Netflix wraz z końcem września uraczył nas produkcją Cary’ego Fukunaga z Emmą Stone i Jonah Hillem w rolach głównych.
Jak zdobywczyni Oscara za rolę w filmie raczej romantycznym oraz aktor komediowy mogą tworzyć razem tak zgrany zespół i dać nam dobry serial z zaburzeniami osobowości i depresją w tle? Zadanie pozornie niemożliwe.
Dwie zupełnie obce dla siebie osoby, jeden z rozpoznaniem schizofrenii, druga z depresją i zaburzeniem typu borderline. Postanawiają wziąć udział w badaniu klinicznym testującym nowy lek. Oboje z całkiem różnych powodów, a jednak przez cały czas próbowano im udowodnić, iż są powiązani ze sobą nie bez przyczyny.
Z obu stron absolutnie nie zakładano żadnych komplikacji. Zwłaszcza że z jednej powodem zgłoszenia była utrata pracy, a z drugiej potrzeba tabletek, które testowano. W obu przypadkach apetyt był zbyt silny, żeby zrezygnować, nawet wtedy, gdy pierwszy raz wrzucono bohaterów w sidła traumy, przed którą usilnie pragnęli uciec.
Co takiego mogło się stać? Coś innego niż ewentualne komplikacje, wyrzucenie z testu czy finalnego sukcesu i otrzymania pieniędzy? Otóż ta historia to zupełnie coś innego, niż można sobie wyobrazić. Niespodziewana śmierć, efekty niepożądane i inny świat, przez który bohaterowie zrozumieją, że rzeczywistość, którą znali dotychczas, nie jest prawdziwa.
I wcale nie pomaga im to w rozwiązaniu problemów, wręcz przeciwnie, tworzy kolejne.
A całość dodatkowo ubrana w humor na pierwszy rzut oka niedostrzegalny, dramatyczny, nieco czarny i może lekko przerysowany. Zwłaszcza w etapie C, gdzie w wizje wtłoczono między innymi motyw powieści fantasy. Co mnie zaskoczyło, również kilka brutalnych scen, czego absolutnie się nie spodziewałam. Serial miał zupełnie inny wydźwięk w pierwszych odcinkach, odbierałam go jako przesycony smutkiem, ale nie krwawy.
Owen Milgrim (Jonah Hill), czyli główny bohater serialu Maniac to mężczyzna z nudną pracą, czarna owca rodziny, zakochany w narzeczonej brata. W przeszłości miał epizody psychotyczne, przez co żyje w przekonaniu, że jest elementem misji, czekając na specjalny wzór, dzięki któremu będzie mógł uratować Świat. Nie stosuje leczenia farmaceutycznego i wypiera chorobę.
W chwili, gdy go poznajemy, przygotowuje się do rozprawy, na której oczekuje się od niego, iż pomoże w obronie brata. Później zostaje zwolniony z pracy i tym samym zmuszony do skorzystania z usług akwizytora, który podsuwa mu testowanie najnowszego leku. W kwestii akwizytorów jest to jedna z wielu różnic, przez które mamy prawo sądzić, że Maniac osadzony jest w świecie futurystycznym lub po prostu innym, podobnym do naszego po części. Sama nie wiem, w jaki sposób to wytłumaczyć i jak określić, ponieważ raczej się nie spotkałam z podobnymi zabiegami, ale świat przedstawiony w produkcji na pewno nie jest w pełni realistyczny. Jeżeli producentom nie zależało, żeby wyjaśnić nam ten nieco innowacyjny motyw, mnie też nie. Mimo wszystko jest to jakaś nowość, sprawia, że zastanowimy się bardziej nad tym, co w serialu widzimy, ale głębsza analiza nie ma sensu, bo oprócz robota, który sprzątnie po psie, czy akwizytora, świat przedstawiony Maniaca wygląda całkiem normalnie.
Annie (Emma Stone), czyli kobieta, która miała dać Owenowi (według epizodów, których doświadczał prawdopodobnie przez chorobę) wzór. Dzięki niemu Owen miał zbawić Świat. Mimo że z przedstawianych nam wydarzeń, Annie była uzależniona od leku, który mieli testować w pierwszej fazie, czyli od tabletki A, a ich spotkanie było czystym przypadkiem.
Śmiem jednak twierdzić, że dalsze wydarzenia nie miały nic wspólnego z przypadkiem, chociaż jest nam to w ten sposób przedstawiane i zdecydowanie psuje absolutnie wszystko. Niemniej jestem zadowolona z rozwoju wydarzeń. Nawet z zakończenia, mimo że wielu osobom się nie spodobało. Od pierwszej chwili, gdy zobaczyłam na ekranie Owena, zamarzyło mi się ujrzeć jego szczęśliwy uśmiech i to dostałam, za co jestem twórcom wdzięczna, nie mogłam bowiem znieść Jonah Hilla w pozbawionej życia i radości wersji. Zdecydowanie wolę go na ekranie razem z Channingiem, rozpracowujących gangi czy dealerów narkotykowych w otoczce trywialnego humoru. Nie mogę jednak zarzucić Hillowi kompletnej porażki – wręcz przeciwnie, aktorstwo w tym serialu oceniłabym co najmniej na 9 i to nie tylko jego, wszak reszta też prezentuje przyzwoity poziom.
A żeby zachwytom nie było końca, wspomnę o oprawie muzycznej. Bezbłędna i bezkonkurencyjna, zwłaszcza w scenach w ośrodku, w którym miały miejsce testy kliniczne oraz na początku każdego odcinka. Urywki robiły niesamowite wejście. Pierwszy raz zachwycam się tak soundtrackiem, bo nigdy żaden nie robił tak odcinka, jak ten. Chapeau bas panie Romer.
Wielu z nas, zwykłych zjadaczy seriali, po obejrzeniu Maniaca zapewne zadało bądź zada sobie pytanie, o co tutaj tak naprawdę chodzi? Zwłaszcza że znaczna większość wydarzeń miała miejsce w głowach naszych bohaterów, a zmieniały się wraz z etapem przyjmowania testowanego leku. Z pewnością nie chodzi o pseudo futurystyczne przedstawienie świata ani pierwotne problemy towarzyszy niedoli, bo gdy już Annie i Owen przekroczą próg placówki, ich motywy stracą na znaczeniu, w zamian dowiedzą się, co tak naprawdę całe życie nimi kierowało, co za tym idzie ten kontent Annie ćpunki i utraty pracy przez Owena to tylko nic nieznaczące elementy. Bardzo niedługo zauważamy, że to, co się z nimi działo, zawdzięczali rodzinie. Oboje żyli wydarzeniami z przeszłości, przez cały czas sądząc, że coś innego ich męczy.
Z przykrością muszę stwierdzić, że zabrakło mi drugiego planu, na co zwracam uwagę w każdej produkcji oraz książce, jakie tylko dostanę w swoje ręce. Tutaj wszystko skupiło się na dwóch osobach, a tłem upchniętym na siłę była doktor Fujita oraz James Mantleray i ich po części udany test, a także komplikacje spowodowane wcześniejszymi decyzjami, czyli przez wielu nieakceptowany wątek naukowy. W moim odczuciu natomiast bez naukowców Maniac nie miałby sensu.
Reszta badanych zarówno parzystych, jak i nieparzystych miała swoje pięć minut tylko w paru scenach w ostatnim odcinku, nad czym dotąd ubolewam, ponieważ byłam bardzo ciekawa, dlaczego zdecydowali się na badanie kliniczne i co wniosło do ich życia.
Wieloelementowość, pseudo-futurystyka, cały wątek fantastyczno naukowy i tak zwane family issues, z którymi borykali się bohaterowie, tworzą innowacyjne podejście do całkiem zwykłego i powszechnego tematu depresji i zaburzeń osobowości. Słusznie zauważono, że serial przedstawia powielany wątek, ale ubiera go w niekonwencjonalną treść, dlatego przez wiele osób jest tak pozytywnie odbierany. Nikt nie dostrzega, że to kolejny, nudny, wałkowany od wielu lat motyw zaburzeń z gwiazdorską obsadą.
Serial oceniany na Filmwebie na 7.4, ja mogłabym spokojnie ocenić na 8, ponieważ mimo że nie wniósł za dużo do wątku problemów psychicznych, to ubarwił go w inne elementy, na pozór niepasujące, w rzeczywistości współgrające.
Nic mi nie wiadomo na temat drugiego sezonu, lecz sądzę, że w ogóle nie jest potrzebny. W tym przypadku zepsułby wszystko, nawet gdybym dostała w nim upragniony drugi plan. Dla mnie skończył się odpowiednio, dla innych nie. Jeszcze inni bardzo się radują na wieść, że prawdopodobnie drugiego sezonu nie będzie. To raczej kwestia gustu. Może Maniac nie jest wybitnym dziełem, ale widać ambicje i starania. Dla mnie wygrała oryginalność w przedstawieniu i Jonah Hill w roli Owena. Ode mnie dostaje wielkie brawa.
A jakby jeszcze kogoś obsada nie przekonała, w serialu grają też inni świetni aktorzy. Na przykład Billy Magnussen ze świeżego kąska Tell me a story, czy Julia Garner z kultowej produkcji Girls. Również Sally Fields z Forresta Gumpa i Legalnej Blondynki 2.
Trzeba przyznać, że towarzystwo odtwórców doborowe.
Magdalena Bobkowska