaju warszawskiego festiwalu.

Jako ilustrację muzyczną wybrałem utwór z repertuaru Giseli João pt. „O Senhor Extraterrestre”. Zdjęcia autorstwa Joanny Samulskiej.

Dodaj komentarz