Powieść została podzielona na trzy części, pierwsza była najdłuższa i stanowiła wprowadzenie… na początku poznajemy niejakiego Vincenta, który ma dość niepokojący sekret. Wątek Vincenta kończy się znakiem zapytania po pierwszym rozdziale i oto już w drugim rozdziale towarzyszymy Stefanowi Gillespie podczas nalotu na gabinet Hugo Kellera. Akcja od samego początku galopuje, dzieje się dużo i właściwie czytelnik ma tylko krótkie chwile na oddech.
Stefan Gillespie to detektyw młody, w mojej wyobraźni także naprawdę przystojny, a do tego jest ojcem. Stanowi przykład faceta nieustępliwego i twardego, lecz nie jest stworzony na kolejny, nieudany wzór Sherlocka Holmesa. Sherlock Holmes był tylko jeden i żadni dublerzy nie dorastają mu do pięt! Obawiałam się, że i w tej powieści będę miała do czynienia z jakimś kiepskim detektywem-geniuszem, ale na szczęście nie i bardzo mnie to ucieszyło. Stefan był na swój sposób unikatowy, do wszystkich wniosków dochodził powoli, nie próbował udawać Sherlocka Holmesa. Działał na zasadzie „po sznurku do kłębka” i to było jedną z jego najlepszych cech. A Hannah? Ona okazała się kobietą w zbroi. Na zewnątrz pokazywała maskę twardej i rezolutnej, urodziwej, ale pozbawionej pierwiastka słodkiej idiotki. Przy bliższym poznaniu okazywało się, że potrafiła zdobyć się na łzy i powiedzieć kilka zdań tak prosto od serca. Dopełniali się od samego początku.
W powieści dzieje się dużo, a autor w niemal mistrzowski sposób wplata do akcji niewątpliwie ważne tło historyczne. Czytelnik na ogół nie męczy się opisami, zaakceptowanie realiów powieści przychodzi bardzo naturalnie, można sobie wręcz wyobrazić ulice i samochody, jakimi spacerują i jeżdżą bohaterowie. Jednakże mimo niewątpliwych zalet tej powieści, znalazły się także pewne wady… Czasem występowało dość kłopotliwe pomieszanie z poplątaniem w akcji. Trzeba było naprawdę się skupić, by zrozumieć wszystkie następujące po sobie wydarzenia. Mieszanka Żydowsko-Niemiecko-Irlandzka też niejednokrotnie przyprawiała o zawrót głowy. A mimo niezaprzeczalnej przyjemności z lektury czasem czułam pewne zmęczenie, ponieważ tę powieść czytałam naprawdę bardzo wolno! Nie nudziłam się, skądże! Po prostu jakoś tak strony powoli mi umykały. Nie umiem określić, czym to było spowodowane. A zakończenie, chociaż nieco zaskakujące, mogło być jednak o wiele bardziej spektakularne.
Okładka naprawdę świetnie oddaje klimat powieści, a ponad wszystko od samego początku przypomina mi oprawy powieści Zafona.
Historia naprawdę dobra, przeznaczona dla czytelników starszych i tych, którzy lubią zatopić się nieco w mrocznych, lecz tak ciekawych wodach historii. Ja już poleciłam tę książkę mojej koleżance, która jest nauczycielką historii, bo wiem, że się jej spodoba. Miłośnicy kryminałów i powieści historycznych – to książka dla Was! A jeśli tak jak ja zazwyczaj nie sięgacie po tego typu pozycje, to warto, bo jest naprawdę mrocznie, ciekawie i zaskakująco! Mimo niewielkiego ukłucia zawodu oraz pewnych braków, oceniam tę powieść 7/10 i POLECAM!
Mrok, morderstwa, zaginięcie i tajemnice! Naprawdę smakowite połączenie.