Czytałam już twórczość pań Ligas-Łoniewskiej oraz Michalak, więc przyszedł czas na trzecią autorkę, której powieści intrygowały mnie od jakiegoś czasu, czyli na Annę J. Szepielak. Nie zaprzeczę, że przy podejmowaniu decyzji patrzyłam też na okładkę… Tak już mam…
Ta okładka jest zniewalająca, a i obok fabuły nie mogłam przejść obojętnie. W tym miesiącu nieco zaniedbałam moje wyzwanie „Stare, dobre czasy!” (o którym właśnie chciałam wam przypomnieć), a ta książka świetnie się wpisuje w ustalone przeze mnie ramy czasowe.
Historia prowadzona jest dwutorowo. Pierwsza część akcji dzieje się w latach 1903 1947, a druga rozpoczyna się w 2012 roku.
Uwielbiam książki pisane właśnie w taki sposób, bo zawsze na końcu te czasy jakoś się ze sobą łączą i bohaterowie są ze sobą powiązani. Tutaj mamy całą galerię osobowości, jest wielu bohaterów. Historia dziejąca się we współczesności opowiada głównie o siostrach Joannie i Jance. Często pojawiają się również ich przyjaciółki – Elwira i Marta., bohaterka innej powieści pani Szepielak – „Młyn na Czarnym Potokiem”.
W tamtej książce to Marta postanawia odkryć dzieje swojej rodziny. Ciekawa jestem, czy na Elwirę też przyjdzie czas, byłabym z tego zadowolona. Szkoda, że umknęło mi, że jest to tak jakby kontynuacja serii (choć o żadnej serii nie było mowy…), to najpierw przeczytałabym o Marcie. Ale nic straconego. Każda z kobiet ma swoje problemy, każda dostaje jakiś kawałek fabuły. Nie jestem dobra w zapamiętywaniu imion ani koligacji rodzinnych, więc zbawieniem dla mnie było drzewo genealogiczne na ostatniej stronie.
Wielki plus dla autorki, bo tak to pewnie sama bym musiała sobie je narysować i się przy tym denerwować.
Mimo że uwielbiam stare czasy, to bardziej zainteresowała mnie historia Joanny. Razem z nią brałam udział w poszukiwaniach i odkrywaniu historii rodziny. Aj, jak ja bym chciała znaleźć tyle wspomnień z początku XX wieku na swoim strychu… Marzy mi się mały kuferek z listami, zdjęciami albo pamiętnikiem babci, albo prababci… Joanna staje się coraz bardziej pochłonięta odkrywaniem życia swoich przodków, ale w jej życiu również sporo się dzieje. Na horyzoncie pojawił się tajemniczy Filip, który w jakiś sposób jest związany ze snami Asi, a do miasteczka zawitał były narzeczony – Tomek. Trochę jednak zadziwiła mnie reakcja Asi na wieść o tym, kim jest Filip. Czy to naprawdę takie straszne, że to przed nią ukrył?
Wadą książki Wspomnienia w kolorze sepii jest powoli płynąca fabuła. Nie ma jakiś większych zwrotów akcji, jest to typowa powieść obyczajowa. Ale taka miała być, prawda? Denerwowała mnie również nieco staropolska gwara, ale zapewne to był niezbędny element, bo nie dosyć, że stare czasy to jeszcze okolice Lwowa. Za to na pewno plusem jest wiedza autorki na ten temat. Joannę jako główną bohaterkę na szczęście polubiłam, a nie zawsze tak bywa. Wydaje mi się, że kontynuacja będzie, bo książka chyba tak się nie może skończyć…
Po inne książki na pewno kiedyś sięgnę, ale nie wydaje mi się, aby miało to nastąpić w najbliższym czasie. Chyba na razie ten obyczajowy ciąg przerwę powieścią fantasy albo thrillerem. Tym razem mam chęć na jakąś akcję lub zawiłą zagadkę…
A wam polecam zapoznać się w powieścią pani Szepielak.