gliniarzOpis Wydawcy:  Livia Ward niedługo skończy trzydzieści lat i bardzo chciałaby zostać mamą. Jednak na horyzoncie nie ma żadnego sensownego kandydata na tatusia. Kiedy więc seksowny oficer Kelly wyraźnie chce ją mieć jak najszybciej w swoim ramionach, Livia zawiera z nim układ. Dostanie kilka niezobowiązujących, seksownych nocy, a w zamian za to spełni jej marzenie o dziecku.

~*~*~*~

Duetu Laurelin Paige i Sierry Simone nie było mi dane jeszcze poznać, lecz po lekturze „Gliniarza” jestem skłonna, by zerknąć na inne historie napisane przez obie Panie.

Historia może wydawać się banalna. Romans, jakich wiele — przystojny mężczyzna, który spotyka na swojej drodze uroczą, acz wojowniczą kobietę i od razu pała względem niej obezwładniającym pożądaniem. Dziewczyna, także odwzajemnia odczucia wobec spotkanego, przy okazji niesienia pomocy swojej młodej znajomej, gliniarza.

Opowieść, którą przedstawiły Laurelin Paige i Sierra Simone, nie jest tylko romansem ze sporą ilością gorącego seksu oraz znaczną dawką humoru, ale również czymś więcej, co możemy wyczytać pomiędzy wierszami. Mamy bowiem dwoje dorosłych ludzi, z których każde pragnie czegoś innego w życiu, a przynajmniej to właśnie usiłują sobie wmówić.

Zatem, Livia Ward, u progu trzydziestych urodzin, wielokrotnie dotkliwie zraniona przez mężczyzn postanawia, że to, czego pragnie najbardziej, to dziecko, a nie kolejne rozczarowanie związkiem. Potrzebuje jedynie „dawcy”, który spełni jej marzenie o sprowadzeniu na świat istoty, która zajęłaby puste miejsce, coraz dotkliwiej wypełniane przez uczucie osamotnienia.

Z kolei Chase Kelly, to gliniarz o silnym charakterze i poczuciu sprawiedliwości. Dąży do tego, by policjanci pełnili swoje obowiązki w zgodzie z przepisami, ale i w poczuciu bezpieczeństwa na tyle, na ile ta praca im pozwala. I tak, Chase rozpoczyna walkę o kamery w umundurowaniu funkcjonariuszy, by zarówno obywatele, jak i policjanci mieli poczucie większego bezpieczeństwa. Niespodziewanie z pomocą przychodzi mu Livia, która z równą mocą co Chase angażuje się w sprawę.

Kiedy oboje poznają się przy okazji interwencji, jaką przeprowadza Chase przed jedną ze szkół, Livia imponuje mężczyźnie odwagą i poczuciem sprawiedliwości, które sam także głęboko ceni. Dziewczyna broni bowiem swoją młodą, bo zaledwie czternastoletnią, przyjaciółkę Ryan — aktywistkę walczącą z naginaniem praw i nie zgadzającą się na dyskryminację w szkole, co stanowi liczne problemy nastolatki, oraz nieustanne wyciąganie jej z kłopotów przez Livię.

Gdy Chase zaprasza, po udanym odesłaniu młodej aktywistki na lekcje, Livię na kolację, ta początkowo odmawia, jednak uparty funkcjonariusz w końcu uzyskuje to, czego pragnie, choć nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, co też zaproponuje mu w zamian urocza bibliotekarka.

— No dobrze, mów. Czego chcesz, Livio?

— Chcę dziecka — odpowiada najspokojniej w świecie. — I chcę, żebyś to ty je spłodził.”

Od chwili, gdy tę dwójkę połączy umowa, na mocy której Chase zobowiąże się zapłodnić Livię, nie roszcząc sobie praw do dziecka, nic nie będzie takie, jak pierwotnie oboje zakładali. Bohaterowie zaczynają bowiem zastanawiać się, czy to był na pewno dobry pomysł. Główni bohaterowie, zwłaszcza Livia, usilnie starają się trzymać tego, że nic ich nie łączy poza dążeniem do zapłodnienia. Jednak, jak to w życiu bywa, uczucia wkradają się często nieproszone, burząc nam z góry powzięte plany.

Z kolei przemyślenia Livii o przekroczeniu magicznej granicy, jaką jest trzydziestka, wywoływało u mnie niejednokrotnie wybuch rozbawienia, i reakcję podobną do jej przyjaciółki, a jednocześnie siostry Chase’a, Megan. Choć doskonale rozumiem podsumowanie, jakiego dokonuje Livia, to jednak myślenie, że trzydzieści lat oznacza spanie z Kostuchą przy boku, bawiło mnie przez aż do końca książki. 😀 Lekko dramatyzująca Livia odkrywa jednak, przy pomocy funkcjonariusza Kelly’ego, że wcale nie jest taka stara i ma w sobie więcej życia, niż do tej pory sądziła.

„Wychodzi na to, że jeśli mam mieć dziecko, to powinnam postarać się o nie, zanim w dniu trzydziestych urodzin do moich drzwi zapuka anioł śmierci.”

Przyznam, że spodziewałam się typowego romansu, jak zwykle, z wielością scen „łóżkowych”. I faktycznie, jest ich sporo, lecz nie dominują nad całą historią. Mamy tu walkę o bezpieczeństwo funkcjonariuszy policji i bój o kamery w mundurach, co w USA wzbudzało bardzo wiele sprzecznych emocji w społeczeństwie. Jest i dążenie do macierzyństwa oraz radzenie sobie z rozczarowaniami, jakie były udziałem Livi. Mamy także obraz nauki ponownego zaufania, a także tego, że może nas spotkać szczęście i miłość nawet wówczas, gdy już straciliśmy nadzieję.

To, co mnie w tej książce jeszcze zaskoczyło, i to pozytywnie, to poczucie humoru autorek. Wiele razy, gdy czułam nostalgię wykradającą się ukradkiem zza kartek, nagle kilka zdań rozwiewało te przygnębiające uczucie i rozluźniały atmosferę, pozwalając na szczere rozbawienie.

 

— Kelly! — grzmi Gutierrez. — Odczep się od tego telefonu. A tak konkretnie, to ile kobiet musisz obsłużyć w ciągu dnia, żeby móc usiedzieć spokojnie na tyłku?

— Melduję, szefowo, że tak konkretnie to tylko jedną. Już prawie miesiąc mija, jak jedną.

Gutierez zatrzymuje samochód, a potem powoli odwraca głowę, żeby mi się lepiej przyjrzeć. Szczęka jej dosłownie opadła, aż się zastanawiam, czy nie powinienem poczuć się tym trochę urażony.”

 

„Gliniarz” jest historią, która może przytrafić się niejednemu i niejednej z nas. Kobieta, która pragnie dziecka, jednocześnie obawiając się związku z mężczyzną, by ponownie nie zaznać rozczarowania i cierpienia. Mężczyzna, który uważa, że lepiej będzie się nie wiązać, by nie narażać ukochanych osób na ból straty i ogrom obrzydliwości świata, z którymi styka się niemal każdego dnia. Tak naprawdę nie ma tu ideałów, a jedynie ludzie z krwi i kości, którzy mają swoje blizny, swoje potwory, z którymi starają się walczyć, tak jak potrafią, często zapominając, jak wiele odwagi w nich drzemie, dopóki ktoś inny im tego nie wskaże.

Nie jest to zwykły romans, lecz książka, która pozostawia nas z uśmiechem na ustach i myślą, że mimo obaw, które pewnie niejeden i niejedna z nas ma, warto odnaleźć w sobie odwagę i zrobić krok do przodu w nieznane. Może się bowiem okazać, że nie runiemy w przepaść, lecz przejdziemy nad nią po moście, który choć zachwieje się niejednokrotnie, to poprowadzi nas ku nieoczekiwanej drugiej stronie. Los bywa przewrotny, a bohaterowie wykreowani przez autorki pokazali, jak bardzo. Ten, kto nie próbuje wstać, nie upadnie, lecz i nie nauczy się chodzić.

Mam nadzieję, że ta książka spodoba się także i Wam. Ja ją polecam ze szczerego serducha na te coraz bardziej chłodne i szare dni, by rozjaśniła je uśmiechem i wlała nieco nadziei w Wasze czytelnicze dusze. 😉

 

Lillianna Garden

gliniarz-okladka

Dodaj komentarz