zazyj-kultury-recenzja-zgadnij-ktoMorgan Sheppard budzi się w zamkniętym pokoju hotelowym przykuty do łóżka. Ciężka pobudka, prawda? Ale to wcale nie jest w jego sytuacji najgorsze, bo z narkotycznego snu budzi się z nim tam jeszcze pięć nieznajomych osób, wszyscy nie mają pojęcia, jak się tam znaleźli. W łazience są czyjeś zwłoki, a jak twierdzi porywacz jedna z uwięzionych osób jest mordercą. Sheppard ma trzy godziny na odkrycie, która, inaczej wszyscy wylecą w powietrze. I nie, to jeszcze nie jest najgorsza wiadomość. Choć Morgan jako jedenastolatek rozwiązał sprawę zabójstwa swojego nauczyciela, to 25 lat później ciężko mu nawet zebrać własne myśli, nie mówiąc o jakimkolwiek śledztwie, i właśnie to jest w tym wszystkim najgorsze. Czas upływa nieubłaganie, atmosfera gęstnieje, a rozwiązanie zagadki tylko się oddala.

Rzadko to się zdarza, a jeszcze rzadziej wspominam o tym w recenzji, ale w przypadku Zgadnij kto nie mogę pominąć okładki, która skutecznie przyciągnęła mnie do książki. Utrzymany w konwencji escape roomu kryminał samym pomysłem zaserwował czytelnikom gatunku coś może nie tyle oryginalnego, ale na pewno na tyle mało zgranego, że mocno wyróżniał się spośród innych. Te dwa czynniki zadziałały jak wabik na sporo osób, bo o książce McGeorge’a było, i wciąż jest głośno, wystarczy zajrzeć na Instagram. Czy warto się na tę przynętę złapać?

Według mnie jak najbardziej. Chwalić można wiele – zaczynając od świetnego klaustrofobicznego klimatu zamkniętego pokoju, dobrze zarysowanych charakterystyk postaci, coraz bardziej panicznej atmosfery, po obrazowe opisy, dzięki którym widać było i tę zakrzepłą w łazience krew, i próby wydostania się z pokoju inaczej, niż wymagał tego porywacz. Dlaczego ta nieszczęsna piątka (czwórka odliczając mordercę) panikowała zamiast usiąść w miarę spokojnie i czekać, aż sławny telewizyjny detektyw rozwiąże zagadkę?

zgadnij kto okładka

Morgan Sheppard to kolejny mocny punkt tej powieści, a ta moc objawia się w jego słabości. Słabości jako detektyw, jako człowiek, i wreszcie słabości jego ciała – syndrom odstawienia alkoholu i tabletek nie ułatwiał mu raczej rozwiązywania tej sprawy życia i śmierci. Morgana poznajemy bliżej dzięki retrospekcjom i nie jest to zabieg, dzięki któremu poczujemy do niego sympatię, bo moralność to słowo, które przez całe życie nie mieściło się w jego słowniku. Sam Morgan robił wiele, by nigdy nie zastanawiać się nad tym, co było. Mimo to właśnie w przeszłości należy szukać przyczyn uwięzienia go i wystawienia na taką próbę, tam musi skierować swój niechętny wzrok nasz bohater. Czy tam też należy szukać odpowiedzi na tytułowe pytanie?

Jeśli chodzi o to, kto był mordercą, to nie było to aż tak trudne do wytypowania na dość wczesnym etapie, ale ja obstawiłam źle. Autorowi udało się odwrócić moją uwagę, za bardzo skupiałam się na coraz bardziej rozpaczliwym toku rozumowania Shepparda, zamiast na chłodno analizować poszlaki. No cóż, detektyw ze mnie marny, ale nie przeszkadzało mi to w śledzeniu z prawdziwą przyjemnością tego pełnego napięcia debiutu, bo nie tylko odpowiedź na to, kto zabił, była w nim istotna. Równie ważna była ta dotycząca samego Shepparda, a z tą poszło mi zdecydowanie lepiej. Co mam na myśli? Dowiecie się z lektury.

Jeden pokój. Pięcioro podejrzanych. Trzy godziny na wykrycie zabójcy – chwytliwe hasło z równie chwytliwej okładki, na które warto się skusić. Czasem ocenianie po okładce nie jest takie złe, przekonajcie się sami.

Dorota Kopeć

Dodaj komentarz