Bez większego wstępu powiem Wam, że „To” w reżyserii Andy’ego Muschiettiego to jeden z najlepszych horrorów ostatnich lat. Od dawna dostajemy jedne lepsze, drugie gorsze filmy z tego gatunku. Mamy co rusz Obecność, mamy Naznaczonego, czy spin-offy typu Annabelle. Znajdą się też różne dzieła typu found-footage, czy po prostu twórcy, którzy inaczej podchodzą do gatunku, jak chociażby ostatni „To przychodzi po zmroku„. Przyszła też moda na remake’i przez co dostawaliśmy jedne średnie, a jedne złe filmy typu Rings. W ten sposób właśnie otrzymaliśmy nową wersję dzieła na podstawie jednej z książek Stephena Kinga, sprzed prawie trzydziestu lat.
Jeśli nie widziałeś/aś filmu z 1990 roku, to nic się nie stało.
„To” w reżyserii Muschiettiego całkiem dobrze oddaje to, co dostaliśmy w latach dziewięćdziesiątych. Wskazywały na to przede wszystkim pierwsze zwiastuny, gdzie większość scen były robione kropka w kropkę jak w oryginale. Dlatego, jeśli nie byłeś przekonany do starego dreszczowca, teraz masz najlepszą okazję, by to nadrobić. Myślę, że będziesz nawet bardziej zadowolony niż mogłeś być po seansie ze starszą ekranizacją dzieła Kinga. Jeśli natomiast nawet nie słyszałeś, o czym opowiada historia w „To” – trzymaj krótkie streszczenie fabuły.
Horror ten opowiada o grupie dzieciaków, które zostają wciągnięte w walkę ze złem z innego świata. To zło przybiera formę klauna zwanego Pennywise. Gdy w okolicy zostaje porwany mały Georgie, jego brat Bill postanawia za wszelką cenę wyjaśnić tajemnicze zniknięcie i go odnaleźć. By osiągnąć swój cel, łączy siły z innymi dzieciakami z okolicy – Richim, Eddim, Mikem, Stanem, i dziewczyną Beverly.
Od razu zaznaczam, że fabuła może i wydaje się tandetna, ale uwierz mi, był to jeden z najlepszych dreszczowców kiedyś, a teraz po seansie myślę, że jest również jednym z lepszych dzisiaj.
„To” jest tym, czego oczekiwaliśmy od pierwowzoru.
Film jako mini-seria, znany z lat 90-tych był horrorem bardzo dobrym, jednak jak na tamte czasy. Patrząc z dzisiejszej perspektywy natomiast, wydaje się, że jego chwała była przedstawiana na wyrost. Jedynym w sumie plusem tamtej serii była postać Pennywise’a granego przez Tima Curry, poza tym była to produkcja przeciętna, której nie udało się przenieść na ekrany ciężkiej stylistyki Stephena Kinga. Gdy ktoś starał się o tej pory przełożyć tekst z książki w film, kończyło się to straszną klapą. Za przykład można tutaj podać chociażby Łowcę Snów z 2003 roku, gdzie gra scenariusz był tak dobrze bazowany na książkach, że wyszło sztucznie i blado.
W przypadku „To” jednak scenariusz jest lepiej dostosowany do dzisiejszego widza, niż do książki. Dzięki temu dostajemy bardzo realistycznie zagrane postaci. Zachowują się tak, jak my w naszym wieku dziecięcym, przez co możemy się poczuć jakbyśmy sami cofnęli się w tył o te kilkanaście/kilkadziesiąt lat do czasów dziecka.
Chłopcy nie są bohaterami, są przerażonymi dziećmi. Odczuwają rozterki między walką ze złem w imię przyjaciela, czy też ucieczką i widzimy, jak bardzo im to ciąży w głowach, ponieważ nigdy nie są zbyt pewni swoich czynów. Pennywise żywi się strachem, dlatego też każdy z bohaterów jest przez niego dobrze znany. Wykorzystuje on ich największe lęki, przez co dzieciaki muszą zwalczyć swój strach, jednocześnie walcząc o życie.
Pomimo mało znanej obsady, gra aktorska jest na wysokim poziomie, a „To” jest filmem, który wie, że jest horrorem i wie też, jak sprawić by ludzie w kinach również odczuwali na jakiego typu spektaklu się znajdują. Jest to też historia miłości, oraz o pozostaniu sobą mimo przeciwności losu.
Czy zrobił na mnie wrażenie?
Powiem Wam, że tak. A nie spodziewałem się po nim wiele. Film ten ma oznaczenie R, przez co jest dla dorosłych, jednak w pełni na to zasługuje. Naprawdę podczas seansu byłem bardzo zadowolony, z uśmiechem na twarzy. „To” zna też swoją publikę, przez co w pewnym sensie nami manipuluje, gdyż podaje nam dokładnie to, na co liczymy. Przygody głównych bohaterów również są na tyle przyjemnie podane, że zaczynami odczuwać do nich pewną sympatię.
Dostawaliśmy różne adaptacje książek Kinga, jednak „To” mogę porównać przede wszystkim do poziomu Mgły z 2007 roku czy chociażby Skazanego na Shawshank. Fajny jest też fakt, że już rozpoczęły się prace nad sequelem, gdzie spotkamy trochę starszych bohaterów. Pomimo ponad dwugodzinnego seansu, wyszedłem z kina zadowolony i gotowy na więcej.
Zdjęcia:imdb.com