Akcja Rzeczy o zbłąkanej duszy rozpoczyna się w zaświatach.
To właśnie tu po raz pierwszy spotykamy młodziutkiego diabła imieniem Ezergil, głównego bohatera i zarazem narratora powieści.
W ramach letniej praktyki szkolnej otrzymuje on zadanie ukojenia duszy kobiety, która niezdolna zaznać wiecznego spokoju, błąka się pomiędzy piekłem a rajem. Przeprowadzone przez chłopaka krótkie śledztwo wykazuje, że powodem niepokoju zmarłej jest osierocony przez nią dwunastoletni synek – który po jej śmierci pozostał pod opieką niestroniącego od alkoholu agresywnego ojca. Zadaniem Ezergila jest – do spółki z młodą anielicą Aloną, również zaliczającą praktykę – doprowadzić do sytuacji, w której mały Alosza będzie bezpieczny i szczęśliwy, zaś jego ojciec – wolny od nałogu. Misja wydawałoby się, wcale nie tak trudna dla dwóch istot rodem z zaświatów. Po piętach nieziemskich dzieci depcze jednak Ksefon – wrogo nastawiony wobec Ezergila kolega z jego szkoły, który w ramach własnej praktyki ma nie dopuścić do sukcesu swego oponenta.
Jako zamiłowany angelolog sięgnęłam po tę książkę ze względu na anielsko-diabelski sztafaż, jako zaś czytelniczka lubiąca psychologicznie nacechowane tematy – ze względu na kwestie, które poruszono na jej kartach. Wybór okazał się rozczarowaniem – mająca dobry potencjał historia została zmarnowana, zaś cała powieściowa angelologia w większości wyssana z palca. Choćby cudowna moc przedstawicieli ,,tamtego świata” wydaje się nadmiernie infantylna – aniołowie emanują blaskiem i gasną na zawołanie, potrafią też za pomocą spojrzenia tworzyć błyskawice suszące ubrania; diabli mają możliwość dosłownego skanowania otoczenia w poszukiwaniu wrogów. Co więcej, atrybuty przynależności do obu nieziemskich społeczeństw – skrzydła i ogony – można sobie przyczepiać i odczepiać wedle woli.
Postać głównego bohatera sprawia wrażenie mocno marysuistycznej. Ezergil wydaje się zbyt dojrzały, inteligentny i zaangażowany we własną złożoną intrygę jak na dziecko liczące sobie zaledwie sto dwadzieścia (czyli, jak wyraźnie powiedziano w książce, według ziemskiej miary dwanaście) lat. Nie interesuje go zabawa ani inne typowo dziecięce rozrywki – diabelski chłopiec jest cyniczny, chłodno kalkuluje i tworzy coraz bardziej skomplikowane intrygi, dzięki którym Alosza ma (z bliżej niewiadomych przyczyn) zostać poddany próbie wiary – i wyjść z niej zwycięsko.
Młody diabeł jest postacią pełną sprzeczności. Wielokrotnie zaznacza, że nad rozwiązywanie konfliktów za pomocą pięści przedkłada spryti inteligencję – a jednak większość jego przemyślanych działań oraz psikusów polega wyłącznie na prowokowaniu bójek wśród pozostałych bohaterów. Ponadto, mimo że nawet we własnej społeczności Ezergil jest nieletni, a na ziemi przybiera wygląd ludzkiego dziecka, postacie tła – lub sam autor – zdają się nie zawsze o tym pamiętać i często traktują go jak równego sobie dorosłego mężczyznę. Z kolei jego przeciwnicy to tępogłowi osiłkowie, pozbawieni wszelkich zalet i niewarci jego uwagi (kolejne znamię Mary Sue).
Innym punktem świadczącym przeciw książce są właśnie wspomniani bohaterowie tła i drugiego planu – którzy zdają się nie mieć żadnych refleksji w związku z nagłym pojawieniem się w ich życiu istot pozaziemskich. Prym wiedzie tu Alosza, którego psychika, mimo kolejnych wizyt diabłów, aniołów, a w międzyczasie nawet jego zmarłej matki – wydaje się pozostawać w nienaruszonym stanie, daleka od jakiejkolwiek traumy czy choćby zwykłego zdumienia.
Sama akcja książki to niekontrolowany chaos – z poważnej i w założeniach wzruszającej kwestii osamotnionego i skatowanego dziecka tworzy się przedziwna mieszanina sensacji i thrillera szpiegowskiego. W życiu głównych bohaterów pojawiają się między innymi rosyjska mafia, skorumpowana milicja, wiejska grupa małoletnich satanistów, komandosi, byli członkowie wywiadu z misji w Afganistanie i emerytowany żołnierz aktualnie będący świętym, wszyscy oni zaś biegają za walizką zawierającą dwa miliony dolarów, z niewiadomej przyczyny stanowiącą centrum wszelkich wydarzeń.
Przyznam jednak, że choć mogło być o wiele lepiej, mogło być również gorzej. Książka stanowi dosyć lekkie i szybkie czytadło, na którym nie trzeba skupiać uwagi i w fabułę którego nie trzeba się wczuwać. Jedną z zalet powieści są również co pewien czas wygłaszane przez bohaterów poglądy i przemyślenia na temat życia, śmierci i wiary – zaskakująco dojrzałe i mądre w porównaniu z całą resztą książki.
Wracać do Rzeczy o zbłąkanej duszy z pewnością więcej nie będę; lecz zarazem uważam, że przeczytanie jej na kolanie – na przykład podczas dłużącej się podróży – nikogo nie zaboli.