Katarzyna KrzanKatarzyna Krzan (rocznik 78) absolwentka kulturoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego, doktor nauk humanistycznych o specjalności literaturoznawstwo. Właścicielka Agencji Internetowej A3M, zajmującej się tworzeniem stron internetowych i szeroko rozumianą poligrafią reklamową, prowadzi słynne wydawnictwo internetowe e-bookowo specjalizujące się w publikacjach elektronicznych. Autorka poradników. Czyta, redaguje, wykonuje korekty, pisze recenzje. Prywatnie mama trzech wspaniałych córek

– Gdzieś w internecie natknęłam się na Twoją wypowiedź: „Artyści mają w sobie chęć przetrwania dłużej niż ich ziemska egzystencja, są gotowi na wiele, by to osiągnąć”. To naprawdę bardzo trafione słowa i sądzę, że tak do końca będą w stanie zrozumieć je jedynie osoby związane ze światem sztuki, ponieważ artyści, to tak jakby inny gatunek. Bardziej wrażliwy na to, co nas otacza i postrzegający świat trochę inaczej. Czy już po pierwszym mailu, rozmowie telefonicznej jesteś w stanie określić w którego autora warto zainwestować swój czas, ponieważ ma w sobie to „coś”?

Faktycznie, twórcy są osobami zmotywowanymi, a przy tym obdarzonymi większym niż przeciętne ego. Większość z nich wierzy w swój talent, dlatego wysyła propozycje wydawnicze do wielu wydawnictw, licząc na sukces. Niestety, konkurencja w tym zakresie jest ogromna, skoro rocznie wydaje się w naszym kraju około trzydziestu tysięcy tytułów. Trzeba mieć wiele szczęścia, by przebić się w tym tłumie. Z drugiej strony, każdy piszący ma poczucie, że bez pisania żyć nie potrafi, że zapisywanie wrażeń, opisywanie zdarzeń, zdawanie relacji ze swoich doznań stanowi sens życia i sposób na zapisanie się (nomen omen) w historii świata. Pamiętajmy, że teksty nie giną, a mogą zostać odkryte w dalekiej przyszłości i odczytane na nowo. Piszący mają tę przewagę nad innymi artystami, że tworzą jedynie z własnych myśli, czym zapładniają wyobraźnię innych, a to proces właściwie nieskończony.

Prowadzę wydawnictwo od dziesięciu lat. Do tej pory miałam kontakt z blisko tysiącem (tak, tysiącem) autorów. Tylu jest w bazie e-bookowo, a pamiętajmy, że nie wszyscy dołączyli do grona „naszych”. O tym, czy twórca traktuje swoje zajęcie poważnie i czy jest „rokujący” można przekonać się już po pierwszym mailu czy telefonie. To jest prawie jak z szukaniem pracy. Mam talent, umiem pisać, napisałem czy napisałam do tej pory takie teksty, proszę przyjąć mnie do pracy. W tym momencie trzeba ocenić czy warto, czy najzwyczajniej w świecie będą z tego pieniądze i dla pracodawcy i dla autora. A to bardzo trudne. Wiele razy się pomyliłam. Zainwestowałam czas w tekst, który dla mnie był w porządku, ale czytelnicy go nie docenili. Zdarzało się też, że nie poznałam się na autorze, traktując nieco po macoszemu jego twórczość, gdy tymczasem czytelnicy byli zachwyceni. Oczywiście przy wyborze kieruję się swoim gustem i doświadczeniem, ale biorę także pod uwagę to, co innym może się podobać.

– Czy któryś z wydających w e-bookowo autorów szczególnie przypadł Ci do serca?

Tak naprawdę wszystkich bardzo lubię. Chciałabym kiedyś zaprosić cały tłum na jakąś imprezę, byśmy się wszyscy poznali. Choć przy tej liczbie trzeba by chyba wynająć stadion 🙂

Dobrze współpracuje się z autorami, którzy świadomie podchodzą do swojej roli. Nie wiem, czy powinnam wymieniać nazwiska, na pewno byłoby kilkadziesiąt naprawdę fajnych osób.

– Co najbardziej irytuje w tych bardziej „opornych” autorach?

Zaczynając, bałam się, że nie znajdę autorów, wszyscy znajomi musieli więc dać swoje teksty na początek, a potem już poszło samo. Teraz więcej odrzucam niż wydaję. Niestety, wciąż tkwi w autorach błędne przekonanie, że wystarczy napisać byle co i byle jak, a resztą zajmie się redaktor. Wydaje mi się, że wielu zapomina, że mimo wszystko to wydawca jest szefem, a autor pracownikiem, który wykonał swoją pracę, jeśli jest ona dobra, adekwatnie do jej wartości przyjdzie za tym wynagrodzenie. Nie jest winą wydawcy, że coś się nie sprzedaje. Tak jak nie jest jego zasługą, że coś się sprzedaje. Wydawca wykonuje swoją pracę najlepiej jak potrafi, ale to od samego utworu zależy, czy spodoba się czytelnikom. Nikogo do zakupu się nie zmusi. Wielu o tym zapomina, zarzucając, że brakuje „promocji”, ale sami nie wiedzą co się kryje pod tym magicznym słowem. „Oporny” autor nie udziela się na Facebooku, nie prowadzi bloga, nie kontaktuje się z czytelnikami, reaguje nerwowo na propozycję zorganizowania spotkania autorskiego w swojej lokalnej bibliotece, ale ma pretensje „bo się nie sprzedaje”.

206155_250955794922085_4286641_n– Ulubiony gatunek literacki?

Osobiście uwielbiam realizm magiczny, który nie ma sobie równych. Nie lubię „babskich” lektur za ich sztampowość i denerwują mnie kryminały, bo są przewidywalne. Można stawać na głowie, a i tak trzeba odkryć mordercę. Ale zdaję sobie sprawę, że literatura obyczajowa, sensacyjna i fantastyka są najpopularniejszymi gatunkami, więc siłą rzeczy muszą się pojawiać kolejne kopie Tolkiena, Kinga i Grocholi czy Mroza.

– Założenie wydawnictwa to dość odważna decyzja, biorąc pod uwagę ilość pojawiających się na runku literackim coraz to nowych oficyn. Z tego co się orientuję e-bookowo istnieje już około dziesięciu lat i wciąż się rozwija. Czy była to spontaniczna decyzja, czy może realizacja od dawna wyznaczonego celu?

Cóż… Miałam wiele szczęścia, bo zawsze chciałam robić to, co teraz robię, a przy tym rozwój nowych technologii sprawił, że realizacja marzenia stała się możliwa. Bez smartfonów, tabletów, księgarni internetowych nie byłoby e-bookowo. 

Tak naprawdę zawsze chciałam pisać i to sprawia mi największą przyjemność, ale z samego pisania utrzymać się nie można, trzeba robić coś więcej. Więc czemu nie wydawać książek? Ktoś wymyślił, że do czytania nie potrzeba wcale papieru, co jest i ekologiczne, i ekonomiczne, stało się więc wspaniałą szansą na robienie czegoś, co się naprawdę lubi.

– W większości wydawnictwa zaczynają od przekładów znanych, zagranicznych autorów, co w pewnym sensie od razu winduje je w górę. Można powiedzieć, że e-bookowo nie poszło na skróty i odniosło sukces bez „wspomagaczy”, dając przy tym szansę na spełnienie marzeń naszym polskim autorom. Czy teraz w planach są jakieś tłumaczenia?

Mamy tylu piszących po polsku, że nie widzę sensu kupowania praw do książek zagranicznych, które w nadzwyczaj wielu przypadkach nie są tak dobre jak rodzime produkcje. Najwięcej potencjału mają właśnie debiutanci. Co to za wyzwanie promować autora, który już jest wypromowany i każdy sięga po jego książki, bo taka jest aktualnie moda? Szczerze, to nie przyszło mi nawet do głowy, by sięgać po tłumaczenia.

– Od jakiegoś czasu dość popularne stały się audiobooki. Co sądzisz o tej formie literackiej?

Na pewno jest to wygodna forma przyswajania literatury dla biegaczy i kierowców. Dla mnie to irytujące słuchać jak ktoś czyta, bo zwykle lektorzy robią zbyt długie pauzy, starają się aktorsko interpretować tekst. Przeraża mnie też świadomość, że potrzebuję kilkudziesięciu godzin, by wysłuchać całości. Może dlatego, że czytam szybko, a słuchanie jest nużące. W e-bookowo audiobooki są w mniejszości i raczej nie mam do nich serca.

– Jak to jest mieć świadomość, że pomogło się spełnić czyjeś marzenia? Bo dokładnie to robisz, dając szansę zaistnienia autorom, gdyż dla większości z nich publikacja znaczy więcej, niż wysoka wygrana w totolotka.

Zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności, ale nie jestem wróżką spełniającą marzenia. Autorzy sami muszą je spełniać, ja daję tylko proste narzędzia, by im to umożliwić. Niestety takie mamy czasy, że bez autopromocji własnej osoby niewiele można zdziałać. Dlaczego tak dobrze sprzedają się książki celebrytów, mimo nikłej wartości literackiej? Bo działa siła skandalu. Oczywiście debiutantowi trudno wywołać zainteresowanie wokół własnej osoby. Ale od czego jest codzienna praca? Bywanie w mediach społecznościowych, udzielanie się, pokazywanie, że ma się swoje zdanie. Trzeba jednak być ostrożnym i w sposób przemyślany budować swoją markę pisarza. A z czasem znajdzie to odzwierciedlenie w docenieniu przez czytelników.

– Jesteś wydawcą, ale i autorką. Zbiór „Zapiski na chusteczkach” zawiera pięćdziesiąt trzy opowieści. To fragment jednej z nich: „Wdrapałam się na brzeg. Trawa była mokra zimnym porankiem i przyjemną wilgocią niewidzialnego deszczu. Odpocznę chwilę. Położyłam się na trawie, niedaleko wrzącego strumienia. Ciało miałam ciągle nabrzmiałe, zmęczone. Powieki ciężkie, same układały się do snu. Tak. Zasnąć. Tylko na chwilę. Odzyskać siły. Nabrać świeżości nowego dnia. (…)”. Czy po tym krótkim fragmencie jesteś w stanie od razu powiedzieć z której pochodzi historii?

Tak, choć było to bardzo dawno. Zakładając wydawnictwo, musiałam od czegoś zacząć, więc były to moje teksty. Pozbawiona jestem tak zwanego parcia na szkło. Lubię pisać, ale już na tym, co dzieje się po opublikowaniu zupełnie mi nie zależy. Wydane teksty idą sobie w świat, już do mnie nie należą. Teraz odbieram je jako naiwne, ale stały się, nic na to nie poradzę. Były wyrazem mojej nastoletniej świadomości, więc niech już tak zostanie.

– Fragment „Wieczoru” (Zapiski na chusteczkach):

„- Nie rozumiem, dlaczego to ty zawsze trzymasz pilota…

– Ja? Pilota?

– Pilota. Czy ja już nie mam prawa niczego sobie obejrzeć?

– Kto ma pilota, ten ma władzę (…)”

Teraz pytanie bardziej prywatne. Kto ma pilota w Twoim związku?

Pamiętam to opowiadanie. Pisałam je w liceum. To dialog moich rodziców. U nas władzę chyba mają nasze trzy córki 🙂 To im jest podporządkowany plan dnia. Z mężem pracujemy wspólnie, dzieląc się obowiązkami, aczkolwiek ja pracuję w domu, a on w firmie. 

– Czy zdarzył ci się autor, z którym współpraca była tak męcząca, że się wycofałaś?

Oj, tak. Było kilka takich osób, kiedy musiałam zrezygnować, bo po każdym kontakcie czułam się jakby wampir wyssał mi pół krwi.  Była taka pani, która nie uznawała kontaktu mailowego, wszystko ustalała telefonicznie. Nawet poprawki do tekstu. Godzinami wisiała ze mną na telefonie i analizowała, czy postawić zaimek czy lepiej imię bohaterki, a może w ogóle innym zdaniem opisać jej stan psychiczny. Gdy w końcu doszło do publikacji, a nawet druku książek, ktoś znalazł w tekście drobny błąd, literówkę właściwie. Autorka wycofała się z umowy, oskarżyła mnie o bezprawne wydanie tekstu, wynajęła prawnika, według którego w pierwszym miesiącu sprzedało się nie dziesięć, a sto egzemplarzy, co przy debiucie byłoby cudem. I tak się to skończyło. Teraz widzę, że opublikowała tę książkę już w trzecim z kolei wydawnictwie. Chyba jej się nie układa za dobrze w kontaktach z ludźmi.
Staram się unikać osób, które wyciskają ze mnie energię. Szkoda życia na to.

– Który etap procesu wydawniczego sprawia najwięcej trudności?

Na pewno korekta. Odbiera przyjemność z lektury. Natomiast bardzo lubię składać książki, nadawać im kształt. 

– Masz możliwość wybrać jakąkolwiek postać, żyjącą, bądź nieżyjącą i przeprowadzić z nią wywiad. Czy będzie to James Dean, czy może Vlad Dracula? Kogo wybierasz i o co pytasz?

Z Olgą Tokarczuk chętnie spędziłabym dzień, z Marquezem napiłabym się wina, z Isabelle Allende poszłabym na długi spacer, z Hemingwayem chętnie zwiedziłabym Hawanę. Ale nie pytałabym o nic. Cieszyłabym się chwilą.

– Tym razem masz możliwość stać się na jeden dzień kimkolwiek. Może to być jak powyżej, ktoś żyjący współcześnie, albo jakaś osoba nieżyjąca. Kogo wybierasz i dlaczego?

Stawać się kimś innym można dzięki książkom. W tym tkwi ich siła.

– Jakie są Twoje najbliższe plany zawodowe? Jakieś zmiany w wydawnictwie, czy może zdecydujesz się ponownie zabłysnąć jako autor?

Błyszczeć zupełnie nie mam ochoty, ale teksty nadal wydaję, pod pseudonimem. Niezręcznie publikować samą siebie, a jeszcze gorzej wydawać swoje teksty w innym wydawnictwie, gdy ma się własne. Przyjęłam więc trzecią możliwość – wydaję u siebie, ale potajemnie 🙂

Co do zmian w wydawnictwie – wciąż pracujemy nad nowym serwisem, jednak ogrom pracy przerasta nasze możliwości czasowe. Zbyt wiele udogodnień dla autorów sobie wymyśliłam, teraz programiści mają co robić. Niestety trzeba też pracować, by zarabiać, więc prace nad nową stroną wciąż są przekładane. Ale w końcu nadejdzie ten moment. Na pewno nie pójdę w stronę wydawnictw tradycyjnych, bo tych jest aż nadto. Pozostanę wierna formie książki elektronicznej, bo w niej jest przyszłość (mimo że to nadal margines, ale coraz szerszy). Obserwując, jak rozwija się rynek, źle byłoby z tego rezygnować.

Dziękuję za poświęcenie swojego czasu i udzielenie mi odpowiedzi na pytania.

Wywiad przeprowadziła:
Anna Tuziak (NieGrzeczna)

Dodaj komentarz