Byłam ostatnio na najnowszym filmie Kingi Dębskiej “Zabawa, zabawa”, całkiem niezły zwiastun, chwytliwy temat (alkoholizm wśród kobiet), przez moment pomyślałam, że może być dobrze (powstanie z kolan po słabym “Planie B”) i… tym razem również się rozczarowałam.
Pierwsze, co słychać to dialogi jakby ktoś aktorom podkładał głosy. Wyłapałam nawet taki moment, kiedy ruchy warg aktorki nie zgadzały się z tym, co mówiła. Mogło to być podyktowane kwestiami technicznymi (sceny przy dużej zbiorowości ludzi), co nie zmienia faktu, że coś mi nie zgrzytało.
Potem było tylko gorzej. Jednak zanim przejdę do wylewania swoich żali, chciałabym wspomnieć o tym, że Dębska miała na swoich planie świetnych aktorów – w pierwszoplanowych rolach Dorota Kolak, Agata Kulesza i Maria Dębska, w drugoplanowych Marcin Dorociński, Mirosław Baka, Barbara Kurzaj, Bartłomiej Kotschedoff i wielu, wielu innych. Aktorzy dawali z siebie wszystko, emocje w nich buzowały, pojedyncze sceny wywoływały wrażenie, wybitny kunszt, tylko pozazdrościć obsady i zapewne niemałego budżetu. Skoro było tak dobrze, to dlaczego jest źle?
Słowo klucz – scenariusz. Od przyszłych adeptów scenariopisarstwa wymaga się, aby umieli opowiadać historie z początkiem, końcem i przynajmniej dwoma punktami zwrotnymi. Oczywiście są filmy, które nijak nie trzymają się tych zasad (np. “Ostatnia rodzina” Jana P. Matuszyńskiego), ale powiedzmy sobie szczerze, filmy biograficzne to filmy, które mają za zadanie przybliżyć nam gotową historię i w takich filmach bohaterowie toczą nierówne walki głównie z samymi sobą, które zawsze do czegoś prowadzą (jak to w życiu bywa).
Fabuła (fikcja) ma tę wadę, że trzeba wymyślić wszystko od podstaw. Tutaj Kinga Dębska wraz z Miką Dunin (obydwie panie zajmowały się scenariuszem) poległy. “Zabawa, zabawa” do niczego widza nie prowadzi, bohaterki piją, bo piją, ich bliscy nie stawiają oporu, a nawet jeżeli to trwa to nie dłużej niż chwilę, bo scenarzystki nie zamieściły ani jednego wątku walki. Mam również wrażenie, że z braku pomysłu na trzy bohaterki panie zachowują się w jeden określony sposób, podobnie radzą sobie w pracy i w życiu prywatnym, tak jakby był jeden typ kobiety alkoholiczki, jakby wszystkie pijące panie tak samo mówiły i myślały. Tylko u jednej bohaterki następuje zmiana, ale mam obawy, że wyszło to przez przypadek.
Filmy Dębskiej wkurzają mnie podwójnie.
Po pierwsze, z powodu niedopracowywania tematów (pomysł na film świetny, zabrakło tylko jednego elementu – dobrego scenariusza).
Po drugiej, obsady mógłby jej pozazdrościć niejeden reżyser. Z każdego aktora, który zagrał w tym filmie dałoby się wycisnąć niejeden smakowity sok, którym można byłoby nasączyć widza pozostawiając w jego głowie słodko-gorzki smak napoju chmielowego wymieszanego z sokiem.
Niestety, wykonanie okazało się równie miałkie, jak zachowanie bohaterów.
Smuci mnie, to szczególnie z jednego powodu – Mika Dunin (współscenarzystka) pisze bloga, sama jest niepijącą alkoholiczką, więc chyba powinno jej zależeć na tym, aby ostrzec inne kobiety, pokazać problem.
Alkoholizm (nawet nieuświadomiony) to wbrew pozorom ciągła walka, zarówno pijącego, jak i jego rodziny, która nieustannie wierzy w happy end, czy on następuje, czy nie, to inna bajka, ale chyba nie ma lepszego pola do popisu na temat walki niż temat nałogów. Zamiast walki, otrzymałam półtorej godziny nic niewnoszących do fabuły scen. Wielka szkoda…
herbaciane_roze