Magdalena Knedler to kolejna polska autorka, po którą książkę sięgnęłam (?!). Nie powiem, kusząca była sama okładka, opis oraz tytuł, spowity delikatną aurą tajemniczości. „Twarz Grety di Biase” po przeczytaniu od razu wylądowało na mojej półce chwały, niesamowitych polskich perełek, które warto polecać ze względu na treść na wysokim poziomie. Przez całą lekturę czułam zafascynowanie, chciałam poznać tajemniczą, odległą Gretę, chciałam wreszcie porozmawiać z Adamem, naszym głównym bohaterem. Czułam emocje, które wręcz wylewały się ze stron książki oraz pisanych przez postacie e-maili. Była to kolejna słodko-gorzka lektura i z pewnością jeszcze nieraz wrócę do „Twarzy Grety di Biase”. Teraz jednak zacznę od początku.
Historia opowiada o właścicielu małej, całkiem dobrze prosperującej galerii sztuki Chiary, Adamie. Mężczyzna to niemalże pedant z licznymi lękami oraz strachami siedzącymi gdzieś w zakamarkach umysłu. Odizolowany od świata, żyje sztuką, dzięki czemu trafia na niesamowite portrety, które od razu zaczynają go interesować. Okazuje się, że autorką pięknych, lecz tajemniczych obrazów jest równie tajemnicza Greta di Biase. Adam kupuje od niej prace, by mogły wisieć w Chiarze, jednak nie każde wystawia. Zatrzymuje w biurze dwa z nich, nie mogąc przestać myśleć, czy portrety przedstawiają autorkę, jaka historia kryje się za smutnym wyrazem postaci z obrazu. Oboje rozpoczynają korespondencję przez maila, coraz bardziej zażyłą, coraz bardziej otwartą i wychodzącą poza sfery zawodowe. Adam nie kryje swej fascynacji Gretą, zadaje jej mnóstwo pytań, aż wreszcie decyduje się wyjechać do rodzinnych Włoch autorki prac, aby nie tylko zwiedzić wszystkie miejsca, o których wspomniała Greta w listach, lecz także po to, by wreszcie odnaleźć kobietę i porozmawiać z nią twarzą w twarz. Adam jeszcze nie ma tego pojęcia, jednak tym wyjazdem zmienia całe swoje dotychczasowe życie i spojrzenia na to, na co wcześniej nie zwracał większej uwagi.
„Niekiedy wystarczy doświadczyć czegoś raz lub dwa razy, by tak naprawdę doświadczyć tego przez całe życie — albo wręcz sprowadzać swoje życie do tych wydarzeń”
Właściciel galerii na wrocławskim rynku pragnie poznać odpowiedzi na swoje pytania, a jego przygoda we Włoszech coraz bardziej zbliża go do zagadkowej autorki portretów nie tylko pięknych, co tajemniczych. Gdy Adam podróżował po wymarzonej przeze mnie Lombardii, chodził uliczkami Bergamo, wcześniej Voltri, zwiedzał, opisywał krajobrazy, a sztuka wręcz wylewała się z tej książki. W „Twarzy Grety di Biase” dostałam to, co uwielbiam. Dostałam mnóstwo włoskiej kultury, dostałam piękne opisy włoskich miast czy mniejszych wioseczek lub wysepek, dostałam również sztukę, która w tej pozycji odgrywa bardzo ważną rolę (tak samo jak korespondencja między bohaterami). Analizy obrazów, własna interpretacja, rozwodzenie się nad drobnymi kwestiami, doszukiwanie się nawet najdrobniejszych szczegółów. Przyznam, że czasami w trakcie czytania lekko męczyły mnie te spore opisy sztuki, cała ta szczegółowość, dbanie o każdy detal, jednak po pewnym okresie chłonęłam wszystko co było do zaoferowania przez tę książkę, a proszę mi wierzyć, było tego całkiem sporo.
Już dawno nie miałam takiej ochoty poznać głównej bohaterki, przeczytać jakiś dialog z nią w roli głównej. Pojawiały się listy i była to jedyna forma, dzięki której mogłam ją poznać, zrozumieć tragiczną, smutną historię. Autorce udało się stworzyć świetną żeńską postać i nie trzeba było do tego żadnych dialogów czy nawet spotkań bohaterów. Wystarczyły mi listy, które do siebie wysyłali, by poznać siebie nawzajem. Przeżywałam „Twarz Grety di Biase”, w szczególności pod koniec. Swoją drogą zakończenie lekko zwaliło mnie z nóg, gdy wreszcie odkryto wszystkie karty. Brawa dla Magdaleny Knedler, że chciała wycisnąć ze mnie łzy, które naprawdę nie lubią wypływać na powierzchnie! Ogromny plus za przelewanie pokładów emocji na kartki papieru. To było jak bomba eksplodująca w wielu momentach w trakcie czytania. Historia bardzo mnie wzruszyła, sprawiła, że z przyjemnością udałabym się do miejsc polecanych przez Adama oraz Gretę, zobaczyłabym na własne oczy obrazy, o których była mowa, zaciągnęłabym się powietrzem w Genui, jeszcze raz przeżyła „Twarz Grety di Biase”.
„Każdy nosi w sobie jakąś opowieść. Wciąż się rozwijającą i nieprzewidywalną. Zmierzającą do finału, który dla każdego jest wielką niewiadomą”
Będę bardzo dobrze wspominać tę książkę i tak jak napisałam na początku, jeszcze do niej wrócę, tym razem może we Włoszech, gdy pojadę zwiedzać te piękne zakątki, o których możemy przeczytać właśnie w tej pozycji. Dla miłośników sztuki, Włoch, tajemnic, powoli budującej się, wyjątkowej relacji, to idealna książka. Dostarczyła mi wielu przeżyć, dała inne spojrzenie na pewne kwestie i po raz kolejny zostałam zachęcona do zgłębienia się w sztukę. Ogromne brawa dla autorki. Oby więcej takich dobrych pozycji na naszym rodowitym rynku!
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
Arystokratka
https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/