„Krwawy południk” to narracja, która swoją tematyką, symboliką, sposobem
obrazowania i intelektualną ciężkością sytuuje się gdzieś na granicy Trylogii
Pogranicza i „Drogi”.

 

Cormac McCarthy jawi się w niej jako orędownik prozy fantasmagorycznej, symbolicznej, niepoddającej moralnej ocenie przemocy i zła
czynionych przez bandę łowców skalpów. Krwawa, makabryczna, metafizyczna, liryczna. Powieść uznawana za najważniejszą w dorobku
autora „Dziecięcia bożego” z czym wypada się zgodzić.

Fundamentalne znaczenie dla czytania powyższej prozy ma fakt istnienia historycznego substratu w „Krwawym południku”
sędzia Holden i przywódca Glanton podsiadają bowiem swoje mocne pozaliterackie pierwowzory. To właśnie z tego powodu powieść
o demonicznych jeźdźcach nie jest ani moralitetem, ani traktatem o naturze zła, ale w pewnym sensie literackim dokumentem.
Cormac kreuje tu wizję historii amerykańsko-meksykańskiego pogranicza w okresie tuż po wojnie USA z Meksykiem, co pozwala zrozumieć złożoną sytuację tego obszaru, na którym dochodzi do gwałtownego zderzenia interesów kraju wyznaczającego polityczne centrum z kulturową i cywilizacyjną różnorodnością oraz egzotyczną peryferyjnością. Rodzi to z kolei różne strategie przedstawienia bohaterów wpisanych
w wielowymiarową rzeczywistość pogranicza oraz rzuca światło na dynamiczną równowagę pomiędzy estetycznymi i etycznymi aspektami „Krwawego południka”.

Rewizjonistyczne, demitologizujące klasyczny western dzieło Amerykanina wypada postrzegać jako kolejną wariację na temat
podróży ku źródłom zła oraz jako próbę uchwycenia sensu owego enigmatycznego i przerażającego ontologicznego obszaru,
na który niejednokrotnie zapuszczał się Faulkner czy Conrad.
„Krwawy południk” to ważny głos w dyskusji nad naturą zła, przy czym
McCarthy skłania się tu (oraz konsekwentnie w pozostałych powieściach) ku przeświadczeniu, że zniszczenie, okrucieństwo i zagłada są
nieodłącznym elementem ładu naturalnego, być może jedynym motorem napędzającym naturę, wobec którego jakakolwiek etyka okazuje się być bezradna. Stąd też tworzywem fabularnym dla Cormaca jest możliwie najwierniejszy opis przejawów zła w działaniu, a zwłaszcza jego konsekwencji, którymi są nie tyle cierpienia poszczególnych ofiar, ile ogólne spustoszenie i ostateczna nicość. Autor „Rączych koni” drąży ten motyw przez cały „Krwawy południk”, stopniując coraz bardziej drastyczne opisy kolejnych rzezi i morderstw – od zabitych pojedynczych zwierząt po krwawą eksterminację całych osad. Kontrapunktem dla eskalacji przemocy jest sama przyroda – olśniewająco piękna, zawsze
całkowicie obojętna wobec ludzkich zmagań. O ile w prozie lat 60. i 70. natura współdziała z człowiekiem, o tyle w jej najdosadniejszym
wariancie.

W czarnym, gęstym sosie apokaliptycznego westernu McCarthy serwuje czytelnikowi fabułę, która, mimo iż jest wchłaniana przez makabryczne obrazy, stanowi punkt ciężkości tej imponującej narracji. Oto klika brudnych, bezwzględnych łowców skalpów
przemierza odludną, złowrogą krainę, a wśród nich bezimienny dzieciak i demoniczny sędzia Holden.
Pierwszy z nich to prawdziwy bohater powieści, drugi z kolei to genialnie skonstruowany antybohater. Dzieciak, członek gangu Glantona, nie czerpie przyjemności z dokonywanych rzezi, warto widzieć w nim skrę człowieczeństwa i dobra – diamentów w Cormacowskim świecie zła i zniszczenia – a pozbawiony sentymentalności stosunek dla materialności istnienia decyduje o jego autonomii i niezależności. Przeciwnie przekonany o swej demiurgicznej nieśmiertelności sędzia. Dzięki swojej olbrzymiej erudycji, licznym talentom, przebiegłości i skłonności do czynienia niewyobrażalnego okrucieństwa udaje mu się podporządkować lub unicestwić każdego, kogo spotka na swojej drodze. Tarcie pojawia się na styku tych dwóch wizji rzeczywistości – sędzia nie może pogodzić się z tym, że dziecko nie chce zrzec się swej autonomii, której fundamentem jest niezgoda
na pogardę i sędziowską nienawiść okazywaną wszystkiemu, co istnieje.
Światopoglądowy pojedynek dzieciaka z Holdenem to jak oglądanie zawodów w przeciąganiu liny. Narzucającą się hipotezą jest oczywiście tak, wedle której sędzia chce pogrążyć dziecko w odmętach zła, ostatecznie przewlec je na własną stronę; ale też czasem trudno oprzeć się wrażeniu, że testując dzieciaka, prowokuje on tę niejasną, ukrytą cząstkę w nim, żeby skrystalizowała się jako dobro.
Wypadki finalne nie odbiegną w zgoła inny kierunek niż w ten, w który McCarthy prowadzi zawsze.

Unikalny walor „Krwawego południka” zasadza się na połączeniu stylu, symboliki i kontekstu.

Język tej powieści jest o wiele mniej przejrzysty niż ten charakteryzujący najwcześniejsze fabuły autora „Drogi”. Jego cechą konstytutywną jest liryzm, przejawiający się szczególnie w partiach oddających majestat przyrody, malunek tła i potęgę zjawisk pogodowych.
Elementem symptomatycznym apokaliptycznego obrazowania są powtarzane w nieskończoność opisy okaleczonych ludzkich ciał – czy to oskalpowanych, czy to wypatroszonych, czy to zdekapitowanych – oraz ascetycznych, wypalonych dekoracji krajobrazu.

W „Krwawym południku” Cormac McCarthy daje się poznać jako twórca przerażony destrukcją i bezwzględną eksploatacją świata.

Należy docenić zamysł pokazania krwawych korzeni Ameryki i odheroizowania legendy Dzikiego Zachodu z taką gwałtownością i na taką
skalę. „Krwawy południk” to narracja, w której alegoria spotyka się z żywiołem historii nieustannie się z nią przenikając i zamieniając miejscami tak, że tekst literacki okazuje się ostatecznie nieprzejrzysty, niejednoznaczny i bardziej nośny niż początkowo można założyć…

McCarthy_Krwawy.cdr

Dodaj komentarz