Na szczęście napisał ją Mistrz polskiego post-apo, Robert J. Szmidt.
W 2003 roku wydał bestsellerową i wznawianą po dziś dzień Apokalipsę według Pana Jana, w której trafnie przewidział wybuch konfliktu na Ukrainie i jego potencjalne konsekwencje. Do tematyki postapokaliptycznej wracał jeszcze nie raz. Do tego gatunku należy również powieść Samotność Anioła Zagłady oraz nowele Ognie w ruinach, Mały i Alpha Team – pierwszy polski tekst o apokalipsie zombie. Jest zapalonym podróżnikiem, który zwiedził pięć kontynentów, tłumaczem ponad sześćdziesięciu książek i kilkunastu gier komputerowych, pomysłodawcą dwóch nagród branżowych oraz twórcą portalu www.fantastykapolska.pl – największej polskiej e-biblioteki science fiction.
Bardzo zaskoczyła mnie nowa cecha zarażonych – milczenie. Cisza absolutna. Czasami aż ciarki przechodziły. O ile to lepsze od wycia „braaaains” – po prawdzie to nie mózgu szukały te potwory. Dużo tu szczegółowych smaczków z PRL – od bimbrownictwa, przez „podwieszenia”, zależności służbowe i machinacje partyjne, po konkretne rodzaje broni i pojazdów z wszystkimi ich wadami i zaletami. Nie znam się na militariach, ale widać tu dużą autentyczność.
Duży plus również za ukazanie pozornego absurdu całej sytuacji – no bo jak wyjaśnić przemianę i nie zostać uznanym za wariata?
Kolejni decydenci szybko zmuszeni są uwierzyć, jeśli nie relacjom, to własnym oczom.
Oryginalny zabieg – umieszczenie w fabule realnych osób jako bohaterów – jest o tyle ciekawy, co momentami męczący, zwłaszcza w momentach większego zagęszczenia ilości zombie bądź też milicjantów w opisach. Trochę kojarzyło mi się to z początkiem „Zakryjcie jej twarz” PD James, ale tu trwa to przez cała książkę. Trudno wszystkich spamiętać, więc można sobie to częściowo odpuścić – w miarę ubywania postaci i pojawiania się nowych. Można też wyłowić znajomo brzmiące nazwiska pisarzy.
Na deser dostajemy też ciekawe opowiadanie Artura Olchowego.