Czym jest Hygge? Hygge może być wszystkim. Wieczorem spędzonym z przyjaciółmi. Chwilą relaksu przy kominku, pod ciepłym kocem z kubkiem ulubionej herbaty i ciekawą książką. Może być nawet spacerem albo zabawą z dziećmi, rodziną czy zwierzętami. Hygge może kryć się nawet w przedmiotach codziennego użytku jak hygge kubek, w którym wieczorem pijemy pyszne kakao. Bo hygge tak naprawdę jest tym, co dla nas miłe. Tylko czy trzeba być hygge, aby być szczęśliwym? Według Duńczyków chyba tak.
Do sięgnięcia po „Hygge. Duńska sztuka szczęścia” ogromnie zachęciła mnie okładka oraz ogrom pozytywnych opinii innych czytelników. Niestety z nieistotnych powodów długo musiałam czekać na możliwość jej przeczytania. Teraz z perspektywy czasu uważam, że powinnam czekać jeszcze dłużej… Dlaczego? Ponieważ po przeczytaniu wcześniej wspomnianych opinii byłam przekonana, że przeczytam książkę pertraktującą o rzeczach oczywistych, ale przekazanych w tak umiejętny sposób, że staną się dla mnie czyś nadzwyczajnym. Czy tak się stało? Nie jestem do końca przekonana. Zwłaszcza że po przeczytaniu 1/3 książki nadal nie byłam w stu procentach pewna, czym w ogóle jest to pojęcie. Miałam jedynie swoją prowizoryczną definicję oraz głębokie przeświadczenie, że skoro nie jestem pewna, czym jest hygge, to chyba z moim poczuciem szczęścia jest coś nie tak.
Choć trochę mi to zajęło, w końcu jednak zrozumiałam, czym naprawdę jest według autorki hygge. Zrozumiałam również, że wbrew pozorom ta książka wcale nie jest poradnikiem jak być hyggelig tylko książką opowiadającą o zwyczajach panujących wśród Duńczyków będących hyggelig. Ku mojemu rozczarowaniu przez większość książki autorka właśnie o tym opowiadała.
Nie mogę jednak jednego odmówić tej książce. Tego, że jej okładka jest po prostu wspaniała. Piękne drobinki złota na ciemnym tle i twarda oprawa sprawiają jak najlepsze wrażenie, które niestety pryska zaraz po ujrzeniu zawartości. Czemu? Temu, że czcionka jakiej użyto, okazała się być tak maleńka, że jej czytanie było nie lada wyzwaniem nawet dla osób o stu procentowo zdrowych oczach, a na dodatek sam tekst zajmował zaledwie 1/3 strony. Resztę pozostawiając pustą… Nawet „klimatyczne” zdjęcia nie były w stanie zmienić tego wrażenia.
Jeśli mam być szczerza (a zawsze jestem) to muszę przyznać, że chociaż w ogólnym rozrachunku „Hygge. Duńska sztuka szczęścia” było miłą lekturą, godną polecenia fanom tego gatunku, to jednak kompletnie nie rozumiem tych wszystkich zachwytów nad nią.