Historia pięknej, lecz bardzo trudnej miłości.
„Czy wiecie jakie to przerażające, kiedy pragniesz czegoś tak bardzo, że jesteś gotowa stać się zupełnie innym człowiekiem, żeby to osiągnąć?
Emily kładzie na szali całe swoje życie, żeby być z mężczyzną, który zdobył jej serce. Niestety nie ma pewności, że Gavin naprawdę ją kocha; pozostaje wierzyć, że postąpiła słusznie, idąc za głosem serca, i że jej wybranek okaże się takim człowiekiem, jakim chciała go widzieć.
Niestety, wszystko wskazuje na to, że tak nie jest. Dążący do autodestrukcji, zamknięty we własnym ponurym świecie Gavin rozpaczliwie potrzebuje pomocy. Emily musi zdecydować, czy jest gotowa poświęcić wszystko, żeby go uratować, i czy uczucie, jakim go darzy, jest wystarczająco silne, by wystawić je na tak ciężką próbę.”
Gail McHugh mówi o sobie, że jest czekoladoholiczką, która od zawszę uwielbiała wymyślać romantyczne historie. Pewnego dnia obudziła się z przeczuciem, że musi coś napisać. Tak właśnie powstało Collide. Debiutancka powieść autorstwa pani McHugh. Na co dzień jest szczęśliwą żoną oraz matką trójki uroczych dzieci.
Dziś Collide jest już przeszłością. Teraźniejszość należy do Pulse, czyli kontynuacji Collide. Trójkąt miłosny się skończył. Nie przyniosło to jednak ukojenia dwójce zakochany. Ich problemy dopiero się zaczynają. Gavin i Emily będą musieli poddać próbie swoje uczucie. Nie będzie to najłatwiejsze zadanie. Co, jeśli pragniesz czegoś tak mocno, że oddałbyś wszystko, aby to mieć i w jednej chwili twoje największe marzenie staje się twoim koszmarem? Myśli popychają cię w najgorsze czeluści umysłu. Tylko prawdziwa miłość może Cię wybawić.
Pulse doprowadziło mój puls do szaleństwa. Początek książki przepełnił mnie rozpaczą. Romans, który wzbudził ogrom emocji. Pomyślicie „hej przecież to romans musi taki być”, ale to nie prawda. Żaden nie musi taki być. Ba! Nawet zaskakująco rzadko się zdarza, by takim był. Na szczęście są jeszcze autorzy, którzy nie powielają schematów. Mimo że na rynku wydawniczym romansów nie brakuje, a seria Collide zapowiadała się jak kolejny typowy romans. Bez wątpienia nim nie jest.
Książka opowiada historię pełną wzruszeń z niesamowitą i wciągającą przygodą. Autorka ciągle zaskakuje nas nagłym zwrotami akcji. Przez swoją niezwykłą emocjonalność wielokrotnie łamała mi serce. Pragnęłam skończyć ją jak najszybciej by dowiedzieć się co będzie dalej. Jednocześnie pragnąc, aby nigdy się nie kończyła.
Bohaterowie byli postaciami, które oczarowały mnie już od pierwszej części. Jeśli chciałabym się od nich czegoś nauczyć to przede wszystkim tego, jak wyrażają swoje uczucia. Zwłaszcza Gavin. Bez wątpienia jest on postacią, którą podziwiam. Otwarcie mówi o swoich uczuciach i pragnieniach, co naprawdę rzadko zdarza się ludziom. Nawet w obliczu rzeczy, które przerosłyby większość z nas on się nie poddaje. Stara się przezwyciężyć swoje słabości. Jest ideałem z kobiecych marzeń.
Zachwalając Gavina nie mogłabym zapomnieć o Em. Dzięki niej dowiadujemy się, że z każdego kryzysu możemy wyjść, jeśli zaufamy ludziom, którzy nas kochają.
Okładka jest kolejnym plusem. Prosta, jasna, zachęcająca do zobaczenia zawartości. Uwielbiam takie okładki odzwierciedlające zawartość książki. Mogłabym ją zakupić już dla samej oprawy graficznej.
Niestety ciągłe wyrażanie emocji było również dla mnie odrobinę uciążliwe. Miałam wrażenie przesytu. Mimo swojego piękna brakowało im umiaru. Brakowało mi również oddzielnika między narracją jednego bohatera, a drugiego. Uważam również, że autorka mogła lepiej zaznaczyć upływające miesiące i wpleść odrobinę spraw codziennych.
Kończąc Pulse mogłabym opisać w trzech słowach. Wciągająca, urzekająca, poruszająca. Na pewno zostanie ze mną już na zawsze.
„Zostaliśmy dla siebie napisani i nie zmieniłbym w naszej powieści ani jednej linijki.”
Pozdrawiam,
A.
Ps. Zachęcam również osoby nieznające Collide do przeczytania recenzji, która znajduje się już na stronie.