Tak oto dosłownie przed chwilą przeczytałam ostatnią część serii „Bezmyślna”.
Na początku miałam duży problem z wciągnięciem się w fabułę.
Również w początkowych częściach książki irytowała mnie główna bohaterka – Kiera.
Jej rozważania wydawały mi się puste i bezsensowne. Miałam wrażenie, że zamiast żyć Kiera rozmyślała nad przeszłością i przyszłością. Brakowało mi teraźniejszości. Co chwila zapewniała o swojej miłości do Kellana, co powodowało u mnie wybuchy furii. O tym już wiem. Każdy, kto czytałam poprzednie tomy, wie o tym bardzo dobrze. Na szczęście Kiera z czasem zmieniła się (albo ja się przyzwyczaiłam) i nareszcie udowadniała, że jest naprawdę wartościową osobą, która może wiele osiągnąć w życiu. Jej przemiana stała się z czasem dla mnie tematem do refleksji. Na początku miała wielkie plany, ale nie realizowała ich. Później zaczęło się to powoli zmieniać, co wywołało u mnie wielkie zaintrygowanie.
Powieści brakowało też celu.
Każda książka powinna go mieć. Nie musi się on spełnić, nie musi być nam znany, ale powinien być wyczuwalny. Niestety tutaj tego brakowało. Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Czy nagle stanie się coś, co obróci życie bohaterów do góry nogami, czy może przez sześćset stron będę czytać o trasie koncertowej? W tego typu powieści było to bardzo niepożądane i szkodziło fabule.
Jednak żeby nie było, że książka ma same wady, bo tak nie jest, skupię się teraz na pozytywnych aspektach.
Przywiązałam się do bohaterów mimo ich wad i nie zawsze dobrej kreacji. Przez tyle setek stron podróżowałam z nimi, że zaczęłam doceniać ich obecność. Śmiałam się do otwartej książki jak do dobrego znajomego, który opowiedział świetny kawał. Gdyby ktoś mnie spytał, z czego się śmieję, nie byłabym w stanie odpowiedzieć. Po prostu to było zabawne i koniec kropka. Gdy tylko coś niepowołanego się działo, moje serce zaczynało szybciej bić, a ja czułam nieprzyjemne uczucie w klatce piersiowej, które zmagało się z obawami głównej bohaterki.
Jest to piękna opowieść, która wzruszy niejedną osobę.
U mnie trudno wywołać płacz, lecz jestem pewna, że wiele pań uroniłoby przy „Niepokornej” kilka łez. Jest to historia, która motywuje, ale również przestrzega. Uczy, jak żyć i radzić sobie z problemami.
„Niepokorną” jak i całą serię polecam kobietom wrażliwym i lubiącym opowieści o wielkiej miłości, gdzie na każdym kroku pojawia się przeszkoda. Natomiast odradzam czytelniczkom, które nie miłują romansów i opowieści o sławie. Ja będę miała dobre wspomnienia po całej serii „Bezmyślna”, lecz nie przypuszczam, żeby na dłużej zagościła w moim sercu.