Elisa Esposito nie umie mówić. Kontaktuje się ze światem za pomocą języka migowego. Kobieta pracuje jako woźna w Occam – Ośrodku Badań Kosmicznych, gdzie trafia niespotykana istota: pół człowiek – pół ryba, znaleziona gdzieś w najdalszych zakamarkach Amazonii, która staje się najcenniejszym znaleziskiem ośrodka. Zdania co do tego stworzenia są podzielone – niektórzy z naukowców są nim zafascynowani, podczas gdy inni chcą go zabić, a następnie zbadać jego organizm. Nieoczekiwanie miedzy Elisą, a istotą nawiązuje się niezwykle głęboka więź. Tylko czy ta niesamowita relacja ma szansę się rozwinąć?
Kształt wody to powieść, która zaintrygowała mnie swoim opisem. Dziwne stworzenie, niema kobieta i rodzące się uczucie między nimi… Dość wysoko postawiłam poprzeczkę dla tej książki – liczyłam na rewelacyjną historię, ze zwrotami akcji, oraz ciekawą fabułą. Moje oczekiwania zostały poniekąd spełnione, bo historia była dość niezwykła, zapadająca w pamięć, ale styl autora był męczący i początkowo ciężko mi się czytało tę książkę, bo w sumie nic porywającego się nie działo. Na szczęście końcówka ratuje tę powieść i sprawia, że jestem w miarę usatysfakcjonowana lekturą. Głównym wątkiem jest relacja głównej bohaterki i przedziwnej, niespotykanej istoty, która zostaje schwytana i przewieziona do ośrodka badawczego, gdzie zajmą się nią naukowcy. Jednym z nich jest Strickland – mężczyzna, który brał udział w ekspedycji do mrocznej Amazonii oraz złapał istotę. Jest to człowiek po wielu traumatycznych przejściach, a my jako czytelnicy możemy obserwować jego zachowanie, czytamy o tym co siedzi w jego głowie i jakie blizny pozostawiła w jego umyśle wyprawa. To człowiek bezwzględny, który zrobi wszystko byle tylko osiągnąć swój cel – nawet jeśli w grę wchodzi czyjeś życie. Jest podstępny i bezlitosny, roztacza wokół siebie aurę wyższości. Odegrał ważną rolę w całej powieści, to jeden z tych czarnych charakterów, którego próbujemy w jakiś sposób zrozumieć, przez ciężką przeszłość oraz zmiany na psychice jakie na nim odcisnęła. Podczas czytania scen z tym bohaterem masz ciarki na plecach i zastanawiasz się do czego jeszcze będzie się w stanie posunąć.
Uczucie jakie połączyło Elisę i schwytane stworzenie było relacją niezwykłą. Autorzy opisali je niezwykle dokładnie i szczegółowo. Czytając sceny z tą dwójką byłam zafascynowana, z ciekawością przewracałam kolejne strony byle tylko dowiedzieć się co będzie dalej i jak potoczą się ich losy. Jeśli chodzi o styl pisania – z tym bywało różnie. Muszę przyznać, że niejeden raz zdarzyło mi się opuścić stronę, lub dwie, bo opisywane wydarzenia były po prostu nudne. Wolałam wczytywać się w historię Elisy, niż w przydługie i nieciekawe wątki drugoplanowe, które na dłuższą metę męczyły mnie i zniechęcały do dalszej lektury. Autorzy piszą w sposób dokładny, ale dość ciężki, przez co czytanie wymagało sporego skupienia. Nie mogę też powiedzieć, że szybko skończyłam tę książkę, ponieważ jej czytanie zajęło mi tydzień, w którego trakcie zdarzało się, że w ogóle nie miałam ochoty na kontynuowanie lektury, ale czułam się zaintrygowana dalszymi losami głównej bohaterki, co sprawiało, że nie poddawałam się tak łatwo i z uporem czytałam dalej, omijając nudne fragmenty, a skupiając się na tych ciekawych.
No i końcówka – najlepsza część powieści. Przez trzy czwarte książki akcji było niezbyt wiele, czasem działo się coś bardziej porywającego, ale były to tylko krótkie epizody. Natomiast na końcu autorzy poszaleli i przelali na te kilka ostatnich stron całą masę akcji. Oj, działo się tam naprawdę wiele. Nawet nie zauważyłam, kiedy skończyłam czytać, końcowe rozdziały bardzo mnie pochłonęły. Naprawdę warto troszkę się pomęczyć i ponudzić na początku dla takiej niesamowitej końcówki. Myślę, że kiedyś obejrzę film, żeby mieć porównanie i móc stwierdzić co jest lepsze. Kształt wody wywarł na mnie dość dobre wrażenie, dzięki relacji Elisy i istoty (nie mogę inaczej określić tego pół człowieka – pół ryby, bo w sumie w książce nie poznałam jego określonej nazwy), oraz ciekawej, pełnej akcji końcówki. Niestety dużym minusem jest ciężki styl jakim posługiwał się autorzy, co bardzo utrudniało czytanie. Historia Elisy Esposito na pewno zostanie w mojej pamięci, bo była oryginalna, ale zaliczam ją do przeciętniaczków, nie miała „tego czegoś”. 🙂