Porywające, rozbudowane militarne science fiction. Co działo się z Kera po wydarzeniach na Marsie? Co dalej z Czerwoną Kompanią?

Na poprzednim spotkaniu z Autorem pojawiłem się nie znając Jego książki. Tym razem przeczytałem chociaż część. I wiedziałem już, że pytania, które męczyły mnie po lekturze pierwszego tom Kronik Czerwonej Kompanii to zdecydowanie za mało, bo „Wilk” ma dużo większy rozmach i sympatie w trakcie lektury niekoniecznie kierują się w stronę tego oddziału korporacyjnej armii.
Paradoksalnie spora część powieści wcale nie jest o najemnikach, przynajmniej nie tylko. Osłabione korporacje Stratus i Van Graff rywalizują na Ziemi, Kera ukrywa się w zaułkach faweli, a wrogowie nie zaprzestaną poszukiwań.

Już od samego początku jesteśmy rzuceni w wir akcji, pełnej walki, opisów broni, taktyk, jednostek. Jak przyznał sam Arkady, to książka o gościach tłukących się w kosmosie i tak można by streścić powieść, choć sporo by to jej ujęło. Mamy świetnie rozwiniętą fabułę, rozłożoną na wiele wątków (poza siłami korporacji i policją pojawia się też swoista uchodźcza partyzantka w postaci sił marsjańskiego Bractwa z tytułowym Wilkiem na czele, chcąca „wykroić” dla siebie jakieś ziemie) i postaci (które nie giną w takim tempie i ilościach jak w „Czarnej kolonii”), dowiadujemy się więcej o materiale Bramy (co tylko rodzi kolejne pytania).
Dużo tu wszelkiego rodzaju broni i Autor stworzył dobry system walki, odchodząc zarówno od anachronicznych technik walk na Ziemi, jak i nie uciekając w tworzenie niezrozumiałego i przeładowanego technologią i fizyką konceptu. Każdy rodzaj oręża – od działa kinetycznego i potężnych goliatów po karabin przeciwpancerny czy starsze modele broni ręcznej – ma tu swoją charakterystykę, uwzględniającą zarówno zalety, jak i (a może przede wszystkim) ograniczenia wynikające z zastosowania w określonym środowisku i rodzaju walki. A tych jest niemało, bo wraz z częstymi zmianami lokalizacji mamy walkę w terenie zabudowanym, w obszarach zalesionych, bezpośrednie starcia piechoty, jak i ruchy potężnych krążowników.

„Wilk” był jedną z niewielu  książek, które po zakupie nie antyszambrowały długo na półce. Mam pewien problem z fantastyką naukową – dużo w niej wielkich i klasycznych nazwisk, doniosłych idei, alegorii społeczeństwa i tym podobnych pompatycznych odniesień, co sprawia, że nie mogę zwyczajnie sięgnąć po książkę, a raczej podjąć próbę zmierzenia się z nią. Nie to żebym nie pojął czy nie miał ochoty, w końcu Oramus, Lem, Cyran, Bradbury, Wnuk-Lipiński, Zajdel nie znaleźli się w biblioteczce przypadkiem. Po prostu czasem człowiek oczekuje od literatury dobrej rozrywki – a Arkady Saulski ją zapewnia. Nie nudzi, nie robi dłużyzn, nie obudowuje fabuły w wyszukane teorie, oddaje nam powieść naszpikowaną przygodą, rywalizacją, emocjami, przy okazji umieszczając małe smaczki, które uważny czytelnik może wyłapać, jak to słynne ” ’tis but a scratch”, ale nawet w imionach postaci.

Objętościowo tom jest dużo większy niż pierwsza część, ale zostawia nas znów z masą pytań, domysłów, ciekawością co dalej? Jedno wiem na pewno – bez wahania sięgnę po kolejne części przygód Czerwonej Kompanii.

Kroniki-czerwonej-kompanii-tom-2-wilk-arkady-saulski

Dodaj komentarz