Rozmowa z drem Mirosławem Jankowiakiem – językoznawcą i kulturoznawcą zajmującym się językowym i kulturowym pograniczem słowiańsko-bałtyckim, który od półtora roku mieszka i pracuje w Czechach.

Od stycznia 2018 r. przebywasz na stypendium naukowym w Czechach. Mieszkasz w Pradze. Jak wypada porównanie Czech i Polski? Gdzie żyje się lepiej?

Mieszkam w Pradze prawie dwa lata, także jest to okres, kiedy można już dokonać pierwszych porównań. Mogę oczywiście porównać tutaj Warszawę i Pragę, prowincji czeskiej nie znam zbyt dobrze więc nie będę się o niej wypowiadał. Myślę, że Czechy są jednym z lepszych miejsc do emigracji dla Polaków – bliskość kulturowa, językowa, mentalnościowa powoduje, że o wiele łatwiej można się tutaj zaaklimatyzować niż np. w Niemczech czy Szwecji. Ale muszę przestrzec, że język czeski jest tylko pozornie łatwy do nauki i pozornie podobny do polskiego. O wiele szybciej Polak zrozumie i nauczy się słowackiego. W Czechach jest też o wiele lepszy rynek pracy, pensje są nieco wyższe, a i bezrobocie symboliczne. Chociaż nie poszukuję nowego pracodawcy, to już kilkakrotnie składano mi ofertę pracy. Czescy pracodawcy realnie poszukują Polaków do pracy, poczynając od pracowników fabryk samochodowych, a kończąc na wykształconych specjalistach różnej maści.

To, co odróżnia Pragę od Warszawy, to spokojniejsze życie. Czesi cenią sobie spokój. Nie są nagdorliwi w pracy, nie harują po nocach albo w weekendy tak bardzo jak Polacy. Tutaj nazywa się to czeski klid. To takie swoiste wyluzowanie, spokój. Po pracy idzie się na piwo do gospody i miło spędza czas, w weekend ludzie jadą na zahradu, czyli na daczę. Czesi też zdecydowanie rzadziej rozmawiają o polityce niż Polacy. Muszę jednak podkreślić, że ten czeski klid jest jednocześnie fajny, bo nikt cię nie ciśnie z terminami, ale też czasami męczący – ja w Polsce już bym trzykrotnie coś zrobił i zapomniał o tym, a tutaj Czesi się nie spieszą.

Jeżeli chodzi o funkcjonowanie urzędów i służby zdrowia, to sytuacja jest o wiele lepsza niż w Polsce. Nie ma takich kolejek do lekarzy czy na zabiegi, a urzędnicy odnoszą się zdecydowanie lepiej do petenta niż w Polsce, gdzie nierzadko ma się wrażenie, że jest się stawianym w sytuacji potencjalnego oszusta, naciągacza czy kombinatora. Natomiast w Czechach są o wiele droższe i gorsze usługi sieci komórkowych i siłownie.

I oczywiście mieszkać w jednym z najpiękniejszych miast Europy, czyli Pradze, która nie była zniszczona wojnami, to sama przyjemność. Zmniejszyłbym tylko o połowę liczbę turystów (śmiech).

Co roku miliony Polaków wyjeżdżają na wakacje do egzotycznych krajów: Tunezji, Turcji, Egiptu, Maroka. Może jednak powinni zostać i tak, jak Ty przemierzać Białoruś, Litwę czy tereny wschodniej Polski?

Myślę, że tutaj trzeba rozdzielić dwie kategorie turystów. Większość wybiera opcję all inclusive i interesuje ich standardowy odpoczynek nad morzem z podanym jedzeniem i drinkami z parasolkami. Dla takich osób Europa Wschodnia nie będzie aż tak ciekawa i chyba nie ma sensu ich przekonywać. Ale dla turystów lubiących powłóczyć się trochę swoimi ścieżkami i osób nie tak bardzo wymagających pod względem standardu, ten region może być bardzo pasjonujący. Podlasie, Białoruś, Litwa czy Łotwa naprawdę mogą pozytywnie zaskoczyć swoim bogactwem przyrody, tradycyjnej kultury i gościnnością miejscowej ludności. Wszystkich potencjalnych turystów wychodzących poza klasyczny all inclusive serdecznie zachęcam do poznania tej części Europy.

Byłeś w wielu miejscach Europy Wschodniej i Rosji. Które spodobało Ci najbardziej i dlaczego?

Europą Wschodnią i Rosją zajmuję się od 1997 r. także udało mi się odwiedzić wiele miejsc. Najchętniej wracam na Łotwę (Ryga oraz Łatgalia, czyli dawne Inflanty Polskie). Na Białorusi to Polesie (jedno z najbardziej archaicznych pod względem tradycyjnej kultury regionów Europy) oraz Grodno. Rosja to inna bajka. To raj dla potencjalnego dla turysty – góry, morza, jeziora, lasy, miasta… i ciche, spokojne miejsca z niesamowita przygodą w tajdze z namiotem z dzikimi zwierzętami i całą masą insektów. Bardzo podobało mi się na Uralu, nad Bajkałem i w górach Sajanach. Marzy mi się jeszcze Kamczatka, Karelia, Wyspy Sołowieckie oraz góry Ałtaj.

W Polsce pokutuje jeszcze ciągle mit postrzegania osób z Rosji, Białorusi czy Ukrainy jako nieokrzesanych alkoholików. Jak bardzo to krzywdzący stereotyp wg Ciebie?

W każdym stereotypie jest ziarnko prawdy, ale nie przesadzajmy. Świat się zmienia. Oczywiście na rosyjskiej prowincji czy na Ukrainie w każdej wsi można znaleźć jakiegoś „pokołchozowego” pijaka, ale podobnie jest w Polsce w miejscach byłych PGR-ów. W Moskwie czy Sankt Petersburgu od pewnego czasu jest już moda na zdrowe życie, młodzież w miastach chce poczuć trochę luksusu, interesuje się modą, podnoszeniem standardu życia. Tak więc takie stereotypy są mocno krzywdzące i bardzo bym przed nimi przestrzegał.

Jesteś autorem lub współautorem kilku książek, głównie o tematyce lingwistycznej. Muszę o to zapytać, jak czujesz się wiedząc, że Twoje publikacje zainteresują wąskie grono ludzi, a tymczasem nieokrzesany ksenofob i rasista Wojciech Cejrowski zbija majątek na wydawaniu swoich wypocin?

Wojciech Cejrowski, z którym różnię się w wielu kwestiach, pisze książki podróżnicze. Taki typ literatury cieszył się popularnością zarówno w XIX wieku, jak i dzisiaj. Poza tym Cejrowski ma wiele lat doświadczenia w mediach. To bardzo pomaga przy promocji książek, kreowaniu wizerunku i utrzymaniu popularności. Ja przede wszystkim tworzę teksty naukowe, które ze względu na swoją specyfikę mają ograniczony krąg odbiorców. Nakład monografii naukowej wynosi standardowo 200 egzemplarzy, a czasami nawet tylko 100. Natomiast moje teksty popularnonaukowe, które piszę dla portalu „Przegląd Bałtycki” mają już zupełnie inny krąg odbiorców. Artykuły o rubieżach dawnej Rzeczypospolitej, czy tekst o kopalni żelaza w szwedzkiej Kirunie osiągnęły po kilka tysięcy wejść. Teksty o dawnych Kresach Rzeczypospolitej cieszą się nieustannie bardzo dużym zainteresowaniem. To pokazuje, że warto zachęcać ludzi do podróżowaniu po Białorusi, Litwie czy Łotwie, ale nie tylko „sentymentalnie”, polskimi ścieżkami, lecz też aby poznać kulturę białoruską, ukraińską, litewską czy łotewską.

Nie chcę zbytnio poruszać kwestii politycznych, ale jeśli chodzi o kraje na wschód od Polski trudno od tego uciec. Ukraina nie mając przywódcy trzymającego ludność „za pysk” pogrążyła się w chaosie, spotęgowanym działaniami Rosji. Natomiast takiego czegoś nie ma na Białorusi. Myślisz, że to dlatego, że kraj ten jest rządzony twardą ręką przez Aleksandra Łukaszenkę czy powody są o wiele bardziej skomplikowane?

To wieloaspektowe zagadnienie, które bardzo trudno opisać w kilku zdaniach. Niewątpliwie zależy to w dużej mierze od rządów. Na Białorusi Łukaszenka w wielu instytucjach uporał się z korupcją. Białoruski milicjant, w odróżnieniu do ukraińskiego, nie weźmie łapówki od turysty. Ale są też inne czynniki. Białoruś jest o wiele bardziej jednorodna językowo, kulturowo, mentalnościowo czy gospodarczo niż Ukraina. Poza tym Białorusini mają też inną mentalność niż Ukraińcy czy Rosjanie. Miałem okazję zobaczyć prowincję białoruską, rosyjską i ukraińską. Zdecydowanie największy porządek panuje we wsiach białoruskich. Tak jak kiedyś się mówiło, że granica „cywilizowanej” Europy biegnie na Łabie, potem na Odrze i w końcu na Bugu, to ja mogę dodać, że różnica w porządku widoczna jest między wsiami po stronie białoruskiej i rosyjskiej czy białoruskiej a ukraińskiej.

Chciałem Cię też zapytać, jako kulturoznawcę, jak zapatrujesz się na ewentualną kwestię osiedlania się w Polsce uchodźców z Afryki?

To również jest zagadnienie, które trudno streścić w kilku zdaniach. Od strony czysto ludzkiej czy humanitarnej trudno mieć cokolwiek przeciwko. Migracje były, są i będą. Ludzkość wyszła z Afryki w czasach prehistorycznych, więc w sumie sami jesteśmy imigrantami z Afryki. Jeżeli takie migracje ludności mają naturalny charakter i nie są masowe, to nie stanowią jakiegoś nadzwyczajnego zagrożenia dla innych państw. Poza tym z czysto biologicznej strony potrzebne jest mieszanie się ludności, bo grupy, które są bardzo hermetyczne z czasem się degenerują genetycznie (przykład Islandii, gdzie bardzo często występują choroby genetyczne).

Nieco inaczej sprawa wygląda z punktu funkcjonowania państwa. Mniejszości narodowe w ilości od kilku do kilkunastu procent mogą dobrze stymulować wzrost gospodarczy i wzbogacać kulturowo państwo. Jednak problem pojawia się, kiedy stanowią kilkadziesiąt procent. W okresie międzywojennym świetnym przykładem była Polska, która borykała się z licznymi problemami, czy teraz Łotwa, gdzie ludność rosyjskojęzyczna stanowi prawie 40%. Osoby, które zajmują się zawodowo Łotwą, wiedzą jak mniejszość rosyjska destabilizuje politykę wewnętrzną i zagraniczną tego kraju.

Jeżeli chodzi o uchodźców z Afryki to tutaj mamy jeszcze kwestię większej różnicy kulturowej, mentalnościowej, religijnej i językowej. Osoba z Ukrainy czy Białorusi o wiele szybciej się zintegruje niż Nigeryjczyk czy Sudańczyk. Jako przykład mogę podać swoją grupę języka czeskiego – my Słowianie szybko się uczymy tego języka, ale koleżance z Indii czy koledze z Nigerii idzie to kilka razy wolniej. Pojawia się też pytanie, czy jeżeli w niektórych krajach Europy Zachodniej polityka integracji średnio się udała (pomimo procesu odbywającego się dziesiątki lat), to czy uda się to w Polsce? Myślę, że nasze państwo od strony instytucjonalnej nie jest na to zbyt przygotowane. A Polacy? W Polaków wierzę o wiele bardziej, bo drzemią w nas spore pokłady tolerancji, otwartości i słowiańskiej gościnności. Nie dajmy się tylko podpuszczać politykom i dziennikarzom.

Na koniec, jako że zajmuję się przede wszystkim muzyką, zadam moje tradycyjne pytanie o 3 Twoje ulubione utwory muzyczne wszech czasów

1. „California Dreamin”The Mamas & The Papas
2. „Nothing Else Matters”Metallica
3. „Ketrin”Dikanda

Dziękuję za rozmowę.


Mirosław Jankowiak

Ur. 1979 r. – Warszawa, Polska.
Edukacja: Wydział Lingwistyki Stosowanej i Filologii Wschodniosłowiańskich Uniwersytetu Warszawskiego (2003), Wydział Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego (2003), Studium Europy Wschodniej i Azji Środkowej Uniwersytetu Warszawskiego (2004), Instytut Slawistyki Polskiej Akademii Nauk (2008).
Miejsca pracy (i współpracy): Instytut Slawistyki Polskiej Akademii Nauk (2008-2017), Fundacja im. Kazimierza Pułaskiego w Warszawie, Uniwersytet Warszawski.
Wybrane publikacje książkowe: „Gwary białoruskie na Łotwie w rejonie krasławskim. Studium socjolingwistyczne” (Wyd. Instytutu Slawistyki Uniwersytetu Warszawskiego, 2009), „Acta Albaruthenica 9” (praca zbiorowa, Wyd. Katedry Białorutenistyki Uniwersytetu Warszawskiego, 2009), „Acta Albaruthenica 10” (praca zbiorowa, Wyd. Katedry Białorutenistyki Uniwersytetu Warszawskiego, 2010), „Dialektologia białoruska” (z Niną Barszczewską, Wyd. Instytutu Slawistyki Uniwersytetu Warszawskiego, 2012), ” Беларуска-польскія культурна-моўныя ўзаемадачыненні: ад гісторыі да сучаснасці” (praca zbiorowa, Biełaruska Nawuka, 2016).
Strona internetowa: TUTAJ

(zdjęcie pochodzi ze zbiorów Mirosława Jankowiaka; jako ilustrację muzyczną zamieszczam na dole utwór „Ketrin” z repertuaru szczecińskiej grupy folkowej Dikanda)

Dodaj komentarz