Czasami mam wrażenie, że nasz współczesny świat jest nudny. Na każdym kroku odczuwam monotonnie i wszędzie widzę szare barwy. W takich chwilach mam ochotę wsiąść w wehikuł czasu i przenieść się w odległe czasy, gdy królowali bohaterowie, kobiety chodziły w pięknych sukniach, a chłopi z radością obcowali z naturą. Wiem, że w średniowieczu troszkę inaczej to wyglądało, ale w mojej głowie ukazuje się właśnie taki obraz i to jemu jestem wierna. Odkąd pamiętam, zawsze chciałam przenieść się do tej epoki. Fizycznie jest to niemożliwe, jednakże moja wyobraźnia nie zna ograniczeń, więc razem z zespołem Falconer postanowiłam odwiedzić naszych starych druhów.

Nie będę ukrywać, że nie znałam wcześniej Falconer. Trafiłam na ich album całkowicie przypadkowo i muszę przyznać, że nie żałuję tego. Zespół został założony w 1999 r. w Szwecji. Na swoim koncie ma osiem albumów, a „Chapter from a Vale Forlorn” został wydany jako ich drugi w marcu 2002 r.

Gdy zaczęłam go słuchać, wydawał się dla mnie czymś nowym, jednak z każdą piosenką miałam wrażenie, że słucham cały czas tego samego. Utwory są do siebie bardzo podobne, przez co zlewają się w całość i są mało charakterystyczne. Dominującą konwencją są radosne, rytmiczne melodie, które od razu przykuwają do siebie i poprawiają humor. Mimo że mówimy o metalu, to mam wrażenie, że spokojnie niektórzy zatańczyliby do tych piosenek z przyjemnością. Choć zdarzają się również spokojniejsze utwory, które pozwalają uspokoić się i wyciszyć. Bardzo mi się spodobało, że zespół nie wykorzystuje dźwięków jako harmonijnego połączenia, tylko lubi się nimi bawić. Czasami daje to wrażenie chaosu, ale zarazem czegoś nowego i niespotykanego. Przypadło mi to do gustu.

Obecnym wokalistą w Falconer jest Mathias Blad i to właśnie jego głos możemy usłyszeć na tej płycie. Oczarował mnie. Jest charakterystyczny i przy tym piękny. Myślę, że bez problemu rozpoznałabym go, nie wiedząc, że to akurat on śpiewa daną piosenkę. Jest to olbrzymi plus, ponieważ dzięki temu łatwiej zdobyć popularność i fanów. Poza tym, pomijając praktyczną stronę, jest to przyjemne brzmienie dla ucha. Tym bardziej, że tak samo, jak przy muzyce Blad odkrywa swój własny głos i z dystansem podchodzi do śpiewania, co daje efekt zabawy. Możemy to zauważyć np. w „Enter the Glade”.

Przez większość czasu dominuje gitara elektryczna, lecz w niektórych piosenkach nie braknie również innych instrumentów, chociażby takich jak flet. Jest to dość swobodny dobór, dzięki czemu czasami da się wyczuć tę różnorodność. Nie mogę również zapomnieć, że ten właśnie zabieg pozwala przenieść mi się do średniowiecza i poczuć się, jakbym pochodziła z tych przeszłych czasów.

Czasami miałam wrażenie, że ta muzyka pochodzi z innego świata. Nie ma żadnych ograniczeń. Opowiada najróżniejsze historie, które są wyzwaniem dla naszego ucha i przede wszystkim wyobraźni. Niektóre utwory zaskoczyły mnie. „Stand In Veneration” wyróżnia się na tle innych i daje możliwość na wymyślenie własnej opowieści.

Teksty nawiązują do najróżniejszych motywów – biblijnych, mitologicznych czy religijnych. Byłam zaskoczona, gdy wsłuchałam się w nie, a następnie sprawdziłam tłumaczenie. Nieczęsto spotyka się takie nawiązania. Każda piosenka opowiada swoją oddzielną historię, która jest bardzo rozbudowana i najczęściej szokuje. Wielokrotnie są one przerażające. I tu znowu pojawia się „Enter the Glade”. Naprawdę teksty zrobiły na mnie olbrzymie wrażenie. Napisane w wyjątkowo poetyczny sposób, piękne opisy. Można się pomylić i wziąć je za wiersze.

Niestety w ostatecznym rozrachunku „Chapter from a Vale Forlorn” zlało mi się w całość, co odbieram negatywnie. Tym bardziej, że mimo tych wszystkich zalet raczej nie zapamiętam tego albumu na dłużej. Jednak mimo to zachęcam do zapoznania się z nim.

71569877ba_l

 

Dodaj komentarz