Po kilku książkach obyczajowych miałam ochotę przeczytać jakiś kryminał.

 

Mój wzrok skierowany na półkę z thrillerami padł na „Weź moją duszę” i nie zastanawiając się dłużej, postanowiłam tę książką przeczytać,
nadal mając w pamięci dwie inne przeze mnie przeczytane dzieła autorki.

Po raz drugi spotykamy główną bohaterkę, prawniczkę Thorę, która tak jak w poprzedniej części („Trzecim znaku”) odbiera telefon z kolejną ciekawą sprawą do rozwiązania. Tym razem zamieszany jest w nią… duch. Ale nie spodziewajcie się horroru, jest to typowy thriller z zagadką morderstwa i z poszukiwaniem zabójcy. Tym razem prawniczka wybiera się do luksusowego spa. Właściciel hotelu spa Jonas prosi Thore
o pomoc. Chce ją prosić o przyjrzenie się „wadzie ukrytej” hotelu, czyli aby rozwiązała zagadkę zjawy.

Nie wspomniałam jeszcze, że pierwszy rozdział dzieje się w roku 1945, w którym 4- letnia dziewczynka zostaje porwana i pozostawiona
w ciemnej dziurze. To z dziewczynką związana jest historia o duchu, ale resztę historii odkrywamy razem z główną bohaterką.
Widać, że autorka lubi wplatać wątek horroru w swoje kryminalne powieści. Powinna pisać więcej powieści grozy, bo jak na razie tylko jedną taką napisała – „Pamiętam cię”, która według mnie bardzo dobrze jej wyszła.

Myślę, że bohaterowie nie są najmocniejszą stroną autorki. Nie można ich od razu polubić ani znienawidzić, są raczej neutralni, obojętni.
A szkoda, bo w wielu kryminałach od razu miałam ulubionych bohaterów. W serii Camilli Lackberg jest to Erica, w serii Tess Gerritsen jest to Maura, a w serii Cobena jest to Win. Ale nie mogę powiedzieć, że jakoś bardzo lubię Thore, a innej wyraźnej postaci raczej nie ma
(no może oprócz sekretarki, która na pewno nie wzbudza sympatii). Autorka skupiła się na fabule i na akcji, a to są na pewno jej atuty.
Fabuła jest bardzo ciekawa. Bohaterów w tej powieści jest dużo. Zaczynjąc od pracowników hotelu, gości, a kończąc na zwykłych okolicznych mieszkańcach. Szczerze mówiąc, przez te islandzkie trudne imiona trochę ciężko mi było połapać się i przypomnieć sobie kto jest kim.
W pewnym momencie pojawia się również „przyjaciel” znany z poprzedniej części – Niemiec Matthew, który pomaga w śledztwie.

Wielkim plusem jest fakt, że fabuła jest związana z przeszłością. Zawsze dla mnie kryminały są o wiele ciekawsze, gdy morderstwo
popełnione współcześnie łączy się jakoś z innym morderstwem sprzed 60, 70 lat. Chociaż szkoda, że tylko jeden rozdział dzieje się
w przeszłości, a tak akcja rozgrywa się we współczesności, a Yrsa z różnych zdjęć albo miejscowych legend dowiaduje się więcej.
Zagadka jest ciężka do odgadnięcia. Ja nie miałam swojego typu, bo za dużo było podejrzanych, a żaden szczególnie się nie wyróżniał.
To jest oczywiście plusem, bo nie lubię jak wszystko mi zostaje podane na tacy.

Styl pisarski autorki bardzo przypomina mi styl Asy Larsson… A fabuła nieco przypomina książkę Camilli „Niemiecki bękart”, bo tutaj,
jak i w tamtej powieści pojawia się mały wątek nazistowski. Ale nie piszę o tym jako o minusach, a raczej o plusach, bo obie autorki lubię.
Druga część o tyćkę lepsza od pierwszej.

Na mojej półce już czeka w kolejce trzecia część serii „W proch się obrócisz”, która podobno jest dużo lepsza od dwóch poprzednich.
Mam taką nadzieję, chociaż jak na razie to się na twórczości Yrsy nie zawiodłam. Chciałam dostać typowy, nordycki thriller, w którym
odczuwa się zimny klimat tego miejsca, i dostałam. Szkoda tylko, że posiadam wydanie kieszonkowe, przez co lektura była trochę męcząca.
Ogólnie polecam zapoznać się z twórczością Yrsy tym, którzy jeszcze tego nie zrobili.

352x500

Dodaj komentarz