Kolejny tydzień za nami, i kolejna recenzja przed nami 🙂

Długo zastanawiałam się jak zacząć i co napisać o nowej płycie Sarah Blasko pt. „Eternal return”. Czy była dla mnie zaskoczeniem? Czy warto ją polecić? Co w niej polubiłam, a co w niej mnie drażniło itp.

Co wiemy o wokalistce? Po pierwsze: już w liceum razem z siostrą miały zespół jazzowo-bluesowy, po drugie: W 2004 roku wydała debiutancki album The Overture & the Underscore, który otrzymał status platynowej płyty w Australii, po trzecie: jej ostatni album ,,As Day Follows Night przyniósł ze sobą nagrodę dla „Najlepszej Artystki” w 2009 ARIA Awards.

Sarah już od młodości śpiewała w kościelnym chórze razem z mamą. Sama też powtarzałam, że jest rozmiłowana w starych stylach, w ubraniach, muzyce i sztuce. W dzieciństwie ona i jej rodzina żyli skromnie- to wszystko przekłada się na jej muzykę i wokal. Płyty są spokojne, wyważone, nie drażnią ucha. Niczym szczególnym mnie nie zaskoczyła, właśnie tego się spodziewałam. Nie spodobał mi się chwytliwy tytuł jednej z piosenek „I wanna be your man”. Czyżby chwyt marketingowy? Bo szczerze mówiąc, ja bym nadała zupełnie inną nazwę tego utworu.

Pierwsze moje skojarzenie po wysłuchaniu albumu Eternal return: ,,płyta do schaba”- czyli można ją puścić na spokojnie w restauracji lub kawiarni. Dopiero po głębszym wsłuchaniu się i przesłuchaniu jej kilka razy, zaczęłam dostrzegać małe detale. Płyta zaczęła nabierać barw. Zrozumiałam, że jej muzyka to nie tylko profesjonalizm, to także serce. Można usłyszeć miłość Sary do muzyki (i nie tylko do muzyki). Polecam słuchać tej płyty z kimś bliskim, przy lampce wina- doskonale tworzy nastrój.

10 dopasowanych do siebie utworów na płycie Eternal Return tworzy całkiem niezłą składankę.

Sarah-Blasko-Etrnal-return-recenzja-płyty-zazyjkultury

Dodaj komentarz