„The Crow” jest jak czarna, wilgotna, intensywnie pachnąca i zatrzymująca zmysły ziemia.
Nie każdy weźmie ją do ręki. Innego przejdzie dreszcz.
Nie każdy doceni jej przeszywającą wilgoć, nie każdy zrozumie sens jej brudu. Nie każdemu sprawi przyjemność obcowanie z nią.
Inny w tej ziemi będzie się rozkoszował, zakocha może nawet. Doceni jej dotyk, znaczenie, tchnienie, które krąży głęboko od motywów śmierci do rzeczywistości wyraźnego życia.
Nastoletnia młodzież i młodzi ludzie docenią w tej filmowej twórczości – poszukiwanie i „prostotę”, dojrzalsi – tajemnice, wytrawni widzowie – mroczny styl, wszyscy czujni kinomaniacy – niepokój i chęć poznawania, granice poznania i znanego, a początki odkrywania
ciemnych czeluści nieznanej drugiej strony lustra.
Charakterystyczny styl, symbolika i dwuznaczne motywy…
„The Crow” to film sceniczny, luźno oparty na klimacie twórczości Poego. Film ma elastyczną strukturę, która jest ukłonem w stronę teatru, przerysowanego komiksu i mrocznego w klimacie i estetyce kryminału filmowego. Stosunkowo młody i żarliwy aktor (generalnie aktor filmów akcji i sztuk walki) – 'fighter’ — dodaje nie tylko uroku, autentyczności, ale także niezwykłego dramatyzmu oraz tragizmu i romantyzmu temu obrazowi.
Utalentowany po ojcu Bruce Lee, Brandon prezentuje styl walk o wiele jeszcze bardziej elastyczny filmowo niż zaprezentował to w kinie Lee-senior — choć ten walki i nieschematyczne ich ujęcie już także prezentował nowatorsko.
Historia skomplikowanego, energetycznego, fantazyjnego, odważnego życia z cieniem demona na plecach przeplotła się w sposób szczególny zarówno filmowy, jak i życiowy – i energetycznego Bruce 'a, i fantastycznego i magnetycznego Brandona.
Ciekawy i nadzwyczaj wysportowany Brandon ginie z rąk współpracowników filmowych z nabitej dubeltówki nie nabojem ślepym, tylko (!) prawdziwym. Skandal nie zostaje w sposób jasny wytłumaczony, bo taka pomyłka nie mogła się przecież wydarzyć. A jednak…
Przepowiednia/klątwa wisząca na Lee-seniorze znajduje jadowite dopełnienie na synu.
Śmierć Brandona dodaje niestety dramatyzmu i autentyzmu tej historii; czyni film „Kruk” jeszcze dużo bardziej mrocznym.
„The Crow” należy do jednych z moich ulubionych obrazów kinowych/filmowych i nabyłem już trzecią jego wersję. Znakomita, czaderska muzyka jest zaprzeczeniem niektórych „zbyt poważnych” klimatów i scen, patosu, przesady. Muzyka pozwala złapać dystans w momentami sztywnej i patetycznej rozgrywce kontrowersyjnego bohatera – niosącego wraz z poetycką zapowiedzią i przesłaniem; karę i zemstę fizyczną dla oprawców.
Jest dużo przesady w Kruku. Są sceny irracjonalne, absurdalne, magiczne. Obrzydliwe, odpychające, siejące dramatyczną farsę.
Przeplecione są z niesamowicie luźnymi scenkami nowatorskich walk, z dojrzałymi scenami – metaforami.
„The Crow” to film, który muszę określić jako jeden z najdziwniejszych filmów, które mogę zawsze oglądać i po który regularnie sięgam – co jakiś czas.
Nie wiem; co sprawia wieczną tęsknotę i łapanie za serce związane z Krukiem? To przemieszanie motywów życia i śmierci? Zgrabnie, a niekomercyjnie; patetycznie, ale czadersko i mistycznie, fantastycznie opowiedziana historia wielkiej miłości, która kończy się…
… Nie. Ona się nie kończy. No właśnie. Trwa. Przez cały film do samego zakończenia i ostatecznej sceny.
A może fascynuje mnie ta nieco niepokojąca i magnetyczna historia filmowa jako odważna i bezkompromisowa – idealistyczna pochwała zemsty wobec potwornych zbirów, bandziorów?
Czytelniku, widzu… proszę, obejrzyj…