Wywiad z Madame de Minou, artystką burleski.

Czym jest dla Ciebie nagość?

Nagość z jednej strony jest dla mnie czymś kompletnie naturalnym. Jak jest ciepło często sama rezygnuje z ubrań, gdy jestem w domu. (śmiech) Z drugiej strony w jakimś stopniu jest to dla mnie narzędzie pracy.

Burleska różni się od striptizu m.in. tym, że występujące w niej osoby nie rozbierają się całkiem do naga. Wg Ciebie to dobrze czy po prostu przyjęłaś do wiadomości fakt, że tak musi być?

Pierwsza zasada brzmi: burleska nie jest historią o odsłanianiu, jest historią o zasłanianiu. Nie bez powodu mamy na sobie tyle warstw, nie bez powodu zasłaniamy się wachlarzami z piór. Nie rozpaczam z powodu tego, że nie mogę lub nie powinnam rozebrać się na scenie do naga. Klasyczna burleska ma swoje granice, które też z czegoś wynikają. Nie wyobrażam sobie bym pojawiła się naga, gdy występuję podczas dużego eventu firmowego lub uroczystości państwowej z udziałem prezydenta. Po prostu nie ma takiej potrzeby, zawsze lepiej pozostawić niektóre kwestie niedopowiedziane.

Skąd wzięło się Twoje zainteresowanie burleską?

Od dziecka interesowałam się historią mody, szczególnie bielizny. Także z tańcem miałam do czynienia od najmłodszych lat. Siłą rzeczy musiało się to tak skończyć.

Jakoś w ten świat burleski musiałaś wejść. Łatwo było się przebić? Dużo trudności musiałaś pokonać na starcie?

Nigdy nie jest łatwo w momencie startu. Doświadczenie pokazuje, że z czasem wcale nie jest lepiej. Gdy wybijasz na tle środowiska i zaczynasz zarabiać, to jest dużo gorzej. Początki nie są łatwe, bo nikt cię nie zna, nie występujesz za dużo i nie zarabiasz. Gdy jesteś już rozpoznawalna też nie jest łatwo, bo wszyscy cię znają, występujesz bardzo dużo i zarabiasz, a to rodzi hejt w środowisku. Szczerze mówiąc nie wiem czy trudniejszy jest sam początek czy etap, gdy jest to już jedyna praca zawodowa.

Słowo „minou” to po francusku kot. Skąd się wziął Twój sceniczny pseudonim?

Po prostu mentalnie jestem kotem. Od kiedy pojawił się pomysł zajęcia się burleską wiedziałam, że pseudonim będzie nawiązywał do kota.

Zdarzyło Ci się podczas występu pokazać więcej odsłoniętego ciała niż zamierzałaś? W sensie, że np. zsunął Ci się nasutnik albo tym podobne historie?

Tak, w początkowym etapie mojej kariery zdarzało się to wielokrotnie. W pewnym momencie byłam już nawet zapowiadana jako “ta, której zazwyczaj odpadają pasties”. Teraz także się to zdarza, jednak dużo rzadziej. A propos… raczej unikamy używania paskudnej nazwy nasutnik. Ja mam alergię na to słowo. Pasties albo tassels (frędzelki) brzmi zdecydowanie bardziej elegancko.

Na Zachodnie w burlesce występują też kobiety o obfitych, rubensowskich kształtach. A jak jest z tym w Polsce? Ludzie nadal chcą u nas oglądać tylko idealnie szczupłe osoby czy coś się zmienia w tym temacie?

Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek polska publiczność była skierowana na “idealnie szczupłe osoby”. Nie bardzo też wiem, co by to określenie miało odzwierciedlać. Na Zachodzie nie lansuje się performerów plus size, raczej skupia się na hasłach “burleska kocha każde ciało” lub “every body is a burlesque body”, i dokładnie to samo możemy zobaczyć na polskiej scenie.

Co sądzisz o boylesce, czyli burlesce w wydaniu męskim?

Jest to pewien odłam burleski, który w Polsce nie jest jeszcze bardzo popularny. Za granicą można znaleźć naprawdę fantastycznych performerów, którzy swoim warsztatem przewyższają wiele kobiet. Przykładami są Jett Adore czy Russell Bruner. Polscy performerzy jeszcze raczkują.

Wracając do samej burleski… przeciętny Kowalski, zwłaszcza ten z Warszawy, ze słowem burleska kojarzy jedną, moim zdaniem dość kontrowersyjną, osobę – występującą swego czasu w „Mam talent” Betty Q. Co o niej sądzisz? Masz z nią jakiś kontakt na stopie zawodowej?

Nie wydaje mi się, aby Betty Q była pierwszą performerką, która przychodzi na myśl przy okazji hasła “burleska”, szczególnie że po niej w “Mam Talent” wystąpiło wiele innych performerek, a w tym momencie jest dużo artystek burleski, które są w równym stopniu rozpoznawalne. Bez wątpienia Betty Q robi ogromną robotę dla polskiej burleski. Nie można pominąć także faktu, że była ona jedną z prekursorek tej sztuki w kraju. Jest bardzo mocno zaangażowania w swoją pracę, działa na wielu płaszczyznach, walcząc o prawa feministek, osób LGBTQ czy wegan. Betty Q robi zupełnie inną burleskę niż ja, i pewnie z tego powodu nie zdarzyło mi się być zaproszoną do jej lokalu jako artystka.

A kto jest dla Ciebie mistrzynią burleski? Na kim się wzorujesz, jeśli w ogóle to robisz?

Oczywiście, że trzeba się wzorować. Inaczej człowiek przestanie się rozwijać. Zachód jest godny uwagi, ale trzeba też umieć odróżnić klasykę od tandety. Artystki, pod których wpływem jestem to: Dita von Teese, Holly’s Good i Rosjanka Katrin Gajndr.

Na koniec moje tradycyjne pytanie: trzy Twoje ulubione utwory muzyczne wszech czasów?

1. „Duet”Gonjasufi
2. „Una Mattina”Ludovico Einaudi
3. „The Pink Panther theme”Henry Mancini

(zdjęcia ze zbioru artystki; ilustracją muzyczną jest utwór Gonjasufiego pt. „Duet” pochodzący z wydanej w 2010 r. płyty „A Sufi and a Killer”)

Madame de Minou

Ur. – Warszawa, Polska.
Zwyciężczyni tytułu Królowej Burleski podczas Barcelona Burlesque Festival and Meeting 2019, producentka największej imprezy burleskowej w Polsce – Rewia Burleski by Madame de Minou, producentka Quizu wiedzy o seksie oraz Kolacji z burleską w Jacks Cinema Bar Warszawa.
Swoimi pokazami uświetnia imprezy od morza aż po Tatry podczas uroczystości rozrywkowych, rocznicowych, prywatnych, biznesowych oraz państwowych.
Strona internetowa: TUTAJ

Dodaj komentarz