Gdy władza zaczyna uderzać do głowy

Władzę znacznie łatwiej jest zdobyć niż ją utrzymać. Zwłaszcza kiedy sprawuje się ją stojąc w cieniu osoby, którą posadziło się na tronie, a która nie jest szczególnie skora do współpracy. Minęło już pięć miesięcy od kiedy Jude podstępem włożyła koronę na głowę Cardana. Głowę księcia, którego nienawidziła, ale który niespodziewanie stał się jedyną szansą na zrealizowanie jej planu. Cardan przysiągł Jude posłuszeństwo przez rok i dzień, ale nie ma zamiaru ułatwiać jej choćby minuty z szybko kurczącego się czasu. Z okrutnego księcia stał się naprawdę złym królem, ale jego kaprysy, są tylko jednym z wielu zmartwień Jude. Czy śmiertelna dziewczyna będzie potrafiła poprowadzić sieć intryg i kłamstw w świecie mrocznych i podstępnych elfów? Czy zapanuje nad wybrykami nowego króla, a także swojego serca, które niespodziewanie zaczyna się buntować?

Jude nie jest bohaterką, która siedzi cicho i tańczy jak jej zagrają. Nie jest postacią, która biernie czeka na dalszy ciąg swojej własnej opowieści, ale z prawdziwą przyjemnością płynie pod prąd i sama pisze kolejne akapity, nierzadko zamieniając atrament na krew. Aż miło czytać o tak zadziornej i twardo stąpającej po ziemi bohaterce. Podziwiam tą dziewczynę, jej upór w dążeniu do wyznaczonego celu, zaciekłość i waleczność, ale także skłonność do ciągłego przesuwania granic, tak że w końcu praktycznie przestają istnieć. Imponuje mi jej ambicja, by piąć się ciągle w górę i znaczyć coraz więcej, mimo, że walczy o stanowisko w świecie, do którego nie należy.
Jako śmiertelniczka wśród elfowego ludu, nie ma lekko, ale nic nie jest w stanie jej powstrzymać przed dążeniem do wyznaczonego celu. Jednak kiedy machina chciwości zostanie wprawiona w ruch naprawdę ciężko ją zatrzymać. I choć nie ma nic złego w byciu ambitnym, może to doprowadzić do zguby, jeśli zapragnie się więcej, niż można unieść na swych barkach.

Cardan, to zupełnie inna historia. Zmienił się bardzo od momentu, kiedy spotkałam go w pierwszym tomie, w gruncie rzeczy nie zmieniając się wcale. Choć daje się poznać od nowej strony, ciągle nie pozwala zapomnieć o swoich największych wadach. Jest arogancki, zadziorny, bezczelny, uwielbia upijać się elfowym winem, i pakować w coraz większe kłopoty. Jest jednym z najbardziej irytujących bohaterów jakich znam, a za razem jednym z moich ulubionych i sama nie wiem jak to możliwe, żeby jedna osoba wzbudzała tak wiele sprzecznych (pozytywnych i negatywnych) emocji. Jude też tego nie wie, bo nienawiść walczy w niej z fascynacją, a żądza mordu z pragnieniem całowania króla do utraty tchu. Choć bohaterka wciąż bezapelacyjnie gra pierwsze skrzypce w tej historii, na szczęście autorka pozwala też Cardanowi rozwinąć nieco skrzydła i wreszcie pokazuje czytelnikowi, na co naprawdę go stać.

Pani Black ma tą niesamowitą i rzadko spotykaną umiejętność do tworzenia scen, które na zawsze wypalają się pod powiekami czytelnika. Potrafi też w jednej chwili wzbudzić ogrom emocji, zaskoczyć i oczarować, doprowadzić do łez i złości, omamić i zwieść na manowce. Dlatego odrobinę mam jej za złe, że tak wiele scen miedzy Cardanem i Jude zwyczajnie zmarnowała. Cieszę się, że wątek romansowy (jeśli w ogóle mogę to tak nazwać), nie przyćmiewa akcji, intryg i dramatycznych wydarzeń, ale uważam, że książka mogłaby być jeszcze lepsza, gdyby nieco bardziej rozpisać pełne napięcia sceny między dwiema kluczowymi postaciami, a nie urywać je jak najszybciej, byle by tylko nie rozwinęły się przypadkiem za bardzo. Czasem miałam wręcz wrażenie, że nad Holly czuwała jakaś posępna kostucha (redaktor), która ciągle powtarzała jej: „tu skończ”, „utnij tą scenę”, „naprawdę nie ma potrzeby, żebyś ciągnęła to dalej”… A szkoda, wielka szkoda, bo oprócz ogromu ciekawej treści, dostałam też całą masę niedosytu. I chcę więcej!

„-Powiedz, że mnie nienawidzisz.
– Nienawidzę cię. – Te słowa są teraz pieszczotą. Powtarzam je raz po raz. Jak zaklęcie przeciw temu, co naprawdę czuję. […] Tak strasznie nienawidzę, że czasem trudno mi myśleć o czymkolwiek.”

W „Złym królu”, Holly Black po raz kolejny zabrała mnie w magiczną i niezapomnianą podróż do krainy elfów, pięknej niczym z baśni, a za razem mrocznej i przyprawiającej o dreszcz grozy. Podobno im coś piękniejsze, tym bardziej jest niebezpieczne, a w przypadku Elfhame i mieszkańców tej krainy, doskonale się to powiedzenie sprawdza. Elfy choć czarujące i urodziwe, potrafią dla zabawy śmiertelnie zranić, a życie między nimi to prawdziwa walka o przetrwanie. Z niekłamaną rozkoszą czytałam o kolejnych intrygach i spiskach, nie potrafiłam przewidzieć jakie karty odkryją za chwilę bohaterowie i ile jeszcze asów chowają w rękawach. Nieprzewidywalność, napięcie i ciągłe zwroty akcji, to jedne z największych atutów książki, oczywiście tuż obok niesamowicie barwnych i plastycznych opisów wykreowanego przez autorkę świata. Tym razem odwiedzimy nie tylko znane nam już ruchome wyspy i ich mroczne zakamarki, ale także poznamy nowe, podwodne królestwo, równie piękne, co niebezpieczne. Jeśli myśleliście, że opisy pałacu Elfhame czy Mleczlasu zrobiły na Was wrażenie, poczekajcie tylko, aż autorka zabierze Was do Toni- zapewniam, że nie będziecie chcieli jej opuścić ani na chwilę.

O CZYM? „Zły król”, to kontynuacja, która usatysfakcjonuje każdego czytelnika, któremu podobał się „Okrutny książę”. Fabuła jest ciekawa i przemyślana, choć pędzi jak szalona i ciągle zaskakuje, nie wkrada się w nią żaden niezamierzony chaos czy brak logiki. Jednocześnie jest to historia tak oryginalna i nietuzinkowa, że jej dalszego ciągu absolutnie nie da się przewidzieć. Jestem zachwycona magicznym i niebezpiecznym światem elfów, oczarował mnie klimat tajemnic, intryg i skrywanych namiętności. Jeśli szukacie książki barwnej i zachwycającej, bajkowej i mrocznej za razem, zaskakującej i wciągającej od pierwszej strony, to oficjalnie możecie przestać- właśnie ją znaleźliście.


 

Dodaj komentarz