Z pewnością dojrzewanie artystyczne nie należy do najłatwiejszych zadań – zwłaszcza w przypadku muzyka, który na polskiej scenie jest od swoich dziesiątych urodzin. W tej sytuacji nieuniknione wydaje się wychodzenie poza granice własnej strefy komfortu, bo przecież dojrzewanie jest eksperymentem…
Tak jak eksperymentem jest najnowsza płyta Natalii Kukulskiej, stworzona we współpracy z Michałem Dąbrówką i Marcinem Górnym. Jeśli więc tę wokalistkę kojarzycie jedynie z Puszkiem-okruszkiem i piosenkami bardziej przypominającymi Toni Braxton, niż późniejszą soulową stylistykę artystki, zapomnijcie o tym natychmiast. Gdy będziecie mieli w pamięci którekolwiek z minionych brzmień Kukulskiej, to co usłyszycie na krążku Halo, tu ziemia z pewnością was rozczaruje. Już niespełna dwuminutowe intro wprowadza słuchaczy w nowe klimaty wokalistki – muzykę elektroniczną, mocno inspirowaną latami osiemdziesiątymi. Być może tak drastyczna zmiana artystki wywoła palpitacje serca u jej wieloletnich fanów. Trzeba jednak przyznać, że zmiana ta jest trafiona w punkt i wydaje się naturalną konsekwencją całej twórczości wokalistki.
Choć elegancki, wyrafinowany i ciepły głos Kukulskiej zdaje się nie do pogodzenia z mechanicznością dźwięków, na tej płycie udaje się to perfekcyjnie. Wokal, po wykorzystaniu w odpowiednich momentach nieco szorstkiej i zimnej barwy, idealnie wpasował się w nowoczesny elektroniczny oldschool, tak ostatnimi czasy modny. Dziwne, powykręcane dźwięki dominują, jednak momentami, jak w Marching Band, przez elektroniczność przebija się soulowa dusza artystki. Kukulskiej na szczęście nie udało się pozbyć z wokalu charakterystycznego feelingu, który okazał się idealnym dopełnieniem syntetycznych dźwięków. To z kolei może nieco wyróżnić tę płytę na tle licznych propozycji wydawanych w tej stylistyce… No właśnie, nieco.
Halo, tu ziemia to krążek niewątpliwie odważny, ale tylko na swój sposób. Nowatorski jedynie w skali polskiej sceny popowej lub nawet mainstreamowej, jednak niewnoszący nic nowego do gatunku, do którego aspiruje. Mimo dobrej warstwy tekstowej i całej dziwności tej płyty, trudno jest dokładnie określić docelową grupę słuchaczy artystki. Z pewnością single Kobieta i Halo, tu ziemia nie zagoszczą na szczycie komercyjnych list przebojów, ale czy można je już przypisać do alternatywnej sceny muzycznej? W przypadku polskich piosenek mam wątpliwości, jednak te napisane w języku angielskim nie pozostawiają złudzeń – znacznie bliżej im do muzyki rozrywkowej. Być może jednak nie wszystko musi być sklasyfikowane, tym bardziej w przypadku artystki, która będąc na polskiej scenie od lat, wielokrotnie pokazała, że nie da się zaszufladkować.
Magda Kwaśniok