Drakula to rzadziej występujące zjawisko w kinie
– utalentowanemu i wielkiemu Francisowi Fordzie Coppoli udała się rzecz trudna, bardzo trudna – w umiejętny sposób połączył on teatralny klimat i estetykę zawartą w całym obrazie (włącznie ze strasznymi czy odrażającymi scenami) z nutą atrakcyjnego świata grozy okraszonego spokojnie rozwijaną akcją.
Obejrzałem Drakulę w 1993 roku w czasie wyjazdu wakacyjnego – w małym kinie studyjnym – i ciepły, letni wieczór był jednym z ważniejszych doznań mojego życia. Potem jeszcze kilka razy sięgnąłem po ten film, za każdym razem odnajdując jakiś element, przesłanie, metaforę, myśl.
Jak wspomniałem, Drakula jest filmem nakręconym i przedstawionym spokojnie, jego realizacja trwała dość długo i zaowocowała horrorem, w moim odczuciu dreszczowcem, o długości ok. 130 min – w zależności od wersji – który w 93 roku zgarnął 3 Oscary; za najlepsze kostiumy, za charakteryzację oraz za efekty dźwiękowe, a także pięć Saturnów (,,gatunkowa nagroda” – SF, fantasy, horror) w kategoriach: najlepszy aktor (Oldman), najlepszy reżyser, najlepszy scenariusz, najlepszy horror i najlepsze kostiumy.
Tutaj w zasadzie mogę zakończyć tekst, bo powyższe nagrody znakomicie wskazują i podkreślają, co zostało zauważone, docenione i jaka niezwykła robota przy tym filmie uhonorowana.
W Drakuli znajdziemy znakomitą i uduchowioną muzę, samo brzmienie dźwięków być może nawet zbyt podkreśla cały i tak już mocno barwny klimat – jednemu to się spodoba, innemu mniej. Odnajdziemy cudną dawkę kulturalnie, ale znacząco podsuniętej erotyki i kilka scen – smaczków, które nawiązują do świata kina i do konkretnych, wcześniej powstałych, filmów (jak na przykład bardzo znacząca scena z dyliżansem).
Fantastyczne aktorstwo wielu dobrych i znaczących postaci w tym fachu jest głównym atutem teatralnej Drakuli, przy realizacji której Coppola podobnież stanął na głowie i nie użył efektów komputerowych, a jedynie scenograficzne, filmowe efekty specjalne (!)… pokaz młodziutkiego Reevesa bije jego samego, a to zapewne dzięki misternemu i dopieszczonemu poprowadzeniu przez genialnego reżysera. Tak samo rzecz miała się z Winoną Ryder, której to rola, według mnie, jest jedną z jej najlepszych.
Oczywiście Gary Oldman, Anthony Hopkins są obydwaj cudownie demoniczni i fascynujący w swych wcieleniach, w których operują po przeciwnych biegunach świata i mocy – jeden jest przysłowiowym monstrum, które rzekomo prezentuje czyste zło, drugi aniołem – oprawcą i łowcą, który ma zadanie, a raczej misję zneutralizowania zła, czyli zabicia potwora.
Drakula to poważna metafora, która przedstawia nam kilka paradoksów; by pokonać coś, co w naszym mniemaniu jest złem lub potwornością, do potworności sami musimy się posunąć.
Całość chętnie zobaczyłbym w ledwie stonowanej formie.
Cały obraz to teatralne i filmowe zastanowienie się nad innością każdego bytu, który robi swoje, bez względu na pobudki i bagaż życiowy i to, co musimy zrobić lub co wybierzemy wobec istnienia monstrum, wampira, wilkołaka, chorego na trąd, chorego psychicznie, zarażonego wirusem HIV, wobec natrętnego Cygana lub niezbyt ,,zrozumiałego” dla nas Araba w barze typu kebab. Wobec homoseksualisty, Żyda, ,,Ruska”, kolorowego. Drakula to wielkie zastanowienie się nad innością i nad tym, co nas przeraża i czy jesteśmy lepsi w swym życiu?
Wojciech Kilar.