„Kompletna cisza. Stałem na plaży – po raz pierwszy naprawdę sam. Złocisty otok okalający pokrytą tropikalnym lasem wyspę był progiem nowego, przerażającego świata. Przez sześćdziesiąt dni nie miałem spotkać żywej duszy. Byłem na bezludnej tropikalnej wyspie i nie miałem ze sobą nic, co mogłoby mi pomóc przetrwać.”. str. 12
Ed Stafford 12 sierpnia 2012 roku opuszcza niewielką metalową łódź i wychodzi na tropikalną plażę bezludnej wyspy Olorua, gdzie przez sześćdziesiąt dni ma zostać jej jedynym mieszkańcem. Zdany wyłącznie na siebie i własne umiejętności. Nagi, bez jedzenia, sprzętu czy chociażby noża. Jedyne co posiada to kamera, która ma rejestrować każdy dzień jego egzystencji na wyspie.
„Kiedy jednak uświadomiłem sobie, że z nikim nie mogę się niczym podzielić, przeszedł mnie lodowaty dreszcz. Nikt nie będzie razem ze mną śmiał się ani płakał. Nikt nie doda mi otuchy, niczego nie doradzi ani nie ostrzeże przed niebezpieczeństwem. Nie miałem się do kogo zwrócić, nikt nie mógł mnie wesprzeć. Odpowiadałem za siebie pod każdym względem – pewnie pierwszy raz w życiu.”. str. 29
Ed Stafford, były kapitan armii brytyjskiej, od ponad dekady prowadzi ekspedycje i przeprowadza różne projekty w bardzo odległych zakamarkach świata. Do jego największych sukcesów zalicza się przejście pieszo wzdłuż całej Amazonki od źródła do ujścia, jest to około 6,5 tys. km (niektóre źródła podają, że około 7 tys. km). Jest pierwszym człowiekiem, który dokonał tego czynu. Prowadził kursy surwiwalowe dla ludzi przygotowujących się do wyprawy w głąb dżungli. Na ochotnika zgłosił się do udziału w ekspedycji na Olorua, by nakręcić serial telewizyjny we własnej reżyserii. W domu pozostawia tęskniącą narzeczoną, a sam wyrusza w nieznane. To nie była jego pierwsza wyprawa tego typu, aczkolwiek różniła się tym od wcześniejszych, że na Olorua był zostawiony sam sobie, bez żadnych środków do życia, tutaj musiał wszystko zdobyć sam, to się wcześniej nie zdarzało.
„Bałem się marnować czas. Bałem się marnować energię. Bałem się niepowodzenia. Bałem się, że wyjdę na głupka.”. str. 261
Na początku książki znajdują się dwie mapy. Jedna przedstawia odległość Australii od Olorua, natomiast druga pokazuje samą bezludną wyspę, na której widnieje między innymi położenie szałasu Eda i to, co go otacza w odległości kilku kilometrów. Książka dodatkowo wzbogacona jest w bardzo interesujące zdjęcia z wyprawy Eda na Olorua.
Każdy z nas jest przyzwyczajony do większych lub mniejszych luksusów, których nie doceniamy, ponieważ jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Mówię tutaj o podstawach, np. toaleta, szczoteczka do zębów, łózko, fotel, nóż, widelec, prąd, internet czy chociażby ogień. Zwyczajne rzeczy, które otaczają nas w codziennym życiu, na które nie zwracamy wielkiej uwagi, a które bardzo ułatwiają nam życie. A co jeśli tych błahostek nam zabraknie? Przed takim sprawdzianem został postawiony Ed Stafford, decydując się na podróż na wyspę Olorua.
„Ujrzałem znajomy kształt, który dotąd znałem jedynie z fotografii. Olorua: mój dom na następne 60 dni. Bezludna wyspa, której topografię wyznaczyły trzy szczyty, między którymi z tej perspektywy widać było dwa siodła. Samotna na bezkresnym oceanie, pokryta gęstym, bujnym tropikalnym lasem nienaznaczonym bliznami po wyrębie. (…) Robiła wrażenie większej, niż się spodziewałem, a oświetlona od zachodu ciepłym, przedwieczornym światłem wydała mi się spokojna i przyjazna. Jak bardzo mylące może być pierwsze wrażenie.”. str. 18
Rozpaczliwa walka o przetrwanie, ciągły niepokój i pojawiające się pytania, czy to, co zrobił w danym dniu, pozwoli mu przeżyć kolejny? Czy da radę przetrwać sam bez niczyjej pomocy? Czy jest dość silny psychicznie i fizycznie by przeżyć 60 dni na bezludnej wyspie bez wsparcia innych? Czy sprosta sytuacji, której podjął się dobrowolnie? Czy da radę oraz komu i co chce udowodnić? Towarzyszyło mu poczucie bezbronności i porzucenia, dodatkowo sprawę utrudniała tęsknota za bliskimi.
„Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że kiedy nie ma się nic – absolutnie nic – cały czas walczy się o zachowanie statusu quo. Będę sobie wyznaczał drobne cele do zrealizowania w danym dniu.”. str. 75
Stafford pokazuje między innymi, w jaki sposób znaleźć i zrobić prymitywne „posłanie”, jak je wykorzystać? Jak gromadzić i filtrować zabrudzoną wodę, co można jeść i w jaki sposób? Jak rozpalić ogień? Czym chronić ciało przed ostrymi promieniami słońca? Tłumaczy, jak zrobić „spódniczkę” z trawy, która pozwoliła zakryć goliznę. Jak zbudować szałas?
Reasumując. Niewątpliwie jest to bardzo interesująca lektura. Język nie sprawia żadnej trudności, choć momentami jest bardzo dosadny. Czasami Stafford stosuje takie opisy sytuacji, że dzięki nim na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Autor potrafi zaciekawić czytelnika swoimi wspomnieniami z pobytu na wyspie. Opisuje dzień po dniu i wszystkie czynności, które danego dnia wykonywał. Bardzo dobrze przedstawia emocje jakie mu w danej chwili towarzyszyły. Wszystko to sprawia, że książkę czyta się bardzo szybko i z ogromnym zainteresowaniem. Stafford tłumaczy, że odpowiedzialność, zaufanie i wiara we własne możliwości to podstawa, by móc o siebie zadbać. Był zmuszony eksperymentować i uczuć się na własnych błędach. Udowodnił, że dzięki tzw. myśleniu lateralnemu (inaczej umiejętność kreatywnego spojrzenia na problem, które pozwala rozwiązać go innymi, nowymi metodami) od podstawowego prymitywnego poziomu, przy którym nic się nie posiada jedynie wiedzę i nabyte umiejętności, można w pewien sposób „zadomowić” się na wyspie i osiągnąć pewien poziom stabilizacji. Książkę polecam osobom lubiącym literaturę podróżniczą oraz związaną z survivalem. Naprawdę jest to pozycja godna polecenia.