Potwory, strzygi, wilkołaki, wiły i cała masa innych nienormatywnych istot, żyje między nami, przeciętnymi normatywnymi od wieków. Choć czasy się zmieniły i nie palimy już czarownic na stosach, a wampirów nie przebijamy osikowymi kołkami, życie nienormatywnych wcale nie jest prostsze. Bo jak wytłumaczyć dentyście, szczękę pełną kłów albo ukryć przed sąsiadem, wycie do księżyca w pełni? Choć potwory pomału wychodzą z cienia, wciąż nie chcą do końca się ujawnić. Piotr Strzelecki i Sabina Piechota, wychodząc naprzeciw tej specyficznej grupie i sami będąc nie do końca ludźmi, zakładają w brzegu firmę konsultingowo-behapowsko-coachingową i ku swojemu ogromnemu zdziwieniu odnoszą spektakularny sukces. Szkolenie bhp dla kultystów i wróżek, albo pomoc psychologiczna dla zabłąkanych dusz to ich chleb powszedni. Przy takiej klienteli i w ich wykonaniu teoretycznie nudne zawody okazują się prawdziwą kopalnią niecodziennych przygód. I choć na brak paranormalnych atrakcji Sabina i Piotrek nie mogą narzekać, nieoczekiwanie dostaną ich znacznie więcej, kiedy wplątują się w śledztwo dotyczące ataków na ich znajomych nienormatywnych. Problem w tym, że detektywi z nich marni, a raczej koszmarni i szybko sami mogą znaleźć się na celowniku wyszkolonego na wikipedii Van Helsinga.
Milena Wójtowicz od pierwszej strony serwuje nam humorystyczno- paranormalny koktajl Mołotowa. Chwilę zajęło mi przyzwyczajenie się do specyficznego stylu autorki, a drugą chwilę do nietypowego, pełnego popkulturowych odniesień humoru, ale kiedy oswoiłam się z jednym i drugim, zaczęła się świetna zabawa i prawdziwa jazda bez trzymanki. Akcja pędzi do przodu, jedna paranormalna przygoda goni drugą, a humor okrasza wszystko od pierwszej do ostatniej strony. W trakcie lektury nie sposób się szczerze nie zaśmiać, przynajmniej raz. Nawet najpoważniejszemu normatywnemu w trakcie lektury zdarzy się zachichotać, a dzięki plejadzie świetnych postaci szczery uśmiech nie będzie schodził z waszych ust. Choć do rozwiązań fabularnych można się przyczepić (o czym za chwilę), to styl autorki i jej poczucie humoru ratuje wszystko.
Można mieć wątpliwości, czy wcinająca tonami słodycze specjalistka od bhp i wdychający lawendę psycholog, to postaci odpowiednie do pełnej przygód powieści paranormalnej. Ja też je miałam, ale kiedy poznałam bliżej Binkę i Piotra pokochałam ich całym sercem, bo to postaci nie tylko barwne i zabawne, ale też pełne mrocznego uroku i nienormatywnego wdzięku. Są jak ogień i woda. Ona porywcza, pełna agresji z urodą wypisz wymaluj- Mortici Adams. On, ocean spokoju, mdły jak herbatka z melisy, szukający w swoim mrocznym wnętrzu idealnej duchowej równowagi. W sumie stopień nienormatywności samozwańczych detektywów intrygował mnie nawet bardziej niż tożsamość domorosłego Winchestera, którego próbują nieudolnie załapać. Choć od początku wiadomo, że Sabina i Piotr ludźmi nie są, ich tożsamość trzymana jest w tajemnicy, a czytelnik ma naprawdę wiele frajdy z odrywania ich potwornej natury.
Fabuła powieści skupia się wokół wątku kryminalnego i śledztwa, które bohaterowie prowadzą z uporem mimo pełnej świadomości całkowitego braku kompetencji. Choć ich przygody śledztwem spowodowane i humor przez nie wygenerowany zapewniają świetną zabawę w trakcie lektury, sama intryga i rozwiązanie zagadki okazały się niestety rozczarowujące. Zakończenie nie było ani przesadnie spektakularne, ani zaskakujące i cytując Sabinę „mam poczucie niedosytu i niedokończenia”. Czegoś mi w tej intrydze zabrakło a jeden większy zwrot akcji skończył się w sumie mdło i nijako. Trochę szkoda, ale jak już wspominałam wcześniej- świetna narracja i humor ratują całość, a ja pokochałam bohaterów tak bardzo, że chętnie poczytałabym o ich dalszych przygodach.
O CZYM? „Postscriptum”, to przezabawna, pełna przygód paranormalna opowieść z lekkim detektywistycznym wątkiem. Całkowicie wsiąkłam w życie Brzeskich nienormatywnych i dałam się oczarować ich perypetiami i całkowicie uzależniłam się od mrocznego poczucia humoru. Jestem zauroczona bohaterami, nie tylko Sabiną i Piotrem, ale też plejadą ich normatywnych i nienormatywnych znajomych (nikt nie jest nudny i przeciętny-zapewniam!). Mimo, że nie wszystko w tej książce było perfekcyjne i nie jestem przekonana do niektórych rozwiązań fabularnych i tak świetnie spędziłam czas z lekturą. Jeśli podobała Wam się „Szeptucha” czy „Żniwiarz”, pokochacie pełne humoru i przygód „Postscriptum”!