Na polskiej, jak i na zagranicznej scenie pojawia się coraz to więcej płyt, których nawet jak się nie jest fanem danego gatunku, trzeba by się zainteresować. Nie ukrywajmy, ale ostatnio da się zauważyć, że w radiu słyszymy więcej muzyki popularnej, która charakteryzuje się szerokim wykorzystaniem syntezatorów, czy wszelakich efektów elektronicznych. Można sądzić, iż electropop ma się dobrze. Tym baczniej zacząłem obserwować ten rynek muzyczny. I o tyle nie wpadła mi jeszcze w ręce płyta polskiego duetu XXANAXX, czy też trochę młodszych The Dumplings, o których się coraz więcej słyszy, tak po przesłuchaniu płyty pt. Evergreen zespołu Broods, obiecuję, że do wcześniej wymienionych kapel wrócę. Po krótkim zapoznaniu się z ich twórczością na letnich festiwalach, czy to dostępnym już materiale, sądzę, że możemy być spokojni o klimat, atmosferę, nastrojowe dźwięki, a w szczególności o ten gatunek muzyczny w Polsce.
Wracając do Broods. Z ich oficjalnego strony nie wyczytamy zbyt wiele. Możemy zauważyć, że zespół tworzy brat (Caleb Nott) oraz siostra (Georgia Nott), którzy dopiero zaczynają podboje list przebojów. Kolejna informacja natomiast, która mnie bardzo satysfakcjonuje jest taka, iż pochodzą oni z Nowej Zelandii. Zaczynać mi się podobać, gdyż stamtąd wywodzi wiele utalentowanych zespołów.
Nie mogę nie wspomnieć tutaj o Lorde (która ma jednak coś wspólnego z zespołem Broods), czy też może słabiej znany popowo/punkowy Die! Die! Die!.
Tym bardziej zaczynam się interesować płytą Broods pt. Evergreen. Na płycie znajdziemy 11 kawałków, które łącznie dają 42 minuty muzyki.
I to jakiej!!
Nie będę rozkładać tej płyty na czynniki pierwsze, bo po prostu nie warto. Ten krążek tworzy fajną, jedną dużą całość.
Spójność, która zaczyna się od kawałka „Mother & Father”, a kończy się na utworze „Superstar”. Płyta ta to jedna duże zaciekawienie, które kończy się i znów zaczyna po wciśnięciu magicznego „play”. Uwagę przykuwa klimat, emocje, syntezatory, głos Georgii, który jest czasami tajemniczy, hipnotyczny, balansujący na granicy. Na płycie znajdziemy 11 kawałków, które łącznie dają 42 minuty muzyki. I to jakiej!!
Jeżeli, ktoś interesuje się tym gatunkiem muzycznym, wydawać będzie mu się, że to nic nowego. Gdzieś to słyszał, że to już obyte.
Jednak pamiętajmy, że rodzeństwo z Nowej Zelandii zaczyna swoją podróż muzyczną, a na płycie każdy znajdzie coś dla siebie, gdyż mamy na niej do czynienia z dużą dojrzałością i jak by nie patrzeć ze świeżością mimo młodego wieku duetu Caleb/Georgia.
Uważam, że krążek Evergreen to naprawdę godny zainteresowania album pod względem muzycznym, jak i tekstowym.