Amerykanie – mowa oczywiście o twórcach literatury – mają obsesję na punkcie rozkładu więzi rodzinnych. Czy Jonathan Franzen, czy choćby Joyce Carol Oates w swojej prozie podejmują problem zakłócenia równowagi w rodzinie poprzez śmierć, chorobę, przemoc, zdradę. W ów krąg narracji penetrujących to, co osobiste, psychologiczne, intymne dla bliskich sobie osób doskonale wpisuje się entuzjastycznie przyjęta przez czytelników i krytyków powieść „Nie posiadamy się ze szczęścia”, w Polsce wydana przez Poradnię K w kwietniu tego roku. Karen Joy Fowler jest znana przede wszystkim z „Klubu miłośników Jane Austen” – bardzo przyjemnej i inteligentnej zarazem opowieści o ludziach szukających miłości. Najnowsza książka również podejmuje podobną tematykę, jednak tym razem Fowler postawiła na szczególną formę narracji oraz niecodzienny rozwój wypadków, mających destrukcyjny wpływ na rodzinę Cooke’ów.

Cooke’owie nie są dysfunkcyjną rodziną. Ojciec Rosemary – narratorki powieści – jest pedantycznym profesorem collegu, matka troskliwie zajmuje się domem i dziećmi, brat Rosemary to obiecujący sportowiec. Jednak gdy dochodzi do tajemniczego zniknięcia Fern – przyrodniej „siostry” Rosemary i Lowella – fundamenty rodzinnych więzi zaczynają się rozpadać. Zagadka zniknięcia i spekulacje, co tak naprawdę się stało wciąga czytelnika w opowieść na długo zanim przyjdzie nam sobie uświadomić kim tak naprawdę jest Fern.  W tej historii o naprawdę wielu początkach obserwujemy implozję rodziny przez smutek. Ojciec staje się małomównym pijakiem, matka przechodzi załamanie nerwowe, a Lowell wkracza na niebezpieczną – skonfliktowaną z prawem – drogę bez szans na powrót do normalnego życia.

„Nie posiadamy się ze szczęścia” to książka, którą niezwykle trudno zrecenzować. Nie mam tu na myśli samego ciężaru powieści Fowler – bezsprzecznie to jej największy atut – a samą opowieść, generującą mnóstwo istotnych tropów, szalenie zaangażowaną w modne współcześnie ruchy związane z ekologią i psychologią, o których, niestety, nie mogę napisać, by nie zdradzić czegokolwiek z tej zaskakującej fabuły. Jeśli już mowa o walorach „Nie posiadamy się szczęścia” jest nim z pewnością sposób budowania narracji. Poszatkowana, nielinearna, oddająca proces działania pamięci narratorki, w retrospektywnych przebłyskach odtwarzającej smutną historię siostrzanej więzi. To bardzo dobrze pomyślane przez Fowler zapętlanie się wspomnień Rosemary dało w efekcie książkę zabawną, kameralną, analityczną, o której pamięta się długo. To także rzecz skomplikowana psychologicznie, pełna emocjonalnych ładunków, mierząca się z kontrowersyjnymi tematami z ironicznym dystansem.

Głos Rosemary jest boleśnie niezapomniany, a inteligentny, wpisany w powieść, dyskurs Fowler o starciu nauki z tradycyjnie pojmowanym modelem współczesnej rodziny przekształca całą opowieść w coś niesamowicie uniwersalnego. Cooke’owie są unikalni względem innych rodzin, ale jednocześnie tacy sami, a dzięki perspektywie młodej, zbuntowanej Rosemary Fowler zmusza nas do konfrontacji z kilkoma ważnymi prawdami. Ta odważna i śmiała powieść przypomina nam, co to znaczy być człowiekiem, w najlepszym i najgorszym sensie.

458448-352x500

Dodaj komentarz