Przygotowanie się do napisania tej recenzji zajęło mi trochę czasu, mimo iż „Hannibal” to nie „Ulisses”.

 

Aby odpowiednio zinterpretować
motywy postępowania Lectera, uznałam za słuszne sięgnięcie po literaturę tematycznie nawiązującą do kulturowych i antropologicznych ujęć kanibalizmu jako formy zachowania obecnej w ludzkiej świadomości od najdawniejszych wieków. Antropofagia, w szerszym kontekście zwana kanibalizmem lub zamiennie – ludożerstwem, to termin ukuty przez Krzysztofa Kolumba, a pierwotnie odnoszący się do rytuałów
czysto religijnych, podczas których współplemieńcy zjadając ciała zmarłych, oddawali im magiczną cześć. Współczesna antropologia rozróżnia dodatkowe przyczyny konsumpcji ludzkiego mięsa: ludożerstwo jako część wojennych praktyk (zwycięzca wraz z ciałem wroga zjadał jego cnoty); sposób na zadnie znienawidzonemu przeciwnikowi ostatecznej zniewagi; jako jedyna metoda pozwalająca uniknąć śmierci głodowej
(kanibalizm uprawiany w obliczu klęski wojny, zarazy lub katastrofy); w wielu współczesnych kulturach kanibalizm to hołd oddany wyjątkowemu aromatowi ludzkiego mięsa, przez wielu praktykujących antropofagów uznawanego za jedno z najlepszych, smakowo porównujących go do najdelikatniejszej wołowiny i cielęciny; w ekstremalnej wersji to objaw szaleństwa i zdegenerowania, najczęściej towarzyszący chorobom psychicznym. Ludożerstwo jako najpilniej strzeżone tabu w dziejach ludzkości jest jednocześnie oryginalną pożywką dla wszelkiego typu twórców – filmowych („Kanibal z Rottenburga” w reżyserii Martina Weisza), malarskich („Saturn” Goi) czy literackich (chociażby „Tytus Andronikus” Shakespeara). Po przeczytaniu omawianej książki stwierdziłam, że wszystkie znane mi tezy i hipotezy stawiane przez antropologów
i psychologów mogę z czystym sumieniem rzucić w kąt, gdyż postać kanibala z powieści Harrisa to totalny ewenement…

Na tle „Milczenia owiec” („Czerwonego smoka” jeszcze nie czytałam) oceniana przeze mnie książka wypada zgoła odmiennie.
Wydaje mi się, że ta uprzednio przeze mnie przeczytana niesie więcej wyrafinowania, jeśli chodzi o psychologiczną grę pomiędzy Lecterem, Clarice Starling a Czytelnikiem. Doskonała psychologiczna strategia Hannibala, rozwijająca się na przestrzeni następujących po sobie
powieści, znajduje swój finał w zatrważającej końcowej scenie „Hannibala”. Streszczanie fabuły ocenianej książki nie jest dla mnie priorytetem, ważniejsze wydaje mi się natomiast zastanowienie się nad motywami postępowania Lectera. Wydarzeniem ciążącym nad całym jego
życiem jest tragiczna śmierć Miszy – dwuletniej siostry, zjedzonej przez głodujących radzieckich okupantów. Kanibalizm „in extremis”
wyzwala w obserwującym całą scenę Hannibalu niemal dewiacyjne opętanie, by bulwersującą śmierć Miszy pomścić w identyczny sposób.
Patologizm jednego z najbardziej rozpoznawalnych morderców w dziejach literatury nie jest niczym innym jak trawestacją ludożerczego
czynu zabójców jego siostry. Wydaje się, że kanibalizm Lectera oparty jest w znacznej mierze na przeświadczeniu, że spożywanie
fragmentów ciał ofiar to jedyna forma zwycięstwa nad nimi. Ale nie tylko. Hannibal to przede wszystkim człowiek o wyrafinowanych gustach, tak w sferze artystycznej, jak i kulinarnej.
Dlatego warto podkreślić zgoła odmienny czynnik generujący jego antropofagiczne skłonności – Lecter to wytrawny smakosz, dla którego
ragout z ludzkiego mięsa to przysmak o wiele bardziej wykwintny niż na przykład francuski delikates ‘foie gras’. Analizując jego postępowanie nie opędzimy się jednak od przekonania, że ponad tymi wymienionymi przeze mnie usprawiedliwieniami, przypadek Hannibala Lectera to przede wszystkim egzemplifikacja kanibalizmu wymykającemu się wszelkim klasyfikacjom. Jego czyny, jak chociażby konsumpcja mózgu
Krendlera (żyjącego!), każą wrzucić go do jednego worka z socjopatami, psychopatami i schorzałymi umysłowo dewiantami. Czy na pewno?
Przerażająca jest natomiast jedna rzecz: czytając „Hannibala” (oraz „Milczenie owiec”) nie mogłam pozbyć się uczucia sympatii dla potwora-ludożercy. Uwielbienie dla klasyków muzyki, literatury i malarstwa, empatyczne zapędy, niezwykłe obycie w społeczeństwie, zwłaszcza tym
inteligenckim, nienaganne maniery to znaki rozpoznawcze Lectera. Thomas Harris mistrzowsko zagrał na emocjach Czytelnika.
Mówię w tym momencie o sobie, bo wrażenia po lekturze zmusiły mnie do zadania sobie potwornego pytania: co bym wolała – patrzeć jak Lacter zjada moją nerkę czy spędzić godzinę przy łóżku zdeformowanego, perwersyjnego kaleki Masona Vergera. Wspominam o nim,
bo chcę podkreślić niezwykły pomysł autora, który w „Hannibalu” postawił Czytelnika przed nie lada dylematem – kim tak naprawdę jest ten gorszy w powieści? Inteligentny, wysublimowany kanibal czy wulgarny, pijający martini z dodatkiem łez wykorzystanych dzieci, erotyczny
zboczeniec.
Takie zagranie ze strony Harrisa czyni dla mnie z „Hannibala” lekturę nie do ponownego przebrnięcia. Szczerze mówiąc, nie dziwię się Jodi Foster, że nie znalazła w sobie dość psychicznej siły, by zagrać w filmowej adaptacji powieści.

Oceniana przeze mnie książka (zresztą i pozostałe z cyklu o Hannibalu) bez wyrzutów sumienia określam mianem ARCYDZIEŁA w obrębie
gatunku, jakim sobą reprezentuje. Obracając się w kręgu antropofagiczych ludzkich wytworów muszę przyznać, że nic, obok
„Kanibala z Rottenburaga”, bardziej mną nie wstrząsnęło, niż „Hannibal”. Nie chcę w tym miejscu wyjść na dewiantkę – moja recenzja skupia się bowiem tylko i wyłącznie na wątku ludożerstwa. Mimo innych problemów, jakich Harris bezsprzecznie dotyka – korupcja władz,
szowinistyczne zapędy przełożonych, molestowanie nieletnich, homoseksualizm – dla mnie są one tylko dookreśleniem kwestii najbardziej znaczącej, będącej przedmiotem moich rozważań. Nie oszukujmy się, kanibalizm fascynuje, dlatego też w połączeniu ze znakomitym piórem autora uczynił on z powieściowego cyklu o Lecterze fenomen w obrębie thrillera psychologicznego.

Podsumowując.

No cóż… długo nie mogłam się otrząsnąć po lekturze. Wzbudziła ona we mnie rywalizujące ze sobą uczucia – szczególny rodzaj odrazy
i jednoczesną fascynację. Uwierzcie mi, nie wiem co było gorsze…

3586

Dodaj komentarz