Burleska kojarzy się z czymś, co niemało kosztuję, jeśli chodzi o bilet wstępu. To trochę tak, jak z teatrem. Możliwość obejrzenia dobrego przedstawienia teatralnego wiąże się z koniecznością wydania relatywnie sporej sumy pieniędzy. Za jakość trzeba zapłacić. Są wszelako przedstawienia plenerowe, które za które z reguły nie pobiera się opłat wstępu (przykłady to m.in. występy Och Teatru na Placu Konstytucji w Warszawie czy przedstawienia Szekspirowskiego w ogrodach Pałacu Wilanowskiego). Jedni powiedzą, że to teatr dla ubogich, inni, że jest to wspaniała reklama, zachęcająca tych, którzy nigdy w teatrze nie byli do pójścia na płatne przedstawienia.

W temacie burleski z takimi „reklamami” było do tej pory ciężko. Do czasu. Pod koniec kwietnia tego roku w stołecznym Studiu Bank odbył się pokaz burleski Bunny de Lish, który okraszał wystawę zdjęć Agnieszki Kossowskiej zrobionych w ramach projektu o nazwie… „Burleska”. Jak można było przeczytać w zapowiedziach projekt fotograficzki to „efekt intymnej podróży do pozornie zapomnianego świata wolnej ekspresji i miłości do kobiecego ciała” .

Mnie całość zachwyciła, zarówno jeśli chodzi o występ Bunny de Lish, jak i o zdjęcia Agnieszki Kossowskiej. Nie spojrzałem na burleskę inaczej, bo to nie jest tak, że była to dla mnie terra incognita, wszak przeprowadzałem już wywiad z Madame de Minou. Bardziej chodziło o utwierdzenie się w traktowaniu tego rodzaju sztuki jako rodzaju artyzmu z wyższej półki.

Poniżej przedstawiam mój wywiad z autorką projektu „Burleska”.

Opisuje Pani siebie „Cyganka-Włoszka-łobuz-fotograf”. Co do ostatniego, to rzecz zrozumiała, ukończyła Pani studia w dziedzinie fotografii. A jak się ma rzecz z pierwszymi trzema określeniami?

Klasyfikowanie osób jednoznacznymi metkami uważam zawsze za krzywdzące. Sądzę, że każdy człowiek ma bardzo wiele warstw, które czasami można w wielkim skrócie jakoś nazwać. Metaforycznie można to porównać do uczestniczek burleski – to ta dana osoba decyduje, które warstwy pokazać, a które ukryć. Tak jest i ze mną. To cztery warstwy, z których stworzyłam swoją własną metkę. Fotografia odnosi się do warstwy profesjonalnego wykształcenia, pozostałe dotyczą moich zainteresowań, marzeń, fascynacji i charakteru. Kultura cygańska, włoski styl życia i nie-do-końca-życie-zgodnie-z-wyznaczanymi-zasadami od dziecka splatało się z moją osobą. Począwszy od wizualnego podobieństwa aż po projekty i małe wydarzenia, w których brałam udział, jak choćby projekt eksperymentalny, jakim było konto na Instagramie aishaishaisha_, na którym wcielałam się w postać Cyganki i dokumentowałam swój cygański ślub.

Przez 3 lata fotografowała Pani artystki i artystów burleski. O samej burlesce mówi Pani m.in. że to „narodziny bezwarunkowej akceptacji swojej osoby, wolność”. O ile z pierwszą częścią wypowiedzi się zgadzam, to co do wolności, jako typowy zero-jedynkowiec, zauważę, że artystka burleski w żadnej części swojego występu nie jest do końca wolna, bo jednak zostaje w skrawkach materiałów.

Nie podzielam poglądu, że tylko kompletna nagość oznacza wolność. Osoby występujące w burlesce, jak już wspomniałam wcześniej, same decydują o tym, co pokazać, a co nie. Co zasłonić, kiedy to odkryć, jak zamaskować te części, których widok chce zachować dla siebie. To jest prawdziwa wolność, bo wolność oznacza dla mnie możliwość wyboru.

A czym dla Pani jest nagość? Mogłaby Pani rozebrać się przed obiektywem? Znakomity fotograf, Spencer Tunick, robiący zdjęcia nagim ludziom na całym świecie, sam rozebrany na plaży naturystów czuł się fatalnie. A jakby to było w Pani przypadku?

Oczywiście istnieją różne rodzaje nagości, od tej fizycznej do emocjonalnej. Rozumiem, że pytanie dotyczy nagości fizycznej. Nie, jeżeli chodzi o ten moment życia, to z pełnym przekonaniem stwierdzam, że nie rozebrałabym się do naga przed obiektywem. A jednocześnie to właśnie ta ciekawość zabawy i grania nagością stała się zarzewiem mojej fascynacji burleską. Kim personalnie, na scenie i już poza nią są osoby, które w niej uczestniczą. Dlaczego to robią i co daje im świadomość obnażania przed publicznością swoich ciał w taki sposób, by były jednocześnie tajemnicą i zaproszeniem do intymnego świata nagości.

Natomiast jeżeli chodzi o nagość emocjonalną, to sądzę, że każdy fotograf, każdy twórca, obnaża się świadomie, mniej lub zupełnie nieświadomie w swoich projektach. W tym znaczeniu ja stoję nago w „Burlesce”.

Kobiety występujące w burlesce są różnej budowy ciała, i to jest piękne. Czegoś takiego nie ma jeśli chodzi np. o pokazy mody czy konkursy piękności typu Miss World. Czy według Pani jest w najbliższym czasie szansa na to, żeby na wybiegach modowych czy w konkursie Miss Universum także była taka różnorodność? Osobne pokazy mody plus size czy wybieranie Miss Puszystych uważam za jakiś rodzaj stygmatyzacji.

Ależ to wszystko już się dzieje! Na większości pokazów największych domów mody pojawiają się modelki o większych rozmiarach niż te, do których przyzwyczaił nas mainstream ostatnich dziesięcioleci. I bynajmniej nie chodzi o pokazy specjalnych kolacji dedykowanych wyłącznie większym rozmiarom. Wystarczy obejrzeć pokazy domów mody Versace, Gucci czy Chanel. I nie chodzi wyłącznie o pokazy z ostatnich miesięcy. Modelki plus size zaistniały na światowych wybiegach już w 2011 roku, choć, przyznaję, był to nieśmiały początek. Mimo, że w ogólnej świadomości społecznej sprawa może wydaje się rozwijać zbyt wolno (a powinno być inaczej!), to obecnie modelki takie jak Ashley Graham czy Alva Claire nie stanowią w żaden sposób dziwnego ewenementu, ale tworzą zgraną kompozycję wraz z osobami o wymiarach, do których przyzwyczaiła nas historia mody. Natomiast jeżeli chodzi o typowe konkursy piękności uważam, że sprawa jest bardziej skomplikowana, aczkolwiek nie interesuję się tym w stopniu, który mógłby upoważniać mnie do ferowania jakichkolwiek opinii.

Uważam, że jeżeli chodzi o puszyste kobiety, to w ostatnim czasie wiele się zmieniło w ich postrzeganiu na korzyść. Burleska, twerkowanie, reklamy firmy Dove… Nadal nie jest dobrze i pojawia się wiele hejtu, ale i tak puszyści mężczyźni mają w naszym kraju gorzej. Przyczepia się im od razu łatkę piwoszy, kanapowców, obżarciuchów, choć bardzo często o dużym brzuchu mężczyzny decydują po prostu geny. Ma Pani podobne spostrzeżenia?

W moim odczuciu sprawa jest dużo bardziej skomplikowana. Rozbija się ona o kwestie patriarchatu oraz obecnego silnego wpływu feminizmu. Patriarchat przyzwyczaił nas, że to głównie kobiety są postrzegane przez pryzmat wizualności. Dużo częściej były i są oceniane nie ze względu na swoją własną osobę, na którą składa się charakter, ambicje czy umiejętności, a poprzez wygląd. Feminizm natomiast, mimo iż jest ruchem równościowym, który nie dotyczy wyłącznie kobiet, a feminiści stanowią liczącą się jego część, zwalcza nierówności wypracowane przez stulecia. Te natomiast w dużej części dotyczyły kobiet i sposobu ich postrzegania. Siłą rzeczy główny nacisk zmian jest kierowany w stronę, która doświadcza większych nierówności. Patriarchat odbił się zatem czkawką osobom dotychczas uprzywilejowanym i podejrzewam, że stąd bierze się odczucie, iż mężczyźni większych rozmiarów mają w Polsce gorzej.

Rozumiem, że zamknęła już Pani cykl zdjęć dotyczących burleski? A nad jakim nowym projektem Pani teraz pracuje? (jeśli to nie tajemnica).

Nie wyobrażam sobie, że nagle zamykam temat, który wpłynął na mnie w takim stopniu jak burleska. Wciąż jest w nim wiele pól, których nie wyeksploatowałam, które chcę zgłębić i to mnie zwyczajnie cieszy! Dzięki temu nic się nie kończy, a zachowuje ciągłość i staje się pewnym kontinuum. Cieszy mnie także różnorodność form, w jakie mogę ubrać mój projekt. Jedną z nich jest książka fotograficzna. Dzięki temu historia mojej podróży z tym projektem zyskałaby klarowną ramę. Swoją przygodę rozpoczęłam od stworzenia zina, w którym umieściłam fotografie ilustrujące pewne oblicze burleski. Książka byłaby znacznie bardziej zaawansowaną formą opisu tego zjawiska. Zgłębiłabym w niej temat w szerszym stopniu, nie tylko za pomocą fotografii dokumentującej oficjalne występy oraz tych zza kurtyny, gdy moje bohaterki pokazują inne oblicze, ale ubrałabym też burleskę w słowa. Wywiady, opisy, historie. Warstwa za warstwą. Tak jak bohaterki zdejmują z siebie kolejne części ubioru, tak ja ubierałabym widza burleski w kolejne stadia świadomości o tym, czym ona jest.

Jako, że najczęściej piszę o muzyce, to na koniec zadam moje sztandarowe pytanie o 3 Pani ulubione utwory muzyczne wszech czasów, i dlaczego to właśnie te piosenki?

Nawiążę do odpowiedzi na pierwsze pytanie. Wybierając trzy konkretne utwory, stworzyłabym w pewien sposób metkę, którą bym się zakleiła. A co gorsza byłaby to odpowiedź nieszczera, gdyż nie mam rankingu, w który zamykam muzykę, jakiej słucham. Wszystko jest płynne, zmienia się i odpowiedź na to pytanie już jutro mogłaby być zupełnie inna.

Dziękuję za rozmowę.

Agnieszka Kossowska

Ur. 1996 r.
Wykształcenie: Lubelska Szkoła Fotografii, Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa, Telewizyjna i Teatralna im. Leona Schillera w Łodzi.

Wybrane wystawy: „Salony fotografii: Salon” (wystawa fotografii ze Szkoły Filmowej w Łodzi, Ośrodek Propagandy Sztuki w Łodzi, 2018), Wystawa Powarsztatowa Studentów Łódzkiej Szkoły Filmowej (Galerie Girasole w Kriebstein/Szwajcaria, 2018), „Burleska” (Studio Bank, Warszawa, 2022).

Strona na FB: TUTAJ

Strona na IG: TUTAJ


(zdjęcia pochodzą ze zbioru A. Kossowskiej)

Dodaj komentarz