„Pierwszy tom mrocznej serii, w której pożądanie miesza się ze strachem.

Dwudziestoletnia Tess Snow prowadzi spokojne życie. Jest o krok od rozpoczęcia kariery na rynku nieruchomości, a jej chłopak to idealna mieszanka czułości i odpowiedzialności. Aby świętować ich drugą rocznicę, Brax robi jej niespodziankę i zabiera na wycieczkę do Meksyku.

Romantyczne plaże, gorący seks i świetna zabawa — tego spodziewa się Tess. Dziewczyna nie wie, że zostanie uprowadzona, odurzona narkotykami i sprzedana. Siłą wepchnięto ją w mroczny świat prostytucji i zdegradowano do roli zabawki. Jej nowy pan, tajemniczy Q, nie lubi się dzielić.

Czy Brax odnajdzie i uratuje Tess, zanim jej nowy właściciel całkowicie ją zniszczy? Czy dziewczyna odnajdzie w sobie siłę, aby walczyć o swoje bezpieczeństwo i wolność?”

Czy jakaś kobieta mogłaby pokochać mężczyznę, który każe jej ubrać się w przezroczystą sukienkę, zabiera do sali pełnej mężczyzn, wiąże ją i wiesza, eksponując swym gościom w otoczeniu szwedzkiego stołu, a następnie pozwala jednemu z nich zgwałcić ją rękojeścią noża? Owszem, mogłaby. Tytułowa Tess.

Dla czytelniczek lubiących klimat ostrego seksu, bicia i wiązania, jest to pozycja obowiązkowa. Osoby, które za tym nie przepadają, nie będą zachwycone. Jestem nieuleczalną romantyczką, ceniącą w mężczyźnie spontaniczne gesty, delikatność, czułość i szacunek do kobiety. Nie wyobrażam sobie, aby mój partner mógł związać mnie i zbić, doprowadzając do jakichkolwiek uszkodzeń cielesnych. Każda kobieta pragnie poczuć dreszczyk emocji w sypialni, sądzę, że nutka zniewolenia jest czymś, co wprowadziłoby lekką odmianę i satysfakcję, jeżeli partner użyłby krawata albo miękkiej w dotyku tkaniny. Jednak w przypadku, gdy facet zaczyna ćwiczyć na kobiecie węzły marynarskie, używając do tego sznura, przekroczona zostaje pewna granica, przynajmniej w moim mniemaniu. Dlatego Q od początku trafił na moją czarną listę. Uwielbiam spaczone, poharatane charaktery, kocham złych chłopców, ale do Q nie mogłam się jakoś przekonać. Dlaczego? Wyjaśnię w swoim czasie.

W erotyce zawartej w powieści „Łzy Tess” nie ma spontaniczności i chyba tego najbardziej mi tu brakowało. W sumie trudno tam nawet Amówić o erotyce, ponieważ jest to zwykłe pieprzenie. Brakowało mi normalnych relacji, dialogów z których wynikałoby, że tę parę połączyło jakieś uczucie. W którym momencie to nastąpiło i co było tego powodem? Bo przecież nie możemy mówić o miłości od pierwszego wejrzenia, gdy facet kupuje sobie niewolnicę i już na wstępie nie waha się użyć siły.

Doskonale wiedziałam, co zawiera ta powieść, dlaczego więc po nią sięgnęłam? Z tego samego powodu, z jakiego zrobi to masa czytelniczek. Najzwyczajniej w świecie była to ciekawość i zaintrygowanie nietypowym klimatem. A ponieważ lubię literackie eksperymenty, po prostu musiałam to przeczytać, aby osobiście sprawdzić, jakie wzbudzi we mnie emocje i ustosunkować się do różnych, czasem skrajnych opinii, jakie na temat tej powieści słyszałam. Pomimo że powyżej nie wypowiedziałam się zbyt pochlebnie o danej książce, jestem pewna, że wiele kobiet niewątpliwie zachwyci taka tematyka. Poczują dreszczyk ekscytacji, czytając tę nietypową fabułę. Łzy Tess to szokujący dark erotic i myślę, że można po niego sięgnąć, choćby po to, aby samemu sprawdzić, czy tego typu literatura się spodoba. Natomiast dla koneserów tematu, będzie to niewątpliwie majstersztyk.

W tej powieści sporym minusem byli dla mnie główni bohaterowie. Q od samego początku mnie nie kupił, później było momentami lepiej, momentami gorzej, były chwile, gdy byłam bliska przekonania się do tej postaci, np wtedy, gdy Q ratuje Tess z rąk gwałcicieli, którzy nieszczęśliwie dla siebie nie dostali jego zgodny na gwałt. (Swoją drogą tu był ciekawy wątek. Błyskotliwa Tess uciekając od Q ma na sobie bransoletkę z GPS. Co robi? Zdejmuje ją i… rzuca na tylne siedzenie auta którym podróżuje. Brawo ona!) Wracając do Q. Ta postać budziła we mnie mieszane emocje i niemal do samego końca czekałam, doszukiwałam się czegoś, co w pełni mnie kupi. Niestety na końcu autorka zrobiła z Q wręcz dobrodusznego męczennika. W jego poczynaniach zabrakło mi logiki, chociaż autorka dokładnie wyjaśniła pobudki, jakie kierowały jego zachowaniem, było to dla mnie przekoloryzowane. Niemniej, bardzo zaskakujące.

W kwestii tytułowej Tess mogę powiedzieć jedynie tyle, że ta dziewczyna wciąż mnie irytowała. Marzy o tym, żeby jej narzeczony ją bił, ale on jest taki kochany, seks w pozycji misjonarskiej i buzi na dobranoc. Niemal czci ziemię po której stąpa. Zamiast zmierzyć się z tym radykalnie i przedyskutować swe potrzeby, Tess, niczym ostatnia cierpiętnica, tkwi w związku, w którym nie jest szczęśliwa. Następnie zostaje porwana i trafia do mężczyzny, który jest, dosłownie, ucieleśnieniem jej najskrytszych pragnień, co powinno ją przecież cieszyć. Jednak w tej sytuacji jasnym promykiem jej życia staje się nagle narzeczony, do którego usilnie próbuje wrócić, pakując się wciąż w tarapaty. Przez swoją bezmyślność trafia z deszczu pod rynnę. Natomiast gdy już udaje jej się wrócić do narzeczonego, czego chce Tess? Owszem, wtedy Tess chce Q. Co do reszty bohaterów… cóż, w tej powieści jest Q i Tess, reszta postaci to tło, o którym tak naprawdę niczego sensownego się nie dowiadujemy. Są tak bezbarwni, że po skończeniu czytania pozostają niejasną plamą. Nawet narzeczony Tess, który miał tam dość istotną rolę, jest zaledwie cieniem. Miałam wrażenie, jakby autorka skupiła się jedynie na głównych postaciach, nie tyle zaniedbując pozostałe, ale wręcz o nich zapominając.

Fabuła ma jeden wątek. O ile historia Tess i Q tętni od szczegółowych informacji oraz ogromnych emocji, to reszta brzmi „na łące rosły kwiaty”. Jakie?Po co? Dlaczego? Nie wiadomo. One po prostu są. Chciałabym, żeby była tam chociaż jedna postać, którą mogłabym poczuć, poznać jej historię i umieć się w nią wczuć. Niestety. Ktoś tam był, coś się rozpoczęło, skończyło się, zanim cokolwiek zaczęło znaczyć. Zadatkiem na dobrą postać był niewątpliwie ojciec Q. Jednak dowiadujemy się jedynie tyle, że był sadystą i był zły. Nakreślenie wyraziściej tej postaci byłoby strzałem w dziesiątkę. Również pokojówka. Gdyby autorka opisała obszerniej jej historię, byłby to duży plus. Jednak wiemy jedynie tyle, że nie jest już niewolnicą, a gdy nią była, traktowano ją źle. Z nadzieją czekałam na rozwinięcie tego wątku, jednak na czekaniu się skończyło.

Kolejnym minusem jest niedorzeczność przedstawionych reali handlu żywym towarem oraz specyfikacji, jaka temu towarzyszy. Ponieważ… nie, nie porywają tam kobiet i nie przetrzymują ich w warunkach, w których te mogą bez problemu unieszkodliwić pilnującego je osiłka. Otóż nie. Dziewczyny są szprycowane dragami i „trenowane” adekwatnie do tego, co dla nich przygotowano. To brutalne, lecz niestety prawdziwe. Liczyłam na to, że autorka będąc dosadną w kwestii bdsm, będzie konsekwentna we wszystkim i wątek porwania Tess będzie mniej bajkowy.

Pomimo że nie lubię Q, jest on najlepiej napisaną postacią w tej powieści. Przyznam, że był moment, gdy na usta pocisnęło mi się wielkie WOW. Autorka opisała gwałt na dziewczynie w tak realistyczny sposób, że poczułam dreszcze przerażenia. Zdecydowanie zrobiła kawał dobrej roboty i gdyby wykazała się takimi umiejętnościami w pozostałych scenach, pomijam bdsm, gdyż te wyszły nad wyraz precyzyjnie, oraz umieściła tam jakieś dodatkowe postacie, albo chociaż nakreśliła wyraziściej te, które już tam „są”, to całkiem możliwe, że byłabym fanką tej serii. Bo przecież nie każdy lubi bicie i krepowanie, a Łzy Tess to jedno wielkie bdsm.

Lzy_Tess_frontCzytając tę powieść, miałam ciągłe odczucie, że tego typu lektura nie powinna dostać się w ręce nastolatek, ponieważ ekscytując się fikcją literacką, mogą uwierzyć w to, że bicie kobiety do krwi dla własnego samozadowolenia może być przyjemne. (Pomijam ułamek osób z takimi preferencjami). Nie, to nie jest przyjemne. Bicie od zawsze permanentnie wiąże się z karą, bólem oraz poniżeniem. Łzy Tess to powieść zdecydowanie dla dojrzałych kobiet, które podejdą do tematu z dystansem i ewentualny dreszczyk emocji oraz chęć eksperymentu przeniosą do sypialni, którą dzielą z wypróbowanym, zaufanym partnerem. Dark erotic w klimatach bdsm nie powinien trafić do rąk osób małoletnich, ponieważ nie ma tam klapsów, ale sadystyczne bicie kobiety, do której ponoć coś się czuje.

Reasumując. Każdej kobiecie potrzebny jest dreszczyk emocji, dlatego w ramach eksperymentu można sięgnąć po „Łzy Tess”, choćby ze względu na to, aby samemu ją ocenić, jak było w moim przypadku. Bdsm to coś, co totalnie mi nie leży, ponieważ nutka zniewolenia to coś zupełnie różnego od bolesnego wiązania, mocnego bicia i ostrego rżnięcia. Nigdy nie byłam masochistką, a w swym życiu trzymam się z daleka od sadystów. No i jestem nieuleczalną romantyczką. Dlatego za żadne skarby świata nie sięgnę po drugą część cyklu „Potwory w ciemności”.

Przygodę z tą powieścią uważam w sumie za udaną, ponieważ upewnia mnie w tym, że są granice, których nie przekroczę. Czytając, zaznałam czegoś  „innego”, choć w głównej mierze był to niesmak. Uważam, że gdyby autorka rozbudowała kilka innych postaci, nadała im charakteru, opisała obszerniej ich historie, to ta książka mogłaby być całkiem niezłą pozycją.

Drugi wątek, więcej charakterystycznych postaci, realizm sytuacji… tego tu nie ma. Jednakże ta powieść to seks, jeden wielki, nieujarzmiony, sadystyczny, mocny seks. I głównie tego się po tej pozycji spodziewajcie, ponieważ niestety nic innego w niej nie znajdziecie.

Anna Tuziak (NieGrzeczna)

Dodaj komentarz