Człowiek rodzi się po to, żeby przeżyć życie, a jeśli los się do niego uśmiechnie – żeby zrobić coś dobrego. Ale żeby zrobić coś dobrego, musi kochać i być kochany. Prawo do kochania i kochania się niektórym z nas zostało odebrane, a przez to ograniczono nam prawo do bycia dobrym

Czy można nadać powieści tytuł „miłość” i stworzyć niebanalną, porywającą historię (a raczej kilka historii) o jednym z najważniejszych ludzkich uczuć? Czy można bez zahaczania o pompatyczność posługiwać się słowami prawda, dobro, piękno? Karpowicz udowadnia, że można i tworzy jedno z najbardziej osobistych dzieł w swoim literackim dorobku.

Cztery historie. Cztery czasoprzestrzenie. Cztery zupełnie odmienne konwencje literackie. Jedno uniwersalne uczucie – miłość. Miłość do drugiego człowieka, ale także miłość do siebie. Miłość jako spirytus movens. Miłość, która nie akceptuje obłudy, i przed którą trzeba stanąć całkowicie obnażonym.

Pokój na drugim piętrze kamienicy przypomina starożytną pieczarę, a mój młodzieniec półdzikusa

Pierwsza historia dzieje się w powojennej posiadłości Stokroć, nazwy znajomej z „Panien z Wilka” Iwaszkiewicza. Duch Iwaszkiewicza unosi się nad całą opowieścią i ujawnia się nawet w warstwie językowej, rodem z wczesnej XX-wiecznej prozy. Stylizacja dość udana, chociaż momentami trochę przejaskrawiona. „Piękno” to opowieść jawnie oparta na autobiografii autora „Brzeziny”, a sam Karpowicz w Podziękowaniach wspomina, że „Iwaszkiewicz towarzyszył mu od pierwszych świadomych lektur”. Nawet imiona bohaterów splątanych miłosną siecią odpowiadają tym rzeczywistym. Anna (z jej perspektywy snuta jest opowieść), Jarosław, Jerzy, Irena oraz zmarły Jakub. Wszyscy żyjący prowadzą męczącą grę pozorów, nakładają maski, które z czasem zaczynają się rozpływać. Ważnym punktem opowieści jest odnalezienie „opowiadania futurystycznego, rodem z włoskiej literatury” autorstwa Jarosława, dedykowanego swojemu kochankowi. Wydaje się, że podczas wspólnej lektury odkopanego tekstu Jarosław i Anna w końcu stają przed sobą całkowicie obnażeni, ale czy tak jest rzeczywiście? Karpowicz nie daje jednoznacznej odpowiedzi. Jego opowieść nie jest zwyczajnym przeniesieniem historii z życia Iwaszkiewicza na język literatury. Autor „Sońki” doskonale buduje napięcie i bardzo sugestywnie przedstawia relacje łączące bohaterów. Interesującym i wartym polecenia dodatkiem do lektury jest czytanie wydanych w tym samym roku (2017) listów Iwaszkiewicza do Jerzego Błeszyńskiego, jego wielkiej miłości.

Teraz wiem, że prawie zabiła mnie literatura. Miesiącami siedziałem przy biurku, a skrzep rósł, aż odpłynął, żeby mnie zabić 20180901_102627

Kolejna opowieść. Pierwszoosobowa narracja. Współczesność. Oszczędny język. Realia najbliższe czytelnikowi. Bohaterem historii jest pisarz, którego można nawet nazwać alter ego samego Karpowicza. Żyjący w ukryciu przed prawdą o samym sobie. Poszukujący własnej tożsamości, a raczej przed nią uciekający. Pochłonięty pisaniem, które doprowadza go do utraty zdrowia, co staje się punktem zwrotnym całej opowieści. Przełomem dla bohatera jest również poznanie mężczyzny, który „wstrząsnął fundamentami jego świata”. Jednak to nie jest tylko historia o miłości do drugiego człowieka. Wydaje się, że ważniejszą rolę odgrywa tu miłość do samego siebie i nasuwające się pytanie – czy można kogoś pokochać, nie kochając siebie? Kwestia akceptacji siebie, swojego ciała, szukanie własnej tożsamości to właśnie problemy, które zajmują Karpowicza.

Kłamstwa przypominają brud. Jak człowiek się nie myje i nie sprząta, to wszystko staje się coraz brudniejsze – niknie kolor, czasem nawet kształt. Zacierają się przyjaźnie, rozmywa się wewnętrzny rdzeń istoty

W dystopijnej „Prawdzie” nie ma miejsca na homoseksualną miłość, ponieważ pieczę nad związkami sprawuje państwo. Nie ma tam miejsca na Prawdę. Prawda jednak nadchodzi z odległej przeszłości i natrafia na nią młoda Albertyna. Historia z przeszłości zaburza podwaliny jej świata i nakazuje spojrzeć krytycznie na otaczającą rzeczywistość. Rzeczywistość fałszu i brudu. Rzeczywistość, w której manipuluje się pragnieniami jednostki. Cena za Prawdę jest jednak wysoka i Albertyna sama się o tym przekonuje. Opowieść Karpowicza można potraktować jako ostrzeżenie, a misternie zbudowany dystopijny świat jako rzeczywistość, przed którą należy uciekać. Pytanie brzmi – jak blisko jej jesteśmy?

W nocy zmarli ostatnią śmiercią w tym samym momencie, nasłuchując oddechu jeden drugiego, aż do ostatniego nic

Na samym końcu dostajemy baśń. Prawdziwą baśń z królestwem, panem księciem i archaicznym językiem. Historię o głębokiej, szczerej, jednak nienazwanej relacji łączącej dwóch mężczyzn. O relacji, która nie potrzebuje słów i przekracza wszelkie granice, nawet granicę śmierci. O relacji opartej na Dobru. Próżno doszukiwać się tu jednak pretensjonalności czy banału. Po lekturze wcześniejszych opowieści „Dobro” jest czymś przez czytelnika wyczekiwanym. Napawa nadzieją, pozwala złapać oddech i odzyskać ró20180902_103920wnowagę. Na tym polega właśnie cały kunszt i doskonałość powieści Karpowicza. Na misternie zbudowanej całości.

Piękno, Dobro i Prawda to filary Miłości. A Miłość jest podstawą Piękna, Dobra i Prawdy. Najnowsza książka Karpowicza to powieść przemyślana, dojrzała, bardzo osobista i przede wszystkim – odważna. Karpowicz posłużył się czterema różnymi historiami, by opowiedzieć o rzeczach trudnych, ale bardzo nam bliskich. Spychanych często na margines życia. Chowanych pod maskami fałszu, obojętności, a nawet zła. Zła skierowanego do innych (homofobia), ale również do samych siebie. Ucieczka przed samym sobą i własną tożsamością przysparza cierpienia.

„Miłość” to powieść kunsztownie zbudowana i zdecydowanie warta polecenia. Brawa należą się także Wydawnictwu Literackiemu za piękne wydanie książki. Minimalistyczny styl i atrakcyjny format publikacji bardzo dobrze współgrają z treścią. 

karpowicz okladka

 

Dodaj komentarz