Ciekawostka.
Wielu ludzi uważa, że następnym logicznym krokiem po zbadaniu Księżyca jest załogowa misja na Marsa. Jednak z powodu dużej odległości między Ziemią a Marsem, misja ta będzie bardziej ryzykowna i przede wszystkim bardziej kosztowna niż odbywające się pod koniec lat 60-tych wyprawy na Księżyc. Pomimo związanego z nią ryzyka, jej realizacja jest w dalszej przyszłości (po 2030 roku) bardzo możliwa i poprzedzi ją też powrót na Srebrny Glob ok. 2020 roku.
Houston, nie mamy absolutnie żadnego problemu.
„Mam całkowicie przesrane. To moja przemyślana opinia. Przesrane. Szósty dzień tego, co miało być dwoma najwspanialszymi miesiącami w moim życiu i wszystko zmieniło się w koszmar” (str.7)
Dzięki programowi Ares ludzkość mogła w końcu wyruszyć na Marsa i prowadzić badania. Załoga statku kosmicznego Hermes była trzecią załogą, która wyruszyła na Czerwoną Planetę. Misja Aresa 3 mająca trwać 31 solów (Sol to doba marsjańska licząca 24h 39 min 244 s.) niespodziewanie 6. sola została przerwana, a wszystko przez burzę piaskową, która z ogromną siłą uderzyła na prowadzących badania astronautów. Niestety podczas powrotu talerz głównej anteny komunikacyjnej został zerwany i uderzył prosto w Marka Watney’a wyrzucając go spory kawałek dalej. Pozostali astronauci z przykrością stwierdzili, że stracili kolegę, nie mogąc po niego wrócić, opuścili planetę.
„Tak wspominam… Nie umarłem 6. sola. Bez wątpienia reszta załogi tak myślała i nie mogę ich za to winić. Może ogłoszą z mojego powodu żałobę narodową, a na mojej stronie w Wikipedii napiszą: ” Mark Watney to jedyny człowiek, który umarł na Marsie” (str.7)
Mark Watney przeżył, dotarł do Habu (nadmuchiwany moduł mieszkalny). Ze względu na brak głównej anteny, nie mógł nawiązać łączności, ani z NASA, ani ze swoją załogą z Hermesa. Zostaje zdany na siebie, swoją ogromną wiedzę i pomysłowość… oraz na szczęście. Rozmyślał o tym, jak przetrwać, stwierdzając, że nie jest tak całkowicie beznadziejnie, bo za jakieś 4 lata na Marsa przyleci załoga Aresa 4, problem tylko w tym, że żywności starczy mu jedynie na rok.
Jednak Watney nie poddaje się, pomimo że znalazł się w tak trudnej sytuacji, jego chęć przetrwania za wszelką cenę jest większa i ani razu nie popada w zwątpienie, nawet gdy coś nie idzie po jego myśli, bo walka o przetrwanie stała się codziennością, ryzykował, eksperymentował, ciągle zachowując spokój i jasność umysłu. Watney to współczesny, kosmiczny Robinson Crusoe, a jego pomysłowość mogła zawstydzić nawet samego MacGyvera.
Andy Weir stworzył bohatera upartego i tak charakterystycznego, że czytając miałam wrażenie, iż nie jest to science fiction, lecz prawdziwa historia niczym Apollo 11. Po pierwszych kilku stronach powiedziałam do siebie „o matko co on teraz zrobi? „, byłam bardziej przerażona niż sam bohater 🙂 Jednak im bardziej poznawałam Watney’a, tym bardziej się przekonałam, jak bardzo jest pozytywną osobą, w każdej sytuacji widzi coś dobrego, ma specyficzne poczucie humoru, które ani na krok go nie opuściło. Watney całą swoją marsjańską przygodę prowadzi w postaci dziennika, skrupulatnie wpisuje i wyjaśnia, co zamierza robić i jak mu poszło. To wszystko sprawiało, że stał się bardzo autentyczny. Mark jest wykształconym, inteligentnym człowiekiem, bo przecież NASA nie wysłałaby przeciętnego obywatela w kosmos i myślę, że to nie przypadek, iż właśnie jemu przytrafiło się to „szczęście” chwilowego mieszkania na Marsie. W powieści mamy też narrację trzecioosobową i dialogi między pracownikami NASA oraz z załogą Hermesa, ale przyznam szczerze pozostałe postaci wychodzą dość blado na tle Watney’a, ale w końcu to on jest tu pierwszy, to jego historia.
„Jeśli wrócę na Ziemię, będę sławny, nie? Nieustraszony astronauta, który pokonał wszelkie przeciwności losu, prawda? Założę się, że to się spodoba kobietom. Większa motywacja, żeby przeżyć” ( str.332)
Cała powieść bogata jest typowo, techniczne, mechaniczne chemiczne, fizyczne w zagadnienia i powiem szczerze takie terminy to dla mnie…yyhym czysty kosmos 😉 Autor starał się wyjaśnić je w taki sposób, by choć trochę je pojąć. Lecz nawet jeśli nadal miałam z tym trudności, nie przeszkadzało to śledzeniu dalszych losów Watney’a, a wręcz przeciwnie przeżywałam wszystko z przyśpieszonym biciem serca, i kilka razy samą siebie przyłapałam na dosłownym trzymaniu kciuków 😉
Marsjanin to fenomenalna powieść o ludzkiej sile życia, nawet w sytuacji, która wydaje się być bez wyjścia, to wykorzystanie ludzkiej pomysłowości, wiedzy, inteligencji pokazującej jak wiele jest w stanie wymyślić i zrobić człowiek, by przetrwać i w końcu to historia pokazująca, „że każda istota ludzka ma podstawowy instynkt, który każe pomagać drugiej istocie ludzkiej znajdującej się w potrzebie. Czasem może się wydawać, że tak nie jest, ale to prawda” (str.382)
Być może już słyszeliście lub widzieliście zwiastun, bo 27 listopada do kin wchodzi film, który jest ekranizacją powieści w reżyserii Ridleya Scotta, a główna rolę zagra Matt Damon :). Ogromnie jestem ciekawa filmowej wersji, poniekąd też dlatego, że gra w nim mój ulubiony aktor ;). Oby rzucona na ekran nie zgubiła tego, co zawiera powieść, dlatego warto pierw zaczytać się w tę kosmiczną przygodę 🙂
Nie może zabraknąć promocji!!