„Hrabal dla dojrzałego czytelnika”

Proza wybitnego czeskiego pisarza posiada jeden podstawowy wyznacznik – jest mocno osadzona w codzienności. W tym między innymi można widzieć jej istotę, jej niemożliwą do podrobienia hrabalowskość. I rację miał Józef Waczków, który przed ponad dwudziestu laty na łamach „Literatury na Świecie” postulował, że Hrabal to niepoprawny romantyk, a wiodącym motywem jego twórczości jest codzienność powszednich zdarzeń, kreowana jako osobliwe sny na jawie, jakich doznają zwyczajni bohaterowie. Nie inaczej jest z książką zatytułowaną „Miasteczko, w którym czas się zatrzymał”, wchodzącą w skład tak zwanego cyklu nymburskiego – tekstem, w którym widzieć można odważniejszą kontynuację mocno sielankowych „Postrzyżyn”. Bo wszystkie z pozoru powszednie zdarzenia, jak choćby nawet znalezienie w lesie przez Francina i stryja Pepina wraku samochodu ciężarowego, codzienna praca w miejscowym browarze, powojenna degradacja bohaterów spowodowana nacjonalizacją, czy nawet wytatuowanie przez złośliwego pana Lojza młodemu narratorowi na klatce piersiowej syreny o obfitym biuście i gęsto owłosionym podbrzuszu zamiast wymarzonej przez niego łódeczki, urastają pod piórem Czecha do rangi wydarzeń niesamowitych, rzec by można, mitycznych. Bo z prozą Hrabala jest tak, że obok eksponowanej w niej codzienności drugim jej filarem jest opowieść. Narrator Hrabala usiłuje przegadać świat, zamknąć go w słowach. Pisarstwo Czecha często inspirowały autentyczne zdarzenia, historie, które nabierały szczególnej mocy, kiedy przekute zostały przez niego w narrację. Często autor „Pociągów pod specjalnym nadzorem” dokonuje rekapitulacji swojej twórczości, przywołując w różnych książkach te same historie, lecz w mocno zmienionej formie.

W tej stosunkowo słabo znanej polskiemu czytelnikowi książce Hrabala, która stała się przedmiotem niniejszej krótkiej refleksji, narrator po raz kolejny kreśli topografię Nymburka, miasteczka dzieciństwa czeskiego autora. Jest tak, jak w jego najlepszych narracjach: „Zbyt głośnej samotności”, „Pociągach pod specjalnym nadzorem”, „Postrzyżynach”, „Takiej pięknej żałobie”, „Święcie przebiśniegu”gawędziarsko, autobiograficznie, komicznie, ironicznie, ale też niesamowicie poważnie, kiedy narrator opowiada o śmierci jednej z najważniejszych Hrabalowskich postaci, zgonie stryja Pepina. Powieść miejscami jest dość pikantna, a typowy Hrabalowski rubaszny humor staje się jeszcze bardziej sprośny. Stryj Pepin nie zabawia się już po nocach – jak w „Postrzyżynach” – z kelnerkami w knajpach,
racząc je przy okazji swymi opowieściami, lecz z rywalizującymi o niego dziwkami. Odważnie przy tym sprzecza się z hitlerowskim oficerem, tańcząc po zamachu na wysokiego rangą funkcjonariusza niemieckich organów bezpieczeństwa z jedną z kelnerek. Widać też wyraźną zażyłość pomiędzy knajpianymi kur** a niemiecką kadrą oficerską. Scena kłótni stryjka Pepina z Hansiem – jak zażyle nazywa Niemca kelnerka najpewniej będąca jego kochanką – jest jedną z najbardziej komicznych. Zaś Pepinowe słowa: ‘austriacki’ – w domyśle z czasów C.K. Monarchii – „żołnierz zawsze zwycięży” brzmią każdorazowo zabawnie i przy tym nostalgicznie. Uroczy skądinąd dziadek pisarza, chcąc zapalić
cygaro, zwraca się do żony i służącej słowami: „Ku***, wszystkie was pozabijam, gdzie te zapałki!”, po czym rąbie siekierą szafę, a browarniany stróż, „poczciwina”, doprowadza na policję całujących się pod murem młodych ludzi. Gorzko robi się na końcu, kiedy po wizycie Francina w domu rencisty jego brat umiera.

Z opisanym w „Miasteczku…” Nymburkiem wiążą Hrabala koleje jego losów. Tutaj mieszkała jego rodzina, tam spędził dzieciństwo.
Tak więc jest to proza mocno zanurzona w autobiografizmie. Pisząc, często sięgał do własnych przeżyć i doświadczeń.
Warto przypomnieć, że interesująca nas książka powstała w czasie frenetycznej pisarskiej gorączki, kiedy to wiosną 1973 pisarza dosięgła choroba i nie był on pewny swoich dalszych losów.
I jak powiedział – posiada klucz do opowieści o dwóch braciach, a więc tylko on może doprowadzić ją do końca. I w istocie doprowadził tę nostalgiczno-humorystyczną, a przy tym niesłychanie refleksyjną historię do takiego finału, jaki zakładał w pisarskim zamierzeniu.

Sądzę, że w odniesieniu do tytułu możemy na koniec zacytować dość obszerny fragment tekstu. Jest on tak gęsty, tak wspaniale napisany
i tak istotny dla wymowy powieści o dwóch braciach żyjących we wspólnocie losu, iż jego objętość będzie w pełni usprawiedliwiona.
„Tak bracia pracowali, lecz rezultat ich pracy był już taki sam jak zawartość beczki, już przestawał mieć sens, tak zresztą, jak cały ten czas,
który zatrzymał się nie tylko na kościelnej wieży z popsutym zegarem, przestał on chodzić i nikt go nie naprawiał, ale ten czas dookoła z wolna się zatrzymywał, gdzieś zatrzymał się całkiem, podczas gdy inny czas, czas innych ludzi wypełniony był zapałem i nowymi zabiegami, i dążeniami, stryj Pepin oraz Francin jednak już o tym nie wiedzieli (…)”. Metafora zatrzymania się czasu przywołana w iście Hrabalowski sposób. Nic dodać, nic ująć.

miasteczko-w-ktrym-czas-si-zatrzyma_262569

 

Dodaj komentarz