Wydawnicze porównanie „Otchłani zła” do „Milczenia owiec” to przesada i niesprawiedliwość

 

– wynosi ono bowiem na wyżyny dość przeciętną powieść Chattama, jednocześnie umniejszając genialność psychologicznego thrillera
Harrisa. Historia patologicznej rodziny Beaumontów, hodującej na swym łonie wynaturzonych morderców to w sumie nic odkrywczego – Chattam zbudował kryminalną intrygę, zlepiając ze sobą elementy dobrze znane fanom gatunku: mamy tu więc trupa matki jak z „Psychozy”, ezoteryzm i wskazówki ukryte w tekście „Boskiej komedii” podobnie, jak u Dana Browna, wreszcie obraz odludnego domostwa i demonicznej rodziny wyjętej niczym z „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”. Idąc dalej tym tropem, w „Otchłani zła” można odnaleźć pierwiastki
Kingowskiej techniki budowania dusznej atmosfery amerykańskiej prowincji, trochę tu irracjonalnego lęku właściwego
„Miasteczku Twin Peaks” i miałkiego psychologizmu postaci rodem z powieści grozy Grahama Mastertona.
Chattam wirtuozem thrillera nie jest, ale nie można odmówić mu wyobraźni i odwagi w kreowaniu naprawdę odrażających scen.

Najsłabszą stroną powieści jest konstrukcja jej bohaterów.

Sztampowi, z wielkimi brzuchami i zakręconymi wąsami policjanci dochodzeniowi, obok nich młody, przystojny, elokwentny inspektor Brolin oraz piękna studentka psychologii rozgryzająca kolejne tropy lepiej niż szkolony przez FBI detektyw…
Tchnie nudą. Bardziej wyraziście zbudowany został obraz Miltona Beaumonta i jego potwornych synów, wierzących w czarną magię
i lubujących się w zapachu krwi. Na plusa zasługuje przede wszystkim sceneria, w której ważą się losy policji i seryjnych morderców – mroczne, gęste lasy Portland, pełne dzikiej zwierzyny i zagubionych, rozpadających się chat – miejsc doskonałych do popełnienia zbrodni.
Choć spora część fabularnych pociągnięć jest do przewidzenia, Chattam mile zaskakuje Czytelnika w scenie finałowej, kiedy to dwudziestoczteroletnia Juliette ginie z ręki obłąkanego Miltona i genialnie burzy szablonowość powieści. Mimo sporej ilości pozytywów, palcem należy
wytknąć płytkość dialogów i frazę autora, która miejscami doprowadzała mnie do szału – nie wiem, czy to wina tłumacza, czy samego twórcy, ale stwierdzenia typu „bo śmierć jest w każdym mężczyźnie, w każdej kobiecie i prędzej czy później budzi się na wezwanie z otchłani”
czy „oddałby wszystko, żeby wzięła go w ramiona, żeby mógł się do niej przytulić i zasnąć w kojącym cieple emanującym z jej ciała” trącą
grafomanią i zaniżają poziom naprawdę ciekawie zarysowanej historii.

Choć „Otchłań zła” nie zachwyciła mnie tak, jak to sobie obiecywałam po przeczytaniu wielu entuzjastycznych recenzji i samego opisu
na okładce książki, nie jest to powieść zła. Ciekawi mnie, w jakim kierunku poszła ewolucja autora w pozostałych częściach trylogii.
Póki co, oceniana powieść nie spędza snu z powiek, aczkolwiek rzemiosło Chattama aspiruje do stania się znakiem jakości francuskiej
literatury spod znaku thrillera.

otchlan-zla-a,big,322708

 

Dodaj komentarz