„Furioza” – czyli: ‚krótka rzecz o tym, jakie kino winien tworzyć Patryk Vega…’

Jestem mile zaskoczony „Furiozą”. To trzeci świetny polski film i trzecie – po „Jak Zostałem Gangsterem – Historia Prawdziwa” oraz po „Najmro” – wielkie zaskoczenie talentami polskich reżyserów. Wygląda na to, że od czasów „Vabanków” wreszcie mamy solidne, dopracowane technicznie oraz prawdziwie aktorskie kino gangsterskie.

* * *

Jedno ostrzeżenie: „Furioza” jest filmem brutalnym i dla widzów o dość mocnych nerwach.

* * *

W skali od 0 do 10 oceniam „Furiozę” na 8 punktów, jest to kawałek iście znakomitego kina – trochę w stylu amerykańskiego kina sensacyjnego – ale z zakończeniem znanym z francuskich obrazów.

„Furioza” nie jest arcydziełem (ani nawet filmem genialnym, wspaniałym), bo do miana arcydzieła nie aspirowała nawet przez chwilę, temat nie ten, przesłań niewiele. Ale jest filmem na tyle intrygującym i poruszającym, by nazwać go filmem dobrym plus lub nawet bardzo dobrym.

Najsłabszym punktem „Furiozy” jest scenariusz, który jest zwyczajnie prosty, trochę za prosty, i w którym możemy nawet dopatrzeć się nieco luk, nieścisłości i braku większego materiału, ale dzięki znakomitej grze aktorskiej i reżyserii można jakoś łatwo machnąć na to wszystko ręką i dość słaby scenariusz specjalnie nie razi.

Aktorstwo wszystkich jest bardzo dobre. Chabior nieco wkurzył mnie i zmęczył w tym filmie, bo to kolejny film, gdy Chabior troszkę za bardzo lśni i jest Chabiorem, a nie bohaterem, którego ma zagrać. Kolokwialnie mówiąc i upraszczając: Chabior gra Chabiora… To w zasadzie drugi i jedyny – po słabym scenariuszu – zgrzyt w „Furiozie”…

* * *

Książkiewicz – w czym by wcześniej nie grała… – skradła moje serce tą jedną rolą. Do tej pory kobieta mnie irytowała, a tu przełom. Totalne wejście w rolę (tak samo zresztą jak Damięcki), mnóstwo serca włożonego w grę, a przy tym przyjemna powściągliwość (Damięcki trochę przeszarżował w temacie, ale i tak wypadł fajnie) i cudowna kontrola emocji – zasługa na pewno w dużej mierze i aktorki, i reżysera. Powiem bez pohamowania i w przyjemnym uniesieniu po seansie – Książkiewicz w tej roli po prostu wymiata. Książkiewicz niczym Sigourney Weaver w „Obcym” jest wyciszona, skupiona, stonowana, ale myśląca, zdesperowana, ale finezyjna. Gdy posuwa się do przemocy w – prawdopodobnie w przyszłości kultowej – w mistrzowskiej scenie, pojedynku z Damięckim, to przemoc ta jest zdecydowana, na miejscu, bo taka jest potrzeba i konieczność i jest w pełni usprawiedliwiona. To zresztą jedna z najlepszych scen filmu, a reżyser odwołuje się do pojedynków rycerzy, czy rewolwerowców z Dzikiego Zachodu. Jest „ten zły” i „ten dobry”, w tym przypadku: ta dobra. Policjantka „Dzika” – grana przez Książkiewicz – wie już w tym momencie, że pojedynek/rozgrywka z szalonym „Goldenem” jest już na całego, czyli na śmierć i życie, a stawką w tej rozgrywce staje się honor grupy kumpli, którzy znają się dosłownie od dziecka.

Patrząc na Książkiewicz w tej walce i w całej roli, przed oczami stanęło mi skojarzenie z wielką sportsmenką i mistrzynią mieszanych sportów walki – Rose Namajunas, która od dawna ostrzyżona na jeżyka, przypomina skupionych mnichów walczących stylem kung-fu.

Mocnymi stronami filmu są: montaż, ładne zdjęcia i muzyka. Ścieżka dźwiękowa jest bardzo klimatyczna i często słyszymy nie tyle muzykę, co zlewające się w „modły filmowe” głośne dźwięki – niekiedy rozbrzmiewające, dźwięczące, niekiedy niepokojąco szarpiące, świdrujące jak „dźwięki z ziemi”. Muzyka ogólnie jest niepokojąca i refleksyjna.

„Furioza” jest znakomitym przykładem, jakie kino od lat powinien robić Vega, bo Vegą – tym najlepszym i znanym z pierwszego „Pitbulla” – ten film trochę pachnie; nie jest jednak „Furioza” tak nieczytelna, nieposkładana i chaotyczna jak filmy Vegi. Patryk Vega jest z filmu na film coraz bardziej pretensjonalny, „Furioza” zaś jest autentyczna…

Dialogi są wyraźne, kadry bardzo dobre, sposób operowania kamerą raczej spokojny, co przyjemnie kontrastuje z bójkami i dynamicznymi scenami. Nerwowość i potrząsanie kamerą wprowadziłyby tutaj tylko niepotrzebne zamieszanie i przerysowanie i tak gorącego tematu – i byłby to błąd. A więc zdjęcia – to kolejny plus filmu.

Poprzedniego filmu reżysera „Furiozy” nie widziałem – z tego, co czytałem, został on ostro i negatywnie skrytykowany – ale każdą rzecz w opiniach i recenzjach staram się po części oceniać świeżo, „na nowo”, bez negatywnego bagażu – i jeśli dalsze filmy będą dobre jak „Furioza” choćby w połowie, to będą to filmy niezłe.

Mamy w „Furiozie” trochę zabawy całym kinem, mamy sporo odnośników. Poza skojarzeniami z „pierwszym” Vegą mocno przyszło mi do głowy „Miasto Prywatne” i patrząc na „Furiozę” dobrze zrozumiałem, czym mogło być „Miasto Prywatne” i jak został ostatecznie spaprany ten film.

Swoiście rozumiany honor, więzi braterskie, wychowanie się na wspólnym paletku i dalsze losy młodzieńców aż do dorosłego – przypominają kilka filmów, w tym słynne „Dawno Temu w Ameryce” i choć „Furioza” do pięt wspomnianemu dziełu nie dorasta, to i tak prezentuje poziom 5 razy lepszy, niż „Miasto Prywatne”, czy dalsze filmy Vegi.

Reżyser „Furiozy” to trochę w tym momencie taki nowocześniejszy Bromski w super-wydaniu znany z „Zabij Mnie, Glino”.

Zieliński, Bobrowski, Banasiuk (główny bohater) i wszyscy inni zagrali w tym filmie bardzo ładnie, a przynajmniej dobrze, poprawnie i przekonująco. Bobrowski świetny i nieco demoniczny, na przemian drapieżny i żartujący, tworzy genialnie rolę „dużego” gangstera w przenośni i dosłownie oraz kontynuuje „przygodę z gangsterką” z filmu/serialu „Odwróceni”.

Damięcki, wydaje się, zrywa z dotychczasowym dorobkiem grzecznego chłopca i brawurowo wchodzi w wiek męski aktorstwa. Jego rola to żyletka i puchar cudownego wina zarazem. Zakochałem się w tej roli mimo całej fali hejtu wobec jego osoby. Nie zgadzam się, że przesadził, bo taki miał być: wariacki, przesadzony, życiowo zdarty i rozdarty, tętniący życiem i dogorywający zarazem w każdej scenie. Psychodeliczny i szalony bohater grany przez Damięckiego pochyla się w stronę szaleństwa, obłędu i upiornej dosłowności od momentu, gdy goli sobie głowę i przysięga hersztowi Furiozy, że „nikt już nigdy mu nie wpierdoli” po tym, jak ginie jego kolega, a on sam obrywa straszne wciry.

Klika zwrotów akcji wcale nas strasznie nie zaskakuje, ale robią one pewne wrażenie. Cała historia jest prosta i można ją streścić w 6 zdaniach złożonych… trochę tematu sportu, kibiców, kiboli, chuliganów, małych i większych gangsterów, bójek, ustawek, narkotyków i brutalnych walk na gołe pięści… ale w tym wszystkim najfajniejsza jest ręka reżysera i sposób pokazywania, niż temat sam w sobie. „Furioza” to kontrowersyjna i ciekawa opowieść o przyjaźni, braterstwie, honorze – choć on dla każdego znaczy co innego – i o zemście…

„Furioza” to film brudny, ale brudny w pozytywnym, filmowym znaczeniu. Posiada ciekawą lekkość i naturalność, nie owija w bawełnę i nie moralizuje specjalnie jak np. kino pana Kieślowskiego.

„Furioza” pokazuje brutalność i proste prawa kiboli oraz gangsterki – takimi jakimi są. Wprost, krótko i dosadnie.

Wspomnę jeszcze tylko o bardzo dojrzałej, wyrafinowanej i wytrawnej grze Łukasza Simlata i bardzo zachęcam do obejrzenia tego sprawnie zrealizowanego projektu!

Maciej Markisz

*  *  *

„Furioza”

moja ocena ogólna filmu to: 8 punktów w skali 0~10

„Furioza”

reżyseria: Cyprian T. Olencki

W rolach głównych wystąpili: Wojciech Zieliński, Szymon Bobrowski, Mateusz Banasiuk, Weronika Książkiewicz, Mateusz Damięcki, Łukasz Simlat, Janusz Chabior i inni…

Dodaj komentarz