Ostatnio przeglądając nowości na Netflix-ie, trafiłam na „Miłość, śmierć i roboty”. Jako że nigdy przed oglądaniem nie czytam żadnych streszczeń, wcisnęłam na pilocie przycisk „play” i poszło.
Z zaciekawieniem zaczęłam oglądać pierwszy odcinek i tutaj przyznaję, nastąpiło zaskoczenie. Na ekranie tylko w dwóch odcinkach znajdziemy prawdziwych aktorów, a i tak znajdziemy elementy rysunkowe, każdy odcinek przyprawiony jest nutą wulgaryzmów jednak o części technicznej później. Teraz skupię się na samej treści.
1. SONNIE MA PRZEWAGĘ
Tak brzmi tytuł pierwszego odcinka, tylko co dalej? Dziewczyna z bliznami i kapturze na głowie wzbudza strach zmieszany z lękiem. Pod osłoną nocy i w towarzystwie dwójki przyjaciół, spotyka się z dość podejrzaną parą. Mężczyzna oferuje jej pieniądze w zamian za przegranie walki… No właśnie walka. Patrząc na nią i biorąc pod uwagę, drobną posturę ciała, aż trudno uwierzyć, że jest w stanie coś wygrać. Jeśli ktokolwiek pomyślał teraz o ringu i rękawicach bokserskich, to może te myśli odłożyć na później. Oczywiście jest ring, ale do walki stają „zwierzęta” o ile tak można je nazwać.
Jak pewnie już się domyślacie, nasza bohaterka Sonnie, odmawia przyjęcia pieniędzy i odchodzi. Mężczyzna, któremu odmówiła jest wściekła, a inicjatywę przejmuje przyjaciółka Sonnie, która zaczyna opowiadać o gwałcie, cierpieniu i bliznach na twarzy.
W kolejnym ujęciu jesteśmy na ringu. Rozpoczyna się walka. Sonnie stoi na piętrze, ma zamknięte oczy, a do głowy przypięte jakieś czujniki, którymi steruje. Całość jest mocno brutalna, ale wynik chyba nikogo nie zdziwi, gdy napiszę, że wygrała.
Zaraz po walce, ponownie jesteśmy przeniesieni do jakiegoś budynku. Na pierwszy rzut oka, to wygląda, jak opuszczone mieszkania, jednak nie to jest najważniejsze, tylko późniejsze ujęcia. Widzimy, jak idzie za kobietą, która towarzyszyła tajemniczemu mężczyźnie. Nie wiem czemu, ale od początku wyczuwałam w tym jakiś podstęp i kiedy tajemnicza blondynka zaczyna się zwierzać Sonnie mam mieszane uczucia. Kilka minut później dochodzi pomiędzy nimi do zbliżenia; zaczynają się całować i byłam pewna, że odcinek zakończy się tak, jak większość filmów dla dorosłych, ale nie. To jeszcze nie koniec. Nagle za plecami Sonnie zaczyna majaczyć, postać, mężczyzny i podstęp, o którym pisałam wcześniej, przestaje być tylko zwykłymi podejrzeniami. Z uwagi na to, że nie piszę streszczeń odcinków, pominę milczeniem to, co działo się później.
2. TRZY ROBOTY
Drugi odcinek i coś zupełnie innego. Są trzy roboty; pierwszy kojarzy mi się z „Wikipedią”, drugi typowym mózgowcem, który wie, że dzwoni, ale nie do końca w którym kościele, no i trzeci tutaj przychodzi mi na myśl Arnold Schwarzenegger i kultowa już w zasadzie postać „Terminatora”, tylko takiego bardziej zacofanego, sprawiającego wrażenie, jakby dopiero obudził się z kilkunastoletniego snu i jeszcze nie był w stanie nadążyć za zmianami, które zdążyły zajść na świecie. Jednak do rzeczy.
Całość jest dość spokojna. Trójka przyjaciół przemierza postapokaliptyczne miasto, chcąc poznać, chociaż w niewielkim stopniu poznać ludzi i zmierzyć się z tym, co po nich pozostało. W jednym z ujęć trafiamy do baru z szybkim jedzeniem, gdzie przy ladzie siedzi kościotrup, a jeden z robotów próbuje z nim rozmawiać. Daje mu nawet kanapkę, za którą nie musi ani dziękować, ani płacić.
Jednak idźmy dalej. Zostajemy przeniesieni do opustoszonego mieszkania, w którym zastajemy, siedzącego na stoliku kawowym, kota. Roboty początkowo nie zwracały na niego uwagi, ale kiedy jednemu z nich usiadł na kolanach, cała scena zaczyna robić się komiczna. Trójka przyjaciół nie bardzo wie, jak powinna zachować się w tym momencie, ponieważ żadne z nich wcześniej, nie miało z czymś takim do czynienia. Zaczynają się naradzać, najmądrzejszy z robotów przeszukuje informacje na temat zwierząt, którymi opiekowali się ludzie i pojawia się pomysł z głaskaniem, które ma na celu odstraszenie wspomnianego wyżej natręta, ale wszystko na nic.
Dobra to tyle, jeśli chodzi o tę scenę. Zachęcam do obejrzenia całości, a teraz idźmy do przodu. Kolejna scena jest już w zasadzie sceną końcową i na końcu będzie czekała na was niespodzianka.
3. ŚWIADEK
Surrealistyczne miasto, mieszkanie i dziwna kobieta, która ma dziwne wizje. Widzi coś, czego widzieć nie powinna, a przynajmniej nie z takiej odległości. W kolejnej scenie przerażona wybiega ze swojego mieszkania, wsiadania do taksówki, ale żeby nie było tak prosto jej śladem podąża tajemniczy mężczyzna, którego widziała z okna własnej sypialni.
Całość trwa 12 minut i przez ten czas, trzeba śledzić akcję, angażując się w nią, bo w przeciwnym razie możemy stracić wątek. Przyznam szczerze, nie wiele z niego zrozumiałam, a ostatnia scena sprawiła, że zgłupiałam. Sądzę, że nawet gdybym obejrzała go sto razy, nie wyłapałabym z niego sensu, więc z ręką na sercu powiem tylko tyle: możecie go pominąć. Migające obrazy, sprzyjają ostrym bólom głowy i jeśli cierpi na epilepsję, a koniecznie będzie chciał go obejrzeć; lepiej niech uważa.
To tyle, jeśli chodzi o odcinki. Co prawda jest ich, aż 18 jednak postanowiłam opisać tylko trzy. Autorzy to Tim Miller i David Fincher. Obaj panowie są związani z reżyserią. Nazwisko tego pierwszego, możecie kojarzyć dzięki „Deadpool”, jak również najnowszego „Terminatora”. Z kolei David Fincher wyreżyserował trzecią część „Obcego” i wspólnie z Timem Millerem reżyserował „Dziewczynę z tatuażem”.
Wysoki poziom, na jakim udało im się stworzyć antologię dla dorosłych, jest zapewne wynikiem bogatego doświadczenia i obszernego portfolio, jednak bez minusów się nie obejdzie.
Pierwszy to zbyt duża ilość przekleństw. Od ich nadmiaru czasami mogą rozboleć uszy.
Drugi to zbyt szybko przewijające się obrazy.
Trzeci w niektórych odcinkach ciężko jest zrozumieć ogólny sens.
No i czwarty. Nie myślcie, że jestem uprzedzona, ale obrzydzają mnie sceny homoseksualne, jakkolwiek to brzmi.
Plusów jest znacznie więcej, ale wymienię tylko trzy.
Serial wciąga. Od ekranu oderwałam się dopiero wtedy, gdy skończyłam oglądać wszystkie 18 części. I teraz czekam na kolejny sezon.
Wyraźne dialogi. Nie trzeba się domyślać, co bohater powiedział.
Muzyka nie jest przytłaczająca. Jest idealnym uzupełnieniem.
Podsumowanie.
Jeśli ktoś lubi bajki i nie tylko te dla dzieci, to jak najbardziej zachęcam do obejrzenia. Mogę dać słowo, że każdy w tak różnorodnej gamie znajdzie coś dla siebie.
Karolina Milcarz