Wydawać by się mogło, że jeśli zespół rockowy wybierze się na muzyczną wycieczkę w okolice bliskiego wschodu, może mu być potrzebny bilet tylko w jedną stronę. Jako osoba, której z pewnością nie można nazwać fanem orientalnej muzyki, pod taką opinią podpisałabym się obiema rękami…
A przynajmniej tak było zanim trafiłam na najnowszą płytę zespołu Lion Shepherd. Kamil Haidar i Mateusz Owczarek, tworzący ten obiecujący warszawski projekt, w moim przypadku już na wstępie byli skazani na porażkę. Teraz jednak, po parokrotnym przesłuchaniu płyty Heat, pod powyższą opinią podpisałabym się co najwyżej jedną ręką, a i tak bardzo poważnie musiałabym to przemyśleć. Z niechęcią przyznam, że mimo mojego braku sympatii do tego rodzaju instrumentarium, krążek Heat nie tyle przypadł mi do gustu, co najzwyczajniej w świecie zaintrygował. Dlaczego?
Być może dzięki temu, że nie czułam się przez twórców oszukana, w czym kluczową rolę odegrało pochodzenie wokalisty zespołu, Kamila Haidara. Jako syn Syryjczyka, Haidar obcował z bliskowschodnim folklorem, dzięki czemu między dźwiękami Heat wyczuć można pewnego rodzaju nieoczywistą melancholię – podobną do tej, jaką odczuwamy w zderzeniu z dźwiękami znanymi nam z dzieciństwa. Ciepły wokal, obiektywnie dopracowane energiczne instrumentarium, świetnie poprowadzona gitara i niepowtarzalny na polskiej scenie muzycznej klimat dają połączenie, które od razu na myśl przywodzi podróż – nie tylko tę dosłowną, ale również sentymentalną. Być może nie jest to muzyka, która umiliłaby mi wieczorne wycieczki samochodem po mieście, jednak w tej płycie jest coś bardzo nieuchwytnego. Coś, co przenosi myślami tam, gdzie dotarło niewielu ludzi – do miejsca, w którym możemy się spotkać sami ze sobą.
Rozważaniom sprzyja również kolejna niewątpliwa zaleta Heat – warstwa tekstowa, za którą odpowiada wokalista Lion Shepherd. Artysta nie boi się poruszać fundamentalnych problemów w swoich utworach, skłaniając słuchacza do dokonania przekrojowej analizy konsumpcyjnego społeczeństwa. Robi to jednak z niebywałą gracją i liryzmem – nie podając odbiorcy wszystkiego na tacy, pozostawia mu wolne pole do interpretacji. Najlepszy opis twórczości Lion Shepherd znajdziemy zresztą w jednym z tekstów, który wywarł na mnie szczególne wrażenie: When, the curtain falls I will proudly say I am mine I always were. Wierność stylistyce i własnym ideałom słychać w każdym dźwięku Heat i mam szczerą nadzieję, że zespół nie wyrzeknie się jej na rzecz komercyjnego sukcesu.
Powiedzmy, że choć sama nie jestem fanką orientalnej muzyki, wierzę, że polscy słuchacze zasługują na wszystko, co dobre – a tacy niewątpliwie są Lion Shepherd.
Zobacz także:
http://zazyjkultury.pl/hiraeth-lion-shepherd/
http://zazyjkultury.pl/lion-shepherd-hiraeth/