Xaviera Dolana nie muszę chyba nikomu przedstawiać. Młody kanadyjski reżyser, zwany również „cudownym dzieckiem kinematografii” ma dopiero 27 lat, a na swoim koncie może zapisać m.in siedem nominacji do Cezarów (w tym jedną zamienioną na statuetkę), nagrodę FIPRESCI na MFF w Wenecji oraz dwie nominacje do Złotej Palmy oraz osiem innych nagród na MFF  w Cannes, gdzie notabene swoją światową premierę miał niemal każdy z jego dotychczasowych filmów. To trochę bezczelne mieć tyle sukcesów na koncie w tak młodym wieku, nieprawdaż? Xavier sławę i rozgłos wśród światowej widowni zawdzięcza niezwykłej wrażliwości, szczerości, którą czuć w jego filmach oraz niezwykłej umiejętności przekazywania emocji obrazem i świetnie z nim współgrającą muzyką. Tego z pewnością odmówić mu nie można. Nie każdy jednak lubi jego twórczość. Ja sam przez długi czas miałem do filmów Dolana dość ambiwalentny stosunek. Do 2014 roku. Wtedy swoją premierę miała „Mama”, czyli film, który do tej pory uznaję za arcydzieło kinematografii. Nic więc dziwnego, że na To tylko koniec świata czekałem niemal z wypiekami na twarzy, denerwując się na przekładających wciąż premierę dystrybutorów i oczekując od niego przynajmniej namiastki tego, co zaoferowała mi Mama. I wiecie co? Nie zwiodłem się…

 MV5BMTUwNzUyMzM0N15BMl5BanBnXkFtZTgwMzEzNjM2OTE@._V1_SY1000_CR0,0,1509,1000_AL_Po 12 latach nieobecności do rodzinnego domu wraca Luis. Wraca nie dlatego, że się stęsknił, nie dlatego że zachciało mu się towarzystwa i nie miał się dokąd udać. Nie. Wraca aby oznajmić rodzinie, że umiera. Luis jest pogodzony ze swoim losem, wie ile czasu mu zostało, nie boi się śmierci. Boi się spotkania matki, brata, którego zostawił i siostry, której prawie nie zna. Boi się, że nikt nie zapłacze, że gdy rodzina dowie się o jego chorobie, nikt nawet nie uroni łzy…

Jak można się domyślać dla rodziny Luisa jego odwiedziny były niemałym wydarzeniem. Matka nerwowo suszarką do włosów suszyła świeżo wylakierowane paznokcie, a od progu czekali na niego starszy brat Antione z żoną Catherine i młodsza siostra Suzanne. Wszystko zdaje się być dopięte na ostatni guzik. Jednak gdy tylko Luis mija próg domu, już sama jego obecność zaburza delikatny ekosystem według którego dotychczas funkcjonowała jego rodzina. Na jaw wychodzi długo tłumiona złość, wzajemne pretensje, poczucie straconego czasu i obcość która wytworzyła się po tak długiej rozłące.

131331.jpg-r_1280_720-f_jpg-q_x-xxyxx

Xavier Dolan w swoim nowym filmie po raz kolejny dokonuje dramatycznej wiwisekcji rodziny i po raz kolejny robi to w taki sposób, że nie sposób uronić chociaż jednej łzy nad smutną diagnozą którą stawia. To tylko koniec świata to kino bardzo intymne i intensywne. Z ekranu czuć zaszczucie i klaustrofobię, którą czują domownicy, a atmosfera jest tak gęsta i nieprzyjemna, że oglądając widz może poczuć się wręcz jak podglądacz, niewidzialny gość wchodzący z buciorami w życie obcej rodziny. Kadry są bardzo wąskie, podkreślające ciasnotę jaka panowała nie tylko w samym domu, ale i w relacjach między domownikami. Maksymalne zbliżenia na bohaterów pozwalają również wnikliwie obserwować każdą reakcję, każdy gest i grymas na twarzy bohaterów. Pomaga to widzowi lepiej zrozumieć emocje, jakie targają członkami rodziny, bo choć film składa się głównie z długich, czasem nużących dialogów, to właśnie to, co niewypowiedziane jest w filmie Dolana najważniejsze.

Kanadyjczyk nie rezygnuje również ze swojego zamiłowania do popkultury, co jakiś czas nadając filmowi nieco więcej dynamiki dzięki teledyskowym retrospekcją i towarzyszącym im hitom z początku 2001 roku. Nie ma to takiej siły oddziaływanie jak w „Mamie” i chciałoby się żeby takich scen było więcej, ale mimo to spełnia swoją funkcję, pozwalając widzowi, choć na chwile odpocząć od gęstej i toksycznej atmosfery panującej w domu oraz dowiedzieć się czegoś więcej o samym bohaterze.

Juste-la-fin-du-monde_0

W To tylko koniec świata defacto nie ma głównego bohatera. Wszystkie postacie są wobec siebie równorzędne, a sam Luis oraz faktyczny cel jego wizyty, pełnią tu rolę pretekstową wobec chęci ukazania relacji i poczucia duszności, jaka panowała między domownikami.

Największym atutem filmu są jego aktorzy. Świetnie w roli lekko wycofanej, przestraszonej, żyjącej pod butem apodyktycznego męża Catherine odnalazła się Marion Cottilard. Dobrze wypadli również Gaspard Ulliel w roli Luisa i Léa Seydoux wcielająca się jego młodszą siostrę, Suzanne. Najjaśniejszym punktem filmu był jednak fenomenalny Vincent Cassel, który z bardzo nerwowego i agresywnego Antoine stworzył postać wielowymiarową, bardzo niejednoznaczną. Z jednej strony jest to typowy gbur z którym nie chcielibyśmy mieć nic wspólnego, z drugiej jednak po drugiej stronie muru, jakim się otoczył, kryją się ogromne pokłady wrażliwości i facet, który po prostu boi się własnych emocji.

Its-Only-the-End-of-the-WorldNowy film Xaviera Dolana być może nie jest tak dobry, jak „Mama”, ale to dalej niezwykłe kino wobec którego nie sposób przejść obojętnie. Kanadyjczyk pokazuje nam rodzinę w której jest tyle samo miłości, co i nienawiści, tyle samo pretensji, co i zrozumienia. W brutalny sposób uzmysławia, jak tłumiony żal, poczucie niesprawiedliwości i ból po stracie czasu, którego nie da się odzyskać, niszczy delikatny konstrukt jakim jest rodzina. To tylko koniec świata, to bardzo smutny portret rodziny, w której długo tłumiona agresja i siła z jaką wybucha jest tak wielka, że nie można nawet powiedzieć, że się umiera…

Źródło zdjęć: imbd.com

Za seans serdecznie dziękuję:

Iluzja 2 recenzja

Iluzja 2 recenzja

To tylko koniec świata recenzja

Dodaj komentarz